W kilku miastach Ukrainy doszło w nocy z poniedziałku na wtorek do akcji protestacyjnych wywołanych zatrzymaniami uczestników blokady handlowej zajętych przez separatystów części Donbasu. Demonstranci wdzierali się do budynków rządowych i palili opony.
W poniedziałek władze zatrzymały ponad 40 uczestników blokady tras kolejowych, prowadzących z terenów pod kontrolą Kijowa do separatystycznych rejonów Donbasu. Stało się to w okolicach stacji kolejowej Krywyj Torec w obwodzie donieckim.
Służba Bezpieczeństwa Ukrainy (SBU) ogłosiła, że do zatrzymań doszło w ramach działań antydywersyjnych, a zatrzymani mieli przy sobie broń. W reakcji na te działania w Kijowie, Lwowie, Łucku, Równem, Winnicy, Czerniowcach oraz Iwano-Frankiwsku zgromadziły się grupy demonstrantów, którzy zażądali uwolnienia zatrzymanych. W Kijowie protestujący zebrali się na Majdanie Niepodległości i przemaszerowali pod administrację prezydenta Petra Poroszenki. W Łucku, Równem i Czerniowcach ludzie wtargnęli do siedziby państwowych władz obwodowych. W innych miejscach pikiety odbyły się przed budynkami SBU. W nocy wiceprzewodnicząca ukraińskiego parlamentu Oksana Syroid poinformowała, że zatrzymani zostali przesłuchani i zwolnieni. Mimo tego we wtorek rano przed siedzibą władz obwodowych w Iwano-Frankiwsku nadal protestowało ok. 20 osób, które podpaliły tam stare opony samochodowe.
Blokada separatystów
Blokadę handlu z separatystami prowadzą od stycznia weterani ukraińskich batalionów ochotniczych, którzy walczyli wcześniej w Donbasie. Wstrzymali m.in. nadchodzące stamtąd transporty węgla, co doprowadziło do kryzysu energetycznego. Weterani domagają się zaprzestania handlu z separatystami i mówią, że walczą z przemytem, który płynie do bojowników Donbasu. W lutym prezydent Ukrainy Petro Poroszenko oceniał, że blokada jest czynnikiem destabilizującym gospodarkę i sytuację w państwie i ostrzegał, że jej efektem może być m.in. utrata 300 tysięcy miejsc pracy w przemyśle metalurgicznym.
Autor: mtom / Źródło: PAP