Ukraińska policja zatrzymała w Charkowie wspólnika napastnika, który we wtorek przetrzymywał zakładników w autobusie w Łucku. Dramat więzionych trwał 12 godzin i skończył się szczęśliwie. Na jaw wychodzą nowe szczegóły.
We wtorek po godzinie 9.30 (8.30 czasu polskiego) ukraińska policja poinformowała o uzbrojonym napastniku, który zabarykadował się w międzymiastowym autobusie, zatrzymanym przy placu Teatralnym w centrum Łucka (obwód wołyński). Sprawca przetrzymywał kilkunastu zakładników, wśród nich dziecko i dwie kobiety w ciąży. Domagał się, by przyjechali do niego "wszyscy" ukraińscy dziennikarze, twierdził, że "państwo jest głównym terrorystą" i żądał, by potwierdzili to najwyżsi przedstawiciele ukraińskich władz i Kościołów, a także oligarchowie.
"Jest ze mną dużo ludzi, (mam) broń automatyczną, dwie bomby, trzecia jest w ruchliwym miejscu w mieście" - wpis o takiej treści zamieścił na Facebooku. Część centrum Łucka została odcięta, a na miejsce przybył szef MSW Arsen Awakow. Pobliskie sklepy i kawiarnie zostały zamknięte, a mieszkańcy okolicznych bloków ewakuowani. W pobliżu autobusu ustawiono wozy opancerzone. - Czegoś takiego jeszcze nie oglądaliśmy - mówiła dziennikarzom właścicielka pobliskiego sklepu.
Po kilku godzinach jednemu z funkcjonariuszy udało się przekazać zakładnikom wodę. W chwili przekazywania reklamówki z butelkami do autobusu podszedł zastępca szefa ukraińskiej policji Jewhen Kowal. Chciał przekonać napastnika, by uwolnił dziecko. W odpowiedzi padł strzał. Kowal nie został ranny. Wcześniej porywacz strzelał w kierunku latającego nad miejscem zdarzenia drona należącego do służby bezpieczeństwa, wyrzucił także przez okno trzy ładunki wybuchowe. Nikt nie odniósł żadnych obrażeń.
Po kilku godzinach w akcję włączył się prezydent Wołodymyr Zełenski. Rozmawiał z porywaczem przez telefon około 15 minut. Przekonał go do uwolnienia trzech osób: starszej kobiety, kobiety w ciąży i dziecka. Jak poinformowały we wtorek późnym wieczorem ukraińskie media, Zełenski zamieścił też na Facebooku wpis, w którym apelował o oglądanie wskazanego przez napastnika amerykańskiego filmu dokumentalnego "Mieszkańcy Ziemi". Pochodzący z 2005 roku dokument, którego narratorem jest Joaquin Phoenix, opowiada o wykorzystywaniu zwierząt przez ludzi. Później wpis prezydenta zniknął z jego strony.
Internetowa gazeta "Ukraińska Prawda" podała, że napastnik zmuszał do oglądania "Mieszkańców Ziemi" także przetrzymywanych zakładników.
Kim jest napastnik?
Pasażerom autobusu napastnik mówił, że nazywa się Maksym Płochoj. To był jednak tylko pseudonim Maksyma Kriwoszeja. Doradca szefa MSW Zorian Szkiriak przekazał dziennikarzom, że 44-letni mężczyzna to urodzony w Rosji obywatel Ukrainy. - Wcześniej był ścigany, sądzony i odbywał karę za rozbój zbiorowy. W 2013 roku został zwolniony - mówił Szkiriak. Pod pseudonimem "Płochoj" Kriwoszej wydał wcześniej zawierającą wątki autobiograficzne książkę "Filozofia przestępcy".
Po godzinie 21 napastnik postanowił się poddać. Wyszedł z podniesionymi rękami z autobusu i położył się na ziemi. 13 zakładników było wolnych. - Czeka go bardzo długi wyrok - powiedział po zakończeniu akcji Awakow. - Nikt nie został ranny. Żadnych innych materiałów wybuchowych nie umieszczono w innych miejscach. Zatrzymany miał pistolet, karabin maszynowy i granat bojowy. Istniało zagrożenie. Ale już się skończyło - dodał minister.
"Gratuluję wszystkim, którzy przez cały dzień walczyli o uwolnienie zakładników z Łucka, a właściwie o ich życie" - napisał na Twitterze Wołodymyr Zełenski.
W środę agencja Ukrinform podała, że napastnik jest przetrzymywany w areszcie śledczym pod zarzutem terroryzmu, wzięcia zakładników, nielegalnego posiadania broni i materiałów wybuchowych. Te znaleziono też w jego mieszkaniu. - Maksymalną karą, biorąc pod uwagę, że został wcześniej skazany, jest w tym przypadku dożywocie. Decyzję podejmie sąd - ogłosił wiceminister spraw wewnętrznych Anton Heraszczenko. Zatrzymany zgodził na współpracę ze śledztwem - podało MSW.
Źródło: Interfax-Ukraina, Ukraińska Prawda, volynnews.com, vl.npu.gov.ua, Unian, Ukrinform
Źródło zdjęcia głównego: MARKIIAN LYSEIKO/PAP/EPA