Profesor Włodzimierz Marciniak, rosjoznawca, były ambasador Polski w Moskwie ocenił w "Faktach po Faktach" w TVN24, że rejon Morza Czarnego to obecnie "zapalne miejsce" w związku z napiętą sytuacją dotyczącą eksportu ukraińskiego zboża. Tłumaczył, że jeśli Zachód zdecydowałby się na ochronę konwojów na tym morzu, to w przypadku potencjalnego ataku na nie, musiałby odpowiedzieć. - To jest sytuacja kryzysu kubańskiego i decyzji prezydenta Kennedy'ego - stwierdził.
25 lipca brytyjska ambasador przy ONZ Barbara Woodward oświadczyła, że Wielka Brytania ma informacje wskazujące na to, że "rosyjskie wojsko może rozszerzyć swoje ataki na cywilną żeglugę na Morzu Czarnym". O takim zagrożeniu mówił również w rozmowie z korespondentem "Faktów" TVN w Waszyngtonie Marcinem Wroną Michael Carpenter, ambasador USA przy OBWE. - Posiadamy informację, że Rosja planuje potencjalne zaatakowanie cywilnych statków wychodzących z portów ukraińskich - przekazał.
Wcześniej Rosja zrezygnowała z wynegocjowanej przez ONZ i Turcję umowy, która przez ostatni rok zezwalała na bezpieczny eksport ukraińskiego zboża przez Morze Czarne.
Morze Czarne jako "miejsce zapalne"
O strategicznym znaczeniu regionu Morza Czarnego w prowadzonej od ponad 500 dni rosyjskiej inwazji na Ukrainę mówił w "Faktach po Faktach" w TVN24 profesor Włodzimierz Marciniak, sowietolog i rosjoznawca, ambasador Polski w Moskwie w latach 2016–2020.
Powiedział, że "czynnik pieniędzy jest zawsze i bez przerwy obecny, także w tej wojnie". - Najprostszy przykład to jest ogłoszenie przez Rosję wyjścia z umowy zbożowej. Tam jest podstawowy motyw. Rosjanie domagają się, żeby uzyskać zgodę na eksport amoniaku - zauważył. Dodał także, że Rosja domaga się zdjęcia sankcji z banku obsługującego tamtejsze rolnictwo. Wskazywał, że "to są podstawowe warunki dalszego udziału Rosji w tym porozumieniu".
Marciniak dodał, że część ukraińskiego zboża trafiała między innymi do Turcji. - I prezydent Turcji ciągle zabiega o spotkanie z Putinem, żeby porozmawiać z nim na temat wznowienia tego porozumienia. Bo jest żywo zainteresowany powrotem do niego - zwracał uwagę.
Jednocześnie wskazywał, że NATO kieruje się "niezmienną zasadą, niezależnie od tego, że zwiększa coraz bardziej poparcie militarne dla Ukrainy" - aby nie uwikłać się w ten konflikt. - I Zachód odmawia ochrony konwojów zbożowych na Morzu Czarnym. Morze Czarne jest potencjalnie równie albo może bardziej zapalnym miejscem niż to, które nas interesuje - dodał.
Zapytany, czy zaryzykowałby ochronę tych konwojów, odparł, że dla polityków demokratycznych to jest "niezwykle trudna decyzja". - Dlatego, że życie ludzkie w krajach demokratycznych jest niezwykle cenne. I każdemu politykowi zadrży ręka, żeby podjąć decyzję właśnie tego typu - podkreślał. Tłumaczył, że w sytuacji, w której Zachód zdecydowałby się na ochronę konwojów, to w przypadku potencjalnego ataku na nie, musiałby odpowiedzieć.
- To jest sytuacja kryzysu kubańskiego i decyzji prezydenta Kennedy'ego - ocenił. Nawiązał w ten sposób do napięcia z początku lat 60., kiedy świat znalazł się o krok od wojny jądrowej po tym, jak na Kubie rozmieszczono radzieckie pociski rakietowe. Ostatecznie Moskwa wycofała rakiety z Kuby, a prezydent USA John F. Kennedy zobowiązał się nie ponawiać prób inwazji na Kubę i wycofał z Turcji wymierzone w ZSRR amerykańskie rakiety z głowicami atomowymi.
- Motyw Kennedy'ego był oczywisty. On się zapytał, czy istnieje minimalna szansa, że chociaż jedna rakieta sowiecka spadnie na Stany Zjednoczone. (Doradcy - red.) odpowiedzieli mu, (że) tak. To jest niedopuszczalny poziom ryzyka. To są kryteria, według których decydują politycy demokratyczni. Nie można przekroczyć niedopuszczalnego poziomu ryzyka. Ale konsekwencja jest taka, jaka jest - wojna trwa i pesymiści twierdzą, że będzie się toczyć nie wiadomo ile czasu i pochłonie kolejne tysiące (ofiar - red.) - dodał.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: mil.ru