USA nie wątpią, że Asad użył broni chemicznej. Eksperci: Najlepszy moment na interwencję minął


- Nie ma żadnych wątpliwości, że to reżim prezydenta Baszara el-Asada jest odpowiedzialny za "niegodziwe" użycie broni chemicznej w Syrii - powiedział wiceprezydent USA Joe Biden we wtorek. Amerykańscy eksperci wskazują natomiast: prezydent USA zbyt długo zwlekał z interwencją i "najlepsza ku niej okazja już minęła". Wielu podkreśla jednak, że Barack Obama musi użyć siły, gdyż w grę wchodzi wiarygodność USA po ostrzeżeniach pod adresem Asada.

W poniedziałek sekretarz stanu John Kerry powiedział, że fakt użycia pod Damaszkiem broni chemicznej "jest niezaprzeczalny" i oznajmił, że sprawcy tego skandalicznego ataku powinni być pociągnięci do odpowiedzialności.

We wtorek wiceprezydent USA Joe Biden powtórzył, że użycie broni chemicznej w Syrii nie może pozostać bez odpowiedzi, a "każdego, kto stosuje broń chemiczną przeciwko bezbronnym kobietom i dzieciom, powinny, a nawet muszą spotkać działania odwetowe".

Biden dodał, że nie ma żadnych wątpliwości, że to reżim prezydenta Baszara el-Asada jest odpowiedzialny za "niegodziwe" użycie broni chemicznej w Syrii. USA, jak dodał wiceprezydent, są pewne, że tylko syryjska armia dysponuje taką bronią i że w przeszłości już wielokrotnie ją stosowała.

Ataki będą "chirurgiczne"

Po wystąpieniach amerykański władz eksperci przewidują, że rząd USA zdecyduje się prawdopodobnie na "chirurgiczne" ataki rakietowe z powietrza na wybrane cele w Syrii, ale podejrzewają, że potrwają one krótko - zbyt krótko, by wyeliminować reżimową broń chemiczną i zaważyć na przebiegu konfliktu.

- Jeżeli Ameryka nie odpowie zbrojnie, inne reżimy, z Iranem na czele, nie będą brały poważnie jej ostrzeżeń o "czerwonych liniach". Pytanie tylko, kiedy dojdzie do ataku i w jakiej skali - stwierdził Ahmed Majidyar z waszyngtońskiego American Enterprise Institute.

Bez "apetytu" na wojnę

- Po wojnach w Iraku i Afganistanie w USA nie ma apetytu na długotrwałe zaangażowanie militarne za granicą; społeczeństwo go nie poprze. Opinia publiczna może poprzeć chirurgiczne ataki lotnicze. Problem w tym, że nie osiągnie się w ten sposób założonych celów. Jeżeli nie zniszczy się całej broni chemicznej el-Asada, reżim użyje ponownie tego, co uda mu się zachować. Po drugie, ograniczone uderzenie z powietrza nie zmieni równowagi sił w Syrii, podobnie jak ataki pociskami Cruise przeciw islamistom w Afganistanie w 1998 r. nie zniszczyły przywództwa ani infrastruktury Al-Kaidy - kontynuował ekspert.

- Nie należy więc odpalać rakiet dla samej zasady, że trzeba zareagować na użycie gazów. Potrzebna jest poważniejsza akcja, która naprawdę osłabi syryjski reżim. Oczywiście nikt nie wyśle do Syrii wojsk lądowych, ale USA mogą uzbroić i wyekwipować część sił powstańczych, które nie są związane z Al-Kaidą - dodał.

Ukarać czy odstraszyć?

Podobnie ocenia sytuację Daniel Serwer ze Szkoły Studiów Międzynarodowych (SAIS) na Uniwersytecie Johnsa Hopkinsa w Waszyngtonie.

- Nie jest na razie jasne, jakie cele administracja Obamy chce osiągnąć. Czy tylko ukarać Asada za użycie broni chemicznej i odstraszyć go od ponownego jej zastosowania? Czy także zrobić wrażenie na Iranie i uzyskać w jego oczach wiarygodność, kiedy grozi się użyciem siły? W tym wypadku trzeba będzie zrobić więcej, niż tylko przeprowadzić ograniczone ataki z powietrza niszczące składy broni chemicznej. Należałoby zbombardować rakietami pałac prezydencki Baszara el-Asada i zniszczyć jego centrum dowodzenia - powiedział Serwer. Jego zdaniem USA powinny zdecydować się na dłuższą i szerzej zakrojoną akcję zbrojną, wystarczającą do zneutralizowania obecnej przewagi sił Asada. Sewer wątpi jednak, by Ameryka i jej sojusznicy się na to zdobyli. - Jest to pożądane i wykonalne. Zmusiłoby to Asada do negocjacji z powstańcami. Niestety, dłuższa kontynuacja ewentualnej międzynarodowej interwencji w Syrii może doprowadzić do rozpadu koalicji. Poza tym Obama jest raczej skłonny do realizacji celów tylko ograniczonych. Niektórzy w Waszyngtonie nalegają, by zrobić więcej, ale nie sądzę, by ich zdanie przeważyło - powiedział ekspert SAIS.

Ekspert: Najlepsza okazja na interwencję już minęła

Eksperci militarni są zdania, że prezydent Obama zbyt długo zwlekał z interwencją w Syrii. Wcześniej - argumentują - odniosłaby ona skutek i przyniosłaby więcej korzyści, gdyż powstańcy byli silniejsi, a skrajni islamiści nie odgrywali w ich szeregach tak dużej roli jak obecnie. - Nawet jeśli dojdzie do zbrojnej interwencji USA, najlepsza ku temu okazja już minęła. Ameryka nie interweniowała, gdy rebelianci byli najsilniejsi, reżim Asada najbardziej kruchy i kiedy ograniczone poparcie amerykańskie dla dominujących wówczas umiarkowanych frakcji powstańców mogło odsunąć Asada od władzy - oświadczył czołowy ekspert ds. wojskowości waszyngtońskiego Centrum Studiów Strategicznych i Międzynarodowych (CSIS) Anthony Cordesman w komentarzu na stronie internetowej tego think tanku.

- Asad jest teraz dużo silniejszy, kraj coraz bardziej podzielony, a w oddziałach rebelianckich walczą silne elementy islamistów sunnickich. (...) Oznacza to, że nie ma mowy, by USA mogły szybko użyć siły do zniszczenia reżimu Asada bez obawy, czy Syria nie dostanie się pod władzę sunnickich ekstremistów - dodał.

- Barack Obama za długo czekał z zaoferowaniem znaczącej pomocy syryjskiej opozycji. (...) Przyczyniło się to do wzmocnienia ekstremistycznych grup powstańców - napisał w dzienniku "Politico" Michael O'Hanlon z Brookings Institution. Podobnie jak inni wzywa on rząd do interwencji zbrojnej głównie ze względu na poprzednie ostrzeżenia, ale zaznacza, że "tym, czego naprawdę potrzebujemy, jest spójna strategia na rzecz zakończenia wojny, strategia, która zawierałaby wizję przyszłego politycznego porozumienia między walczącymi frakcjami".

Autor: ktom//kdj / Źródło: PAP

Tagi:
Raporty: