Mężczyzna spędził dwa dni przy wraku samochodu po tym, jak jego pojazd spadł z wysokiego klifu na kalifornijskim wybrzeżu. Służby opublikowały nagranie z akcji ratunkowej. Jak podkreślają, kierowca pojazdu "doznał niewielkich obrażeń".
We wtorek rano oddział Kalifornijskiego Patrolu Autostradowego (California Highway Patrol) został powiadomiony przez policję w Pacific Grove w Kalifornii o mężczyźnie, po którym ślad zaginął po tym, jak wyszedł z pracy w niedzielę wieczorem. Służby rozpoczęły poszukiwania w pobliżu klifów w regionie Big Sur i jeszcze tego samego dnia zlokalizowały pojazd poszukiwanego - zaledwie 400 stóp (ok. 120 metrów - red.) od brzegu Oceanu Spokojnego.
Pojazd spadł z klifu, kierowca "wypadł przez szyberdach"
Kierowca "stał obok pojazdu gorączkowo wymachując prowizoryczną flagą" - podały służby we wpisie w mediach społecznościowych, do którego dołączono nagranie ze śmigłowca. Mężczyzna po tym, jak został ewakuowany i przewieziony do szpitala, powiedział, że do wypadku doszło, gdy próbował ominąć "kilka jeleni na jezdni". Samochód spadł z klifu, a on "wypadł przez szyberdach".
Służby podkreśliły, że pojazd "zjechał kilkaset stóp w dół klifu" i rozbił się w miejscu niewidocznym z jezdni, do którego nie prowadzi żadna trasa. "Mimo że poszkodowany spędził na wybrzeżu dwa dni, wydawało się, że jego stan jest stabilny" - czytamy w komunikacie. Zaznaczono w nim, że kierowca "doznał niewielkich obrażeń".
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: CHP - Coastal Division Air Operations