Od czwartku trwa pościg za porywaczem, który w Połtawie na Ukrainie wziął zakładnika, opuścił miasto dostarczonym przez policję samochodem, a później uciekł do lasu. W akcji poszukiwawczej biorą udział śmigłowce.
- Dotąd nie zatrzymaliśmy mężczyzny. Operacja trwa. Bierze w niej udział wiele osób z różnych jednostek i wydziałów, śmigłowce, kynolodzy z psami, a także funkcjonariusze Gwardii Narodowej - mówiła w piątek internetowej gazecie "Ukraińska Prawda" Polina Łarina z połtawskiej policji.
Funkcjonariuszka oznajmiła, że napastnik uciekł do lasu i najprawdopodobniej dotąd ukrywa się w miejscu, gdzie występują zarówno obszary leśne jak i pola. Na pytanie, czy jest uzbrojony i czy może stanowić zagrożenie dla ludzi, stwierdziła, że nie ma takich informacji.
Groził granatem
W czwartek ukraińska policja informowała o mężczyźnie, który podczas próby aresztowania (z powodu podejrzeń o kradzież samochodu) przez funkcjonariuszy wydziału kryminalnego w Połtawie, wziął jednego z policjantów za zakładnika i groził, że wysadzi granat RGD-5.
Po negocjacjach sprawca wymienił policjanta na szefa wydziału kryminalnego, pułkownika Witalija Szyjana i odjechał z nim samochodem dostarczonym przez policję. Później napastnik wypuścił zatrzymanego, porzucił auto na drodze i uciekł do pobliskiego lasu.
Poszukiwany jest w regionie myrhorodzkim. Połtawskie portale przekazały w piątek, że policja nie wstrzymała ruchu na tamtejszych drogach, kontroluje jednak przejeżdżające samochody.
MSW Ukrainy podało wcześniej nazwisko napastnika. Jest nim 32-letni Roman Skrypnyk, wcześniej karany za kradzieże i przestępstwa narkotykowe. Według ustaleń połtawskich dziennikarzy, Skrypnyk brał udział w walkach z prorosyjskimi separatystami w Donbasie (po stronie armii ukraińskiej - przyp. red.).
Policja obwodu połtawskiego obiecała nagrodę za informacje, które pomogą w zatrzymaniu porywacza - przekazała w piątkowej depeszy agencja Unian.
Zabarykadował się w autobusie
We wtorek w Łucku na zachodzie Ukrainy inny uzbrojony napastnik przez blisko 12 godzin przetrzymywał 13 zakładników w międzymiastowym autobusie zatrzymanym w centrum miasta.
Maksym Kriwoszej, mieszkaniec Dubna w obwodzie łuckim, wcześniej był dwukrotnie karany. Wysuwał "nietypowe" żądania. Domagał się, by przyjechali do niego "wszyscy" ukraińscy dziennikarze, twierdził, że "państwo jest głównym terrorystą" i żądał, by potwierdzili to najwyżsi przedstawiciele ukraińskich władz i Kościołów, a także oligarchowie.
Porywacz poddał się po negocjacjach, prowadzonych przez funkcjonariuszy MSW i służby bezpieczeństwa. Udział w nich wziął także prezydent Wołodymyr Zełenski, który przez blisko kwadrans rozmawiał przez telefon z porywaczem. Po rozmowie z prezydentem mężczyzna uwolnił trzy osoby: starszą kobietę, kobietę w ciąży i dziecko. Później wyszedł z podniesionymi rękami z autobusu. Zakładnicy opuścili pojazd w asyście służb. Nikt nie został ranny.
Sprawca przebywa w kijowskim areszcie. Grozi mu dożywocie.
Źródło: Ukraińska Prawda, Unian, poltava.to
Źródło zdjęcia głównego: Policja / Reuters / Forum