Sąd Apelacyjny w Seattle w stanie Waszyngton przesłuchiwał w poniedziałek przedstawicieli resortu sprawiedliwości w sprawie drugiego dekretu imigracyjnego prezydenta USA Donalda Trumpa. Sędziowie nie kryli sceptycyzmu wobec intencji tego dekretu.
Prokurator Jeffrey Wall był wielokrotnie proszony o wyjaśnienie, jak kontrowersyjne słowa Trumpa o "całkowitym zakazie wjazdu muzułmanów do USA" mogą pozwolić zrozumieć cel wydanej dyrektywy imigracyjnej inaczej niż jako uprzedzenie wobec muzułmanów.
- Skąd sąd ma wiedzieć, czy to rozporządzenie nie jest tak naprawdę "zakazem muzułmańskim" pod pretekstem troski o bezpieczeństwo narodowe? - zapytał sędzia Ronald Gould.
Administracja Trumpa tłumaczy
Następnie sędzia Michael Hawkins spytał, czy prezydent odciął się od swojej kampanijnej retoryki i publicznie przyznał, że się pomylił i zmienił zdanie w sprawie zakazu wjazdu muzułmanów od USA. Wall odpowiedział, że "tak, prezydent wielokrotnie nawiązał do tego tematu (...) co jest udokumentowane". Nie podał jednak przykładu.
Wall, reprezentujący przed sądem administrację Trumpa, odpowiedział także, że nikt nie próbował jeszcze znieść obowiązującego prawa na podstawie wypowiedzi z kampanii prezydenckiej. Dodał, że nie ma wystarczających dowodów na to, by administracja prezydenta działała w złej wierze.
9. Okręgowy Sąd Apelacyjny obradował w składzie trzech sędziów. Wszyscy zostali mianowani na stanowiska sędziowskie jeszcze za prezydentury Billa Clintona.
Sędziowie zajęli się apelacją od wyroku sędziego Derricka Watsona ze stanu Hawaje, który zablokował części dekretu imigracyjnego Trumpa z 6 marca argumentując, iż wprowadza on dyskryminację ze względu na religię. Watson oparł się przy tym na słowach prezydenta z kampanii prezydenckiej o "całkowitym zakazie wjazdu muzułmanów do USA".
Bezpieczeństwo, czy dyskryminacja?
Zaskarżone drugie rozporządzenie wykonawcze zawieszało możliwość wystawiania nowych wiz wjazdowych do USA obywatelom sześciu krajów: Iranu, Libii, Somalii, Sudanu, Syrii i Jemenu, w których większość mieszkańców stanowią muzułmanie.
Prezydencka administracja wskazywała w poniedziałek, że jej głównym celem jest bezpieczeństwo narodowe i dekret ten ma to zapewnić, a kraje objęte są zakazem ze względu na zagrożenie terrorystyczne, a nie na religię.
Przeciwnicy dyrektywy, czyli grupy broniące praw obywatelskich oraz władze stanu Hawaje, utrzymują, że obydwie wersje rozporządzenia dotyczącego imigracji dyskryminują muzułmanów. Rozporządzenie w swoim tekście nigdzie nie odnosi się do tematu religii.
Zdecyduje Sąd Najwyższy
W zeszłym tygodniu 4. Sąd Apelacyjny w Richmond w Wirginii rozpatrywał apelację od wyroku sądu w Maryland, który zablokował obowiązywanie tego samego rozporządzenia. Także w tym sądzie większość stanowią sędziowie mianowani przez demokratów. Nie doszło jeszcze do wydania wyroku.
Praktycznie bez względu na wyroki sądów apelacyjnych w Seattle i Richmond, sprawa obowiązywania dekretu imigracyjnego znajdzie swój finał w Sądzie Najwyższym USA. Zapowiedział to już wcześniej prezydent Trump. Po zaprzysiężeniu Neila Gorsucha na sędziego Sądu Najwyższego republikanie mają tam większość.
Ustawa o imigracji i obywatelstwie z 1952 roku daje prezydentowi możliwość zabronienia wjazdu do USA obcokrajowcom bądź grupom obcokrajowców na okres, jaki uważa on za stosowny. Prezydenci Jimmy Carter, Ronald Reagan czy Barack Obama używali tego prawa wobec niektórych grup uchodźców i dyplomatów, np. z Iranu, Kuby czy Korei Płn.
Pół miliona zaległych spraw
Tymczasem, jak wynika z raportu pozarządowej organizacji Transactional Records Access Clearinghouse (TRAC), sądy imigracyjne w Stanach Zjednoczonych w kwietniu zalegały z rozpatrzeniem prawie 586 tys. spraw, a średni czas oczekiwania na rozprawę wynosił 670 dni.
Choć w ostatnich latach przybyło sędziów rozpatrujących sprawy imigracyjne (tylko w okresie od listopada 2015 r. do kwietnia br. zaprzysiężonych zostało 79 sędziów), to liczba zalegających spraw cały czas rośnie - poinformował w poniedziałek w omówieniu raportu portal informacyjny Washington Examiner.
Dla porównania w sierpniu 2015 roku zaległych spraw było 457 tys., a średni czas oczekiwania na rozprawę wynosił 635 dni. Obecnie zdarza się, że wyznaczony termin rozprawy jest odległy nawet o 1900 dni, czyli ponad 5 lat.
Największe zaległości mają sędziowie w Nowym Jorku, gdzie na rozpatrzenie oczekuje ponad 77 tys. spraw imigracyjnych, z czego ponad 5 tys. nie ma nawet wyznaczonej daty rozprawy, a szacowany czas oczekiwania to prawie 900 dni. W czołówce są także m.in. Los Angeles oraz San Francisco, gdzie do rozpatrzenia było w kwietniu odpowiednio 54 tys. i 42 tys. spraw.
Autor: mm/sk / Źródło: PAP