Kilka tysięcy osób wyszło w sobotę wieczorem na plac Kossutha przed węgierskim parlamentem, by zaprotestować przeciwko zawieszeniu wydawania najważniejszego dziennika opozycyjnego, lewicowo-liberalnego "Nepszabadsag".
Podczas zwołanego przez internet wiecu dziennikarz gazety Miklos Hargitai podkreślił, że dziennik pełnił funkcję kontrolną wobec władz, a "od teraz wolność prasy ograniczy się do bardzo małej przestrzeni”. - Wiemy o polityce tyle, ile opowie prasa. Od teraz będziemy żyć w kraju, gdzie o polityce opowiadać będzie "Magyar Idoek" (prorządowy dziennik) – powiedział, wyrażając obawy, że niektórych informacji dotyczących władz nikt już zamiast "Nepszabadsag" nie poda. W obronie wolności słowa wystąpił też b. dysydent i lewicowy intelektualista Gaspar Miklos Tamas, który powiedział m.in.: "Jeśli tak to zostawimy, wkrótce skończy się wolność prasy i wolność słowa na Węgrzech". Zebrani skandowali "Demokracja!" i "Orban, odejdź!".
Bez wolności słowa
Nieco wcześniej przed dotychczasową siedzibą "Nepszabadsag" zorganizowała protest Węgierska Partia Socjalistyczna. Przed budynkiem ustawiono kartonowy nekrolog z napisem "Tu zabito wolność słowa 8 października 2016 r. "Nepszabadsag" dostała za swoje, bo pisała prawdę". Zebrani zapalili przed wejściem do budynku znicze. W sobotę wydająca "Nepszabadsag" spółka Mediaworks niespodziewanie zawiesiła publikację gazety oraz treści na jej stronie internetowej. Według oświadczenia Mediaworks nakład dziennika w ciągu ostatnich 10 lat spadł o 74 proc., czyli o ponad 100 tys. egzemplarzy, na skutek czego deficyt gazety osiągnął wysokość ponad 5 mld forintów (70 mln zł).
Na ratunek
Dziennikarze są jednak przekonani, że powody są czysto polityczne. - Moim zdaniem przyczyna może być tylko polityczna – powiedział zastępca redaktora naczelnego gazety Marton Gaspar.
Zapowiedział, że w niedziele dziennikarze podejmą próbę dostania się do redakcji. - Twierdzą, że chcą uzdrowić dziennik. To można zrobić tylko zachowując prenumeratorów. Poniedziałkowy numer powinien się więc ukazać - oświadczył. Jak dodał, o zwolnieniu z obowiązku wykonywania pracy dowiedział się w sobotę rano z listu dostarczonego mu kurierem. Podkreślił też, że dziennikarze stracili dostęp do swoich skrzynek e-mailowych.
Wspólna walka
Z dziennikiem solidaryzują się nie tylko lewicowe i liberalne partie polityczne, ale też prasa reprezentująca inne opcje polityczne. Prawicowy, ale krytyczny wobec rządu dziennik "Magyar Nemzet" wydał oświadczenie, w którym uznał sposób potraktowania dziennikarzy za "nie do przyjęcia" i napisał, że rząd w ostatnim czasie "w coraz bardziej otwarty i bezwzględny sposób stara się uciszyć odmienne opinie i głosy". Sekretarz stanu w biurze premiera Węgier Viktora Orbana, Bence Tuzson podkreślił natomiast, że rząd uważa ogłoszenie zawieszenia wydawania - Nepszabadsag” za decyzję wyłącznie gospodarczą. - Nie chcemy w żaden sposób naruszyć wolności prasy, wtrącając się w decyzję wydawcy – dodał. Także rządzący Fidesz nazwał w wydanym oświadczeniu zawieszenie wydawania gazety "rozsądną decyzją gospodarczą".
"To pucz"
Mediaworks powiadomił w sobotę, że "Nepszabadsag" nie będzie się ukazywać w druku i w internecie do czasu opracowania nowej koncepcji wydawniczej. Poinformował, że pracownicy zostali zwolnieni z obowiązku wykonywania pracy, a korzystanie z usług partnerów czasowo zawieszono. Sobotni numer drukowany "Nepszabadsag" jeszcze się ukazał, ale nie działa strona internetowa dziennika, nol.hu. Opozycyjne wobec rządu węgierskiego media spekulowały w ubiegłym miesiącu, że Mediaworks mógłby trafić w ręce kręgów zbliżonych do rządzącego Fideszu, co miałoby wpływ na przyszłość nie tylko "Nepszabadsag", ale też kilkunastu należących do tej grupy gazet regionalnych. Na profilu facebookowym dziennika napisano w sobotę rano: "Redakcja 'Nepszabadsag' jednocześnie z opinią publiczną została poinformowana, że gazeta zostaje zamknięta ze skutkiem natychmiastowym. Nasza pierwsza myśl jest taka, że to pucz".
Autor: PMB/ja / Źródło: PAP