- Trzeba przede wszystkim zachowywać spokój, zapewnić kontrolę nad zdarzeniami. - powiedział przewodniczący Rady Europejskiej Donald Tusk w rozmowie z reporterem TVN24 BiS. Zaznaczył, że jego zdaniem kolejnych wyjść z UE nie będzie. Podkreślił, że Europę czeka "rok wyjątkowo burzliwy politycznie".
- Nie ulega wątpliwości, że mamy dzisiaj do czynienia z bardzo poważnym kryzysem politycznym i niestabilnością polityczną w wielu państwach. Ten kalendarz [wyborczy-red.] jest rzeczywiście napięty. Za trzy dni wybory w Hiszpanii, bez perspektywy jednoznacznego rozstrzygnięcia, a później cały serial: Holandia, Francja, Niemcy będą głosować w ciągu najbliższych miesięcy. Ten rok będzie rzeczywiście wyjątkowo burzliwy politycznie. Tym większe znaczenie, jak sądzę, tych ludzi, którzy chcą Europy, nie mają jakichś iluzji, jakichś utopijnych przekonań - podkreślił szef Rady Europejskiej.
"Potrzebujemy sprecyzowanej perspektywy politycznej"
Tusk dodał, że brytyjskie referendum "stwarza trudną sytuację dla Europy". - Trzeba przede wszystkim zachowywać spokój, zapewnić kontrolę nad zdarzeniami - powiedział. Jego zdaniem kolejnych wyjść z UE nie będzie. - Z mojego punktu widzenia najważniejsze jest uświadomienie wszystkim, że to zdarzenie ma wielki negatywny ciężar polityczny. Ale jeśli chodzi o stosowanie przepisów unijnych i pewnych zasad dotyczących osób przebywających na Wyspach Brytyjskich, to tak długo jak Wielka Brytania pozostaje członkiem Unii Europejskiej - a będą to raczej lata niż miesiące, zanim ten protest się skończy - tak długo wszystkie prawa i zasady europejskie będą obowiązywały - powiedział Tusk.
Zwrócił uwagę, że strach czy histeria są najgorszymi doradcami. - Warto zachować spokój także ze względu na bezpieczeństwo walut, nie tylko euro, są to ludzkie pieniądze. Z całą pewnością reakcje, także te na rynkach biznesowych, mogłyby być dużo groźniejsze gdyby skoordynowane działanie i kontrola różnych instytucji, które są odpowiedzialne za pracę w takim kryzysie - ocenił. - Potrzebujemy sprecyzowanej perspektywy politycznej. Jeśli Brytyjczycy będą zbyt długo zwlekać z tym formalnym wnioskiem, to nie będziemy mogli zacząć tej procedury. To może na pewno przedłużyć ten stan niepewności. Mam nadzieję, że to nie musi trwać aż do października, ale pierwsza decyzja jest ciągle w rękach rządu brytyjskiego. Trudno sobie wyobrazić, że rząd w Londynie - ten premier czy następny - zignorowałby decyzję referendum i zwlekałby zbyt długo z tym wnioskiem - powiedział Tusk.
"Kwestia rozwodu została rozstrzygnięta"
- Trzeba poważnie potraktować decyzję obywateli głosujących w tym referendum. Ja, podobnie jak większość Europejczyków, nie jestem zadowolony z tej decyzji, ale powinniśmy ją respektować i zaakceptować. Wydaje mi się, że to jest wykluczony scenariusz, czyli to zlekceważenie wyniku referendum. To, co jest naszym zadaniem, czym zajmuję się w tej chwili, to przygotowanie całego procesu tak, żeby nie było kosztów po stronie europejskiej i żeby były one jak najmniejsze po stronie brytyjskiej. Wydaje się, że kwestia rozwodu została rozstrzygnięta w trakcie wczorajszego referendum - stwierdził szef Rady UE. Tusk wyznał, że rozmawiał w ostatnich godzinach z przywódcami 27 krajów członkowskich.
- Muszę powiedzieć, że nastrój jest raczej pozytywnej determinacji, jeśli chodzi o zachowanie już teraz 27 państw Unii Europejskiej. To jest bardzo serio, nie są to tylko takie słowa wygłaszane, bo jest taka okazja, czy taka potrzeba. Mam wrażenie, że ta determinacja wzrośnie, żeby lepiej organizować pracę UE, żeby ludzie lepiej rozumieli i mieli więcej korzyści z faktu, że są członkami Unii. Tych procesów dezintegracyjnych w innych krajach nie przewiduję. Oczywiście, pojawią się politycy i partie polityczne, które będą tego chciały, ale nie ma dzisiaj chyba takiego jednoznacznego antyeuropejskiego nastroju w pozostałych państwach członkowskich - podsumował.
"Zaoferowaliśmy maksimum"
Odniósł się także do prowadzonych w ubiegłym roku negocjacji z premierem Davidem Cameronem. - Wszystko, co zaoferowaliśmy w negocjacjach z Wielką Brytanią, to było maksimum, a nawet więcej niż maksimum. Pamiętajmy, że stawką w tych negocjacjach był między innymi los nie tylko naszych rodaków, ale samej zasady wolnego przepływu osób, możliwości podejmowania pracy i mieszkania w innych krajach - w tym w Wielkiej Brytanii. Można było sobie wyobrazić inny wynik negocjacji z wielką stratą dla idei europejskiej, ale także ze stratą dla ludzi, którzy z niej korzystali, a nie mam pewności, czy to by zmieniło wynik głosowania. To, co było możliwe, w porozumieniu z innymi państwami - nie były to przecież moje prywatne negocjacje - to zaoferowaliśmy Brytyjczykom. Okazało się być dla nich to za mało, ale było to doprowadzone do granicy akceptacji innych państw UE. Emocje Wlk. Brytanii nie były chyba związane z tymi negocjacjami, mają głębszy charakter - skomentował.
"Nie wyobrażam sobie, żeby rząd brytyjski łamał zasady"
Tusk podkreślił, że w ciągu najbliższych miesięcy, "kiedy UE i Wielka Brytania będą negocjowały sposób wyjścia, wszystkie prawa europejskie będą obowiązywać".
- Nie wyobrażam sobie, żeby jakikolwiek rząd brytyjski łamał zasady, które będą wciąż obowiązywały. Tak będzie miej więcej przez dwa lata. Co będzie dalej? To zależy już tylko od rządu brytyjskiego. Z całą pewnością problem migracyjny był dla inicjatorów referendum istotny, więc nie wykluczam, że po wyjściu z Unii Brytyjczycy będą chcieli zaostrzyć prawo imigracyjne. Jest to możliwe, ale trudno przewidzieć ich decyzję - powiedział.
Autor: tmw\mtom / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24