Premier Tajlandii przestrzega przed uczestniczeniem w protestach. "Stwarzacie wielkie ryzyko"

Źródło:
PAP

Zaplanowane na weekend antyrządowe protesty mogą doprowadzić do wzrostu zakażeń koronawirusem i utrudnić uzdrowienie gospodarki - ostrzegł premier Tajlandii generał Prayuth Chan-ocha.

OGLĄDAJ TVN24 W INTERNECIE >>>

Kierujący rządem generał Prayuth Chan-ocha w czwartkowym wywiadzie telewizyjnym uprzedził przed ryzykiem dla zdrowia publicznego, jakie mogą stwarzać zaplanowane na sobotę i niedzielę protesty.

Ostrzegł, że masowe zgromadzenia mogą doprowadzić do wzrostu zakażeń koronawirusem i zmusić rząd do wprowadzenia ograniczeń w funkcjonowaniu biznesu. Wyraził obawy, że możliwa druga fala pandemii spowolni proces uzdrawiania gospodarki.

Protesty trwają od połowy lipca

Zapoczątkowane przez organizacje studenckie antyrządowe protesty odbywają się w całej Tajlandii od połowy lipca. Protestujący domagają się ustąpienia blisko powiązanego z armią rządu, przeprowadzenia nowych wyborów oraz reform politycznych, w tym ograniczenia roli monarchii i złagodzenia przepisów o obrazie majestatu.

Na sobotę zapowiedziano wiec na terenie jednego z kampusów Uniwersytetu Thammasat w Bangkoku. W niedzielę ma się odbyć marsz pod siedzibę rządu. Komentatorzy wyrażają obawy o możliwe policyjne represje, choć dotąd policja nie interweniowała.

"Stwarzacie wielkie ryzyko dla utrzymania i egzystencji dziesiątek milionów współobywateli"

Podczas udzielonego w czwartek wywiadu generał Prayuth starał się przedstawić demonstrantów jako nie dość wrażliwych na los innych mieszkańców kraju. - Stwarzacie wielkie ryzyko dla utrzymania i egzystencji dziesiątek milionów współobywateli – powiedział, zwracając się do liderów protestów. Jak dodał, ceną za masowe zgromadzenia mogą być nowe infekcje, ogniska zakażeń i powrót do pandemicznych blokad.

- Szanuję wasze opinie, ale teraz nasz kraj stoi przed dużo bardziej naglącymi i bolesnymi problemami, z którymi musi się zmierzyć – oznajmił.

Premier Tajlandii generał Prayuth Chan-ocha Shutterstock

Wcześniej premier Prayuth ostrzegł demonstrantów przed próbami wdzierania się na teren rządowych budynków. Dodał przy tym, że poinstruował służby, aby traktowały demonstrantów "łagodnie", by uniknąć przemocy.

Za krytykę króla i członków rodziny panującej grozi do 15 lat więzienia

Opozycja wydała wspólne oświadczenie, w którym broni prawa uczestników protestów do publicznego wyrażania poglądów. Lider największego ugrupowania opozycyjnego, partii Pheu Thai, Sompong Amornvivat powiedział, że demonstranci mają prawo do wyrażania poglądów, a rząd powinien umożliwić jego realizację i pozwolić na wykorzystanie do tego przestrzeni publicznej.

W mijającym tygodniu władze nakłaniały rektorów tajlandzkich uczelni, by wymogli na liderach studenckich protestów wycofanie żądań reformy monarchii. Według tajlandzkiego prawa za wszelką krytykę króla i członków rodziny panującej grozi do 15 lat więzienia.

Podczas trwających protestów instytucja monarchii po raz pierwszy w historii kraju jest otwarcie i publicznie krytykowana. Wśród propozycji jej reform jest zmniejszenie uprawnień konstytucyjnych władcy i ograniczenie kontroli panującego obecnie Maha Vajiralongkorna (Ramy X) nad królewskim skarbcem oraz niektórymi jednostkami wojska. Uczestnicy największej z demonstracji, która w sierpniu zgromadziła pod stołecznym Pomnikiem Demokracji kilkanaście tysięcy osób, wznosili hasła "koniec z dyktaturą" i "precz z feudalizmem".

Autorka/Autor:pp\mtom

Źródło: PAP