W czwartym roku Ery Mocy i Szczęśliwości, oficjalnie ogłoszonej w momencie prezydenckiej reelekcji Gurbanguły Berdymuchammedowa, wypadki w Turkmenistanie przybierają zły dla władcy obrót. Wszystko przez spadek cen gazu na światowych rynkach. Tym bowiem surowcem stoi ta była republika sowiecka. Ukryta wśród pustyń Azji Centralnej, od ćwierć wieku należy do najbardziej tajemniczych państw na świecie.
Tej wiosny w Aszchabadzie wielu urzędników nie może spać spokojnie. Skala personalnych zmian wskazuje, że to nie rutynowe „odświeżenie” administracji sprowadzające się do poprzesuwania figur na biurokratycznej szachownicy.
Personalna karuzela
Jeszcze w lipcu ubiegłego roku prezydent Berdymuchammedow zdymisjonował kilku członków rządu, zarzucając im, że dopuścili do wszechobecnej korupcji i zbyt wolno reformowali główne dziedziny gospodarki. Stanowiska stracili wówczas wicepremier ds. gospodarki i finansów, minister gospodarki i rozwoju oraz minister budownictwa i architektury.
Dużo większe znaczenie ma jednak to, co dzieje się teraz, bo dotyczy energetyki i bezpieczeństwa, a więc dwóch najważniejszych obszarów działania państwa. Jako że sytuacja gospodarcza Turkmenistanu, żyjącego przede wszystkim ze sprzedaży gazu, pogarsza się, trzeba znaleźć wytłumaczenie spowolnienia. Najłatwiej wskazać na korupcję. Dlaczego? Bo w takim kraju, jak Turkmenistan dowody korupcji można właściwie znaleźć na każdego. W ostatnim indeksie korupcji Transparency International Turkmenistan zajmuje 154. miejsce wśród 167 klasyfikowanych krajów. Prezydent oczywiście o wszystkim wie i to toleruje, sam traktując państwową kasę jak swoją własną. A gdy trzeba znaleźć kozła ofiarnego, nie ma problemu, trzeba tylko zdecydować, kto zostanie złożony na ołtarzu politycznego interesu.
Kozłem ofiarnym uczyniono, zwolnionego w listopadzie 2015 r. „z powodów zdrowotnych”, wicepremiera Bajmyrata Hodżamuchammedowa, odpowiedzialnego za nadzór sektora energetycznego. Według prezydenta był on bezpośrednio zaangażowany w korupcję. – Po przeprowadzonym śledztwie zwrócił 1,5 mln dolarów, które dostał jako łapówki od różnych ludzi – ogłosił Berdymuchammedow.
Ale jeśli ktoś myślał, że to koniec czystek, to się mocno pomylił. Operacja wymiany wysokich urzędników zatacza coraz szersze kręgi. W lutym br. Berdymuchammedow zdymisjonował jednego z najbliższych współpracowników, szefa administracji prezydenckiej Palwana Taganowa. 37-letni Taganow był bardzo wpływową postacią, zarówno z racji stanowiska, jak i nieformalnych możliwości. W Turkmenistanie szef administracji prezydenckiej jest trzecią osobą w kraju, po prezydencie i przewodniczącym parlamentu. Taganow nadzorował też zagraniczną współpracę ekonomiczną, izbę przemysłu i handlu oraz związek przemysłowców i przedsiębiorców. Berdymuchammedow zarzucił mu korupcję i złe wykonywanie obowiązków, potępił też „osłabienie dyscypliny w sektorze handlu”. Kilka dni później Taganow został aresztowany. Zastąpił go Szamuchammed Durdilijew, kiedyś mer Aszchabadu.
Na początku marca prezydent znów zagrzmiał o korupcji w sektorze energetycznym. Podczas transmitowanego w telewizji posiedzenia rządu Berdymuchammedow oświadczył, że państwowi audytorzy i prokuratorzy zaczęli intensywne kontrole w firmach energetycznych i od razu wykryli nieprawidłowości „prowadzące do poważnych strat dla państwa”. Według logiki przywódcy, skoro korupcja się tak rozpleniła, to znaczy, że ze swych zadań nie wywiązuje się aparat bezpieczeństwa.
Drugiego marca państwowa telewizja poinformowała, że prezydent wyznaczył nowego szefa bezpieczeństwa narodowego. Został nim dotychczasowy wieloletni szef służby granicznej Dowrangeldy Bajramow. Poprzedni minister bezpieczeństwa narodowego Gujczgeldy Chodżaberdijew zrezygnował z „powodów zdrowotnych”. A był na tym stanowisku zaledwie od października ub. r. Wcześniej kierował zespołem osobistych doradców prezydenta.
Ale winni korupcji i kłopotów gospodarczych znaleźli się i w innych instytucjach. Piątego marca Berdymuchammedow zwolnił szefa Państwowego Komitetu Statystycznego Akmyrata Mamedowa, który miał fałszować dane, aby ukryć straty państwa. Mamedow pełnił tę funkcję od marca 2010. Stanowisko straciła też, po czterech latach sprawowania tej funkcji, wiceminister kultury Maisa Jazmuhammedowa. Dziewiątego kwietnia poleciały głowy ministrów gospodarki, handlu oraz szefa służby podatkowej. Przyczyną „poważne niedociągnięcia” w pracy. Minister gospodarki i rozwoju Jaldesz Szeripow pełnił tę funkcję od lipca 2015. Minister handlu i zagranicznych relacji gospodarczych Bajar Abajew zajmował to stanowisko od pięciu lat. Przewodniczący służby podatkowej Szatłyk Chummedow stracił tę posadę po dwóch latach.
Żeby polepszyć pracę Narodowego Komitetu Meteorologicznego zbudowaliśmy im nowoczesną siedzibę. Udzieliliśmy finansowej pomocy i kupiliśmy duże ilości sprzętu, a Hallijew dał słowo, że jego prognozy będą po tym bardziej trafione. A mimo tego wszystkiego, liczba nietrafionych prognoz ostatnio jeszcze wzrosła. Gurbanguły Berdymuchammedow
Kuriozalne uzasadnienie miało zwolnienie wieloletniego (od stycznia 2010) szefa państwowej służby meteo Batyra Hallijewa. - Żeby polepszyć pracę Narodowego Komitetu Meteorologicznego zbudowaliśmy im nowoczesną siedzibę. Udzieliliśmy finansowej pomocy i kupiliśmy duże ilości sprzętu, a Hallijew dał słowo, że jego prognozy będą po tym bardziej trafione. A mimo tego wszystkiego, liczba nietrafionych prognoz ostatnio jeszcze wzrosła – wściekał się Berdymuchammedow. Jego zdaniem, to jedna z przyczyn gorszej sytuacji gospodarczej, bo złe prognozy meteo mają negatywny wpływ na rolnictwo, stwarzają trudności w systemie transportu i utrudniają organizację wielkich wydarzeń kulturalnych.
Gospodarcza zadyszka
Ostatnio wyraźnie zwolniła turkmeńska gospodarka, spada wartość turkmeńskiego eksportu. Wzrost gospodarczy wyniósł w pierwszym kwartale br. 6,3 proc. PKB, podczas gdy rok wcześniej było 10 proc. Międzynarodowy Fundusz Walutowy prognozuje na ten rok wzrost 6 proc., zaś Bank Światowy 5 proc. Wydawać by się mogło, że to dużo. Tyle że mamy do czynienia z zacofaną gospodarką, a w latach 2013-2014 wzrost był dwucyfrowy (w 2015 r. już tylko 6,5 proc.).
Ekonomiczne spowolnienie nie jest w niczym zaskakujące – wynika po prostu ze spadku cen węglowodorów na światowym rynku. Turkmenistan jest tymczasem uzależniony do ropy i przede wszystkim gazu w stopniu wręcz porażającym. Wystarczy przytoczyć podstawowe wskaźniki: sektor gazu i ropy daje ok. 35 proc. PKB Turkmenistanu; 90 proc. eksportu to ropa i gaz; ze sprzedaży ropy i gazu pochodzi aż 80 proc. wpływów fiskalnych.
Turkmenistan ma jedne z największych na świecie zasobów gazu. Ale i bardzo duży problem: wciąż małe możliwości dywersyfikacji eksportu tego surowca. Obecnie niemal całość turkmeńskiego gazu odbierają Chiny, podczas gdy Rosja zawiesiła zakupy w Aszchabadzie. Mniejszy eksport i mniejsze z niego wpływy oznaczają znaczące zmniejszenie rezerw twardej waluty, którą Turkmenistan zdobywa właściwie tylko dzięki sprzedaży węglowodorów. W ciągu kilku lat Gazprom zmniejszył zakupy turkmeńskiego gazu z 20 do 4 mld m sześciennych rocznie. A na dodatek, w połowie marca ogłosił że zawiesza transakcje z Turkmenami dopóki nie zostanie zakończony dwustronny spór o cenę. Tymczasem wpływy ze sprzedaży gazu Chinom idą głównie na spłatę wielomiliardowego długu wobec Pekinu. Nawet Iran za turkmeński gaz płaci nie pieniędzmi, a usługami i produktami. W efekcie władzom w Aszchabadzie zaczyna po prostu brakować gotówki na pewne projekty.
Gaz i polityka
Turkmenistan jest czwartym krajem na świecie pod względem znanych zasobów gazu. A przecież zdaniem ekspertów, jeszcze większe rezerwy mogą być jeszcze nieodkryte. Samo pole Gałkynysz uchodzi za drugie pod względem wielkości złoże gazu na świecie.
W czasach sowieckich złoża turkmeńskie zapewniały aż 30 proc. całego gazowego eksportu ZSRR. Przed 1991 r. Turkmenistan produkował ok. 90 mld m sześciennych rocznie. Od tamtego czasu jeszcze ani razu nie udało się osiągnąć tego poziomu wydobycia. Po upadku ZSRR Turkmenistan pozostawał kluczowym dostawcą gazu dla Rosji. Ale handel ten długo był związany ze statusem etnicznych Rosjan w Turkmenistanie. W 2003 roku oba państwa podpisały umowę pozwalającą Gazpromowi na zakup niemal całości turkmeńskiego wydobycia gazu na okres 25 lat. W tym samym roku Moskwa i Aszchabad anulowały umowę z 1993 roku pozwalającą Rosjanom w Turkmenistanie posiadanie obywatelstwa Rosji. Obie umowy z 2003 roku przeszły do historii jako układ „gaz za ludzi”. Ostatecznie nowa konstytucja Turkmenistanu z 2008 roku zabroniła posiadania podwójnego obywatelstwa.
Przez niemal dwie dekady Turkmeni byli skazani na sprzedaż gazu właściwie wyłącznie Rosji. A skoro nie było alternatywy, to Gazprom mógł dyktować warunki. Pierwszy przywódca niepodległego państwa, słynny Turkmenbasza, czyli Saparmurat Nijazow, dążył do dywersyfikacji dróg eksportu. Ale wielki projekt połączenia z Chinami urzeczywistnił się dopiero w 2009 r., trzy lata po śmierci Nijazowa. Turkmenbasza nie dożył też zresztą pomysłów sprzedaży turkmeńskiego gazu do Europy (projekt Nabucco), via Azerbejdżan, do którego surowiec miałby płynąć po dnie morskim Gazociągiem Transkaspijskim. Ale tej rury wciąż nie ma, podobnie jak żywego – tylko na papierze – od wielu lat gazociągu Turkmenistan-Afganistan-Pakistan-Indie (TAPI).
Dziś Aszchabad skazany jest więc na chińskiego odbiorcę. Wielki gazociąg łączący złoża turkmeńskie i kazachskie z Państwem Środka ruszył w 2009 r. Na tej współpracy zyskuje głównie Pekin. Chińczycy wypierają bowiem Rosjan z rynku środkowoazjatyckiego, a mając surowiec z Turkmenistanu i Kazachstanu, mają mocniejszą pozycję w negocjacjach z Gazpromem w sprawie importu rosyjskiego surowca.
Zaciskanie pasa
Gospodarcza zadyszka wynikająca ze spadku cen gazu na świecie oraz kłopotów z dywersyfikacją eksportu musi się w końcu przełożyć na sytuację ludności. Obecne czystki personalne i wskazywanie kozłów ofiarnych może być przygotowaniem opinii publicznej na cięcia w socjalu. A ten jest, jak na postsowieckie warunki, imponujący.
Specjalne prawo przewidujące zapewnienie przez państwo obywatelom darmowych energii elektrycznej, gazu, soli i wody po raz pierwszy uchwalono w 1993 r. na 10 lat. W 2003 roku zostało ono przedłużone do 2020 r. W październiku 2006, dwa miesiące przed śmiercią prezydenta Saparmurata Nijazowa, społeczny kontrakt na wolny gaz, prąd i wodę znów odnowiono – do roku 2030.
Ale w 2014 r., uzasadniając to koniecznością racjonalizacji zużycia surowca, Berdymuchammedow polecił zainstalowanie we wszystkich domach gazometrów. Wprowadzono opłatę za surowiec zużyty ponad ustalony limit. Limit ten wynosi 50 m sześciennych miesięcznie na osobę. Opłata to siedem dolarów za tysiąc metrów sześciennych powyżej normy. W miastach, gdzie używa się gazu głównie do gotowania, nie odbiło się to na budżetach domowych. Gorzej na prowincji, gdzie gazem ogrzewa się zarówno domy, jak i pomieszczenia gospodarcze, gdzie trzyma się zwierzęta.
Ale to jeszcze nie koniec. Władza będzie kontynuowała zwijanie tego systemu, bo jak powiedział na marcowym posiedzeniu rządu Berdymuchammedow, „z ekonomicznego punktu widzenia nie można tego dłużej usprawiedliwiać, utrudnia to przejście do gospodarki rynkowej i nakłada dodatkowe obciążenia na budżet”. Pytanie, jak na to zareagują Turkmeni, którzy od ćwierćwiecza żyją w zamkniętym, autorytarnym państwie, ale mając w zamian przynajmniej pewne ekonomiczne udogodnienia. 22 mld dolarów zgromadzonych rezerw może złagodzi szokowe skutki reform, ale i tak Berdymuchammedow woli dmuchać na zimne.
Idą trudne czasy
W związku z drastycznym spadkiem wpływów ze sprzedaży gazu, zaciska pasa w budżecie i obcina subsydia. Jednocześnie dokręcając śrubę społeczeństwu. Na przykład w związku z przygotowaniami do Azjatyckich Zimowych Igrzysk Olimpijskich w 2017 r. rząd podjął działania, dzięki którym w stolicy ma nie być żadnych niezameldowanych mieszkańców, głównie ze wsi. Po dekrecie prezydenckim z lutego 2016 roku o rejestracji osób migrujących wewnątrz kraju za pracą, głównie do Aszchabadu, służba bezpieczeństwa zaczęła sprawdzać prywatne mieszkania, deportując setki nielegalnych mieszkańców ze stolicy, jak też zamrażając budowy czy aktywność pewnych zagranicznych firm, które zatrudniają nielegałów.
Choć dużo się mówi o niestabilnej granicy z Afganistanem, to aparat bezpieczeństwa bardziej koncentruje się na sytuacji wewnątrz kraju. Priorytetem zawsze było tropienie wszelkich przejawów nawet już nie opozycyjności, ale wręcz zbyt małego entuzjazmu dla poczynań władcy. Teraz, w dobie gospodarczego spowolnienia, jest to tym bardziej ważne.
Swoją osobistą pozycję chce też umocnić – już w świetle prawa – Berdymuchammedow. Krótko mówiąc, ten najmłodszy satrapa w Azji Środkowej zamierza pójść w ślady starszych kolegów z sąsiednich krajów i zapewnić sobie władzę dożywotnio. W tym kierunku zmierza projekt zmian w konstytucji. Wydłużają one kadencję prezydencką z pięciu do siedmiu lat i znoszą dotychczasowe ograniczenie wiekowe: nie więcej niż 70 lat, by startować w wyborach prezydenckich. Poprzednik Berdymuchammedowa, Turkmenbasza (Ojciec Turkmenów) nie bawił się w pozory i ogłosił się w 1999 roku dożywotnim prezydentem kraju. Zmarł jednak na atak serca na jesieni 2006. Jego następca, 58-letni dziś były dentysta też chce rządzić do końca życia. Najbliższe wybory mają się odbyć w 2017 roku, ale wydłużenie kadencji przesunie je na 2019. Poprawkami zajmie się najpierw Rada Starszych na jesieni tego roku, ale to tylko formalność.
Koniec z neutralnością?
Poważnie zmieniła się też sytuacja zewnętrzna i Berdymuchammedow musi na to reagować zmianami w strategicznym kursie polityki zagranicznej. Turkmenistan prowadził od początku lat 90. politykę neutralności. Za czasów Nijazowa była to wręcz izolacja na poziomie niewiele ustępującym temu północnokoreańskiemu. Berdymuchammedow zaczął to zmieniać, będąc dużo aktywniejszym na scenie międzynarodowej, niż poprzednik, ale i tak do dziś Turkmenistan nie ma sojuszników, trzyma się z dala od paktów i organizacji międzypaństwowych. Problem w tym, że samodzielnie nie będzie w stanie stawić czoła zewnętrznym zagrożeniom. Wojsko i siły bezpieczeństwa są słabe i skorumpowane. Jak mówił swego czasu jeden z analityków, „turkmeńska armia przygotowana jest tylko do kapitulacji”.
Od kilku lat na modernizację armii i zakup nowej broni idą całkiem duże – w porównaniu z poprzednim okresem – sumy. Pod koniec marca siły zbrojne przeprowadziły niezapowiedziane, na bezprecedensowo wielką skalę, ćwiczenia wojskowe. Turkmeni pochwalili się w ich trakcie produkowanym w Chinach systemem obrony powietrznej HQ-9. To niezbyt dobra wiadomość dla Rosji, bo oznacza, że na rynek centralnoazjatycki wchodzi konkurencja.
Berdymuchammedow szczególną uwagę zwraca na wzmocnienie sił morskich. Militaryzacja Morza Kaspijskiego i agresywne działania Rosji na obszarze byłego ZSRR (choćby aneksja Krymu) prowadzące do zmian granic wywołały duże niepokój także w Aszchabadzie. Turkmeni od początku trzymali się z dala od współpracy militarnej z Moskwą. Dziś jednak muszą się zmierzyć z paradoksem. Rosja jest jednocześnie zagrożeniem i sojusznikiem przeciwko innemu zagrożeniu. To jest ten drugi powód wzmacniania potencjału wojskowego: sąsiedni Afganistan. W ciągu ostatniego roku wzrosła liczba zbrojnych incydentów na granicy: na terytorium turkmeńskie próbują się przedostawać grupy talibów lub bojowników tzw. Państwa Islamskiego. Nie widać na razie zagrożenia, by miało to przyjąć jakąś zorganizowaną i większą skalę. Dlatego Aszchabad mógł grzecznie, acz stanowczo podziękować Moskwie za ofertę wojskowego wsparcia.
Autor: Grzegorz Kuczyński / Źródło: tvn24.pl