Od tragicznego trzęsienia ziemi na pograniczu turecko-syryjskim mija szósta doba. Polscy strażacy pracują na miejscu, aby ratować życie kolejnych osób. Z inżynierem bezpieczeństwa, starszym kapitanem Leszkiem Janowskim rozmawiał reporter TVN24 Paweł Łukasik. - Wymieniamy się rotacyjnie, bo po kilku minutach, w tym pyle i temperaturze, w tym ścisku, po dziesięciu, piętnastu minutach musimy się wymieniać, bo jednak te osiem godzin musimy spędzić na gruzach - mówił strażak. Zaznaczył, że pracują w tym konkretnym miejscu, bo otrzymali sygnał od psa. - Cały czas działamy, do ostatniej nadziei walczymy - zaznaczył.
Trzęsienie ziemi i wstrząsy wtórne w Turcji i Syrii zabrały życie ponad 25 tysiącom ludzi. Ratownicy, wśród których są polscy strażacy, nadal szukają żywych. Od początku swoich działań w rejonie objętym wstrząsami uratowali życie dwunastu osobom. Ich działania relacjonują z tureckiego Besni korespondent TVN24 Paweł Łukasik i operator TVN24 Tomasz Burdal.
O to, czy są jeszcze szanse na odnalezienie żywych pod gruzami reporter pytał starszego kapitana Leszka Janowskiego, inżyniera bezpieczeństwa na miejscu.
- Jakby nie było szans, to byśmy tutaj nie pracowali, zawsze są jakieś szanse. Tutaj mamy potwierdzenie od naszych piesków, że jakaś osoba powinna tutaj być. Sprawdzaliśmy to różnymi urządzeniami geolokacyjnymi i potwierdzenia nie było. Dostaliśmy się przez przebicia do kolejnego pomieszczenia, robiliśmy nawoływania przez lokalnych mieszkańców, potwierdzenia głosowego nie mamy, ale pies cały czas wskazuje - opowiedział. - Czekamy teraz na inne psy, z innym węchem, zobaczymy co dalej. Mamy cały czas nadzieję, że jeszcze idziemy po żywą osobę - dodał.
Janowski opisał, że strażacy prowadzą akcję z trzech stron. - Jesteśmy już około środka budynku, więc kawałek drogi pokonaliśmy. Drugą stroną próbujemy odgruzować pierwsze piętro, mamy zrobione przewierty na drugim piętrze - mówił.
Przywołując przypadek uratowanej kobiety, dwunastej osoby wyciągniętej spod gruzów przez Polaków, Janowski przekazał, że było ją słychać. - Dzisiaj rano, o piątej, nasłuchiwano. Najciszej jest o piątej rano, więc były o piątej nasłuchiwania, też podobno słyszano, że tu może coś się dziać, dlatego też skierowano nas na tę strefę. My mieliśmy potwierdzenie psa, dlatego cały czas działamy, do ostatniej nadziei walczymy - zaznaczył.
Starszy kapitan przekazał, że na strefie w jednym momencie pracuje 17 strażaków. - Wymieniamy się rotacyjnie, bo po kilku minutach, w tym pyle i temperaturze, w tym ścisku, po dziesięciu, piętnastu minutach musimy się wymieniać, bo jednak te osiem godzin musimy spędzić na gruzach, więc musi być zachowana współpraca psychofizyczna - tłumaczył.
Państwowa Straż Pożarna przedstawiła w sobotę psy, którzy biorą udział w akcji ratunkowej. To Nuka, Jerry, Jagger, Orion, Havana, Mela, Ruki i Rico. "Pomimo doznanych kontuzji w trakcie akcji (pokaleczonych łap i ścięciach opuszków) nie poddają się" - napisano.
"Po wizycie w 'polowym salonie odnowy biologicznej' i włożeniu odpowiedniego obuwia, toczą walkę z nieustępliwym wrogiem jakim jest czas i niesprzyjające warunki atmosferyczne" - dodano, zapewniając, że czworonogi mają "pełną troskę ze strony opiekunów i zaopatrzenie medyczne".
Poprzednie relacje ekipy TVN24 z Turcji:
Relacje Pawła Łukasika i Tomasza Burdala z Turcji
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24