W sobotę doszło do dwóch ataków na Lwów, miasto położone kilkadziesiąt kilometrów od polskiej granicy. Mieszkający w nim bloger Orest Zub mówił w niedzielę w TVN24 o tym, jak funkcjonuje miasto. - Sklepy w innej części miasta działają, transport jeździ i życie idzie dalej. To bardzo nietypowo brzmi, ale to jest taka realność wojny - powiedział.
Lwów został w sobotę ostrzelany przez siły rosyjskie. Rakiety trafiły między innymi w skład paliw, co spowodowało ogromny pożar. Gęsty dym był widoczny przez wiele godzin w całym mieście. Szef obwodu lwowskiego Maksym Kozycki przekazał, że nastąpiły trzy duże eksplozje.
Bloger ze Lwowa o ataku: miasto dalej funkcjonuje
Mieszkający we Lwowie bloger Orest Zub opowiadał o ataku. - Mamy syreny prawie każdego dnia, więc to nie było nic szczególnego - powiedział.
Dodał, że od początku wojny niemal każdego dnia słychać syreny dwa bądź trzy razy. - W tym przypadku ja nawet do piwnicy nie poszedłem, a tylko wszedłem trochę głębiej w kamienicę, skąd prowadziłem swoją pracę na komputerze. To jest taka codzienna sytuacja. Miasto działa, samochody jeżdżą, supermarkety są otwarte, restauracje też działają, ale kiedy są syreny, to muszą się zamknąć i każdy klient schodzi do piwnicy - relacjonował.
Opisał, że w sobotę widział czarny dym ze swojego okna, bo atak miał miejsce kilka kilometrów od jego miejsca zamieszkania. Zapytany, czy dla niego te ataki zmieniły myślenie o tej wojnie i swoim bezpieczeństwie odpowiedział, że nie. - Oczywiście dla większości osób to jest duży sygnał. Zwłaszcza dla lwowian, którzy tutaj mieszkają i nie odczuwali jeszcze wojny, ale przyjechało dużo osób, mamy 200 tysięcy uchodźców ze wschodu w samym mieście i oni na taką sytuację patrzą inaczej - opisał.
- Ja jestem spokojny. Nie trzeba siać paniki, trzeba rozumieć, że to jest lokalna akcja - powiedział. - Sklepy w innej części miasta działają, transport jeździ i życie idzie dalej. To bardzo nietypowo brzmi, ale to jest taka realność wojny. Miasto dalej funkcjonuje, musimy żyć, musimy rozumieć, że Lwów jest w bardzo wygodnym miejscu w porównaniu do innych zniszczonych miast i musimy działać, żeby zabezpieczać nasze wojska na przedzie - mówił
Urzędnik miasta: Putin chciał powiedzieć tym sygnałem, że możecie być następnymi
Serhij Kiral z urzędu miasta Lwowa również relacjonował atak w TVN24 w niedzielę.
- Uważamy, że to był taki sygnał ze strony Rosji i Putina, bo Lwów jest około 60 kilometrów od granicy z Polską, z Unią Europejską i krajami NATO-wskimi. Na pewno chciał powiedzieć tym sygnałem, że możecie być następnymi, że ta wojna nie jest tak daleko - powiedział.
Potwierdził, że miasto funkcjonuje, a ataki nie spowodowały znacznych trudności. - To był jeszcze jeden sposób zastraszenia, próba siania paniki wśród mieszkańców - powiedział. Dodał, że możliwe, że ma to wystraszyć uchodźców, którzy przyjeżdżają do Lwowa, uciekając ze swoich miast.
ATAK ROSJI NA UKRAINĘ. TVN24 W INTERNECIE W TVN24 GO
Źródło: TVN24