Setki pracowników międzynarodowych koncernów wydobywczych są ewakuowane z Algierii - podał w oświadczeniu brytyjski koncern BP. To reakcja na pojmanie przez terrorystów dziesiątek zakładników w zakładach przetwarzania gazu ziemnego w In Amenas. Islamiści zapowiedzieli już kolejne ataki.
Jak poinformowało BP, w czwartek z Algierii wyleciały trzy samolote pełne zagranicznych pracowników. - Kolejny lot odbędzie się w piątek. W razie potrzeby będziemy organizować następne samoloty - napisano w oświadczeniu koncernu.
Ucieczka z Algierii
BP podało, że ewakuowało kilkudziesięciu swoich pracowników i "setki" ludzi z innych firm. Nie sprecyzowano jednak jakich. W ślady brytyjskiego koncernu mieli nie pójść Francuzi.
- Około 500 francuskich przedsiębiorstw działających w Algierii podało, że wzmacnia bezpieczeństwo swoich obiektów, ale nie rozważa wycofania się z kraju po ataku islamistycznego komanda - podkreśliła w piątek przewodnicząca największej francuskiej organizacji pracodawców Medef. Laurence Parisot dodała, że od 24 godzin ma informacje o "zaostrzeniu wszelkich procedur w celu maksymalnego zabezpieczenia personelu i obiektów", ale nie wchodzi w grę wycofanie się z regionu.
Dotkliwe uderzenie
Atak na zakłady w In Amenas jest dotkliwym ciosem dla Algierii, której gospodarka w znacznej mierze opiera sie na wydobyciu gazu ziemnego, eksportowanego do Europy Zachodniej. Jeśli zagraniczne koncerny uznają, że kraj nie jest w stanie zapewnić stosownego bezpieczeństwa, mogą zredukować swoje inwestycje, co byłoby dotkliwe dla Algierii.
Dodatkowe niezadowolenie budzi metoda rozwiązania sytuacji w In Amenas, wybrana przez algierskie wojsko, które według skąpych informacji zaatakowało znacznymi siłami, przy wykorzystaniu śmigłowców i pojazdów opanerzonych. Tego rodzaju operacja ma taką zaletę, że może w przyszłości silniej odstraszać terrorystów od ataków, ale jej ceną jest znaczne ryzyko strat wśród zakładników.
Decyzja Algierczyków jest nie w smak koncernom i zagranicznym rządom, które za priorytet uznają ochronę życia swoich obywateli i pracowników.
Chcą atakować dalej
Problemy Algierii pogłębia to, że powiązana z Al-Kaidą grupa, która twierdzi, że stoi za akcją w In Amenas zagroziła w piątek kolejnymi takimi operacjami. Ugrupowanie o nazwie "Zamaskowana Brygada" ostrzegło Algierczyków, by "trzymali się z dala od instalacji zagranicznych firm, ponieważ uderzy tam, gdzie jest to najmniej oczekiwane" - podała ANI, mauratańska agencja prasowa, powołując się na rzecznika terrorystów.
Sprzeczne doniesienia
Kryzys w In Amenas zaczął się w środę rano, gdy dżihadyści zaatakowali kompleks i w ich ręce dostało się - według różnych źródeł - nawet kilkuset algierskich pracowników i 41 cudzoziemców z co najmniej 10 krajów. Tę ostatnią liczbę podali sami porywacze. W czwartek algierskie siły podjęły próbę odbicia zakładników, w czasie której, jak informowała agencja Reutera, zginęło 30 zakładników, w tym kilku obcokrajowców, a także 11 porywaczy. Z kolei rzecznik islamistów, cytowany przez agencję ANI, mówił, że w operacji zginęło około 50 ludzi, w tym 34 zakładników. Źródła w algierskich służbach bezpieczeństwa nazwały ten bilans "niepoważnym". Algierski rząd podał jedynie, że "znaczną liczbę zakładników uwolniono, a niestety kilku nie żyje lub zostało rannych". Według algierskich źródeł w piątek w kompleksie znajdowała się jeszcze grupa porywaczy.
Autor: mk/ja / Źródło: reuters, pap