Prezydent Białorusi Alaksandr Łukaszenka oświadczył na konferencji prasowej, że jeśli wszystko się powiedzie, to jego kraj otrzyma wkrótce 10-12 miliardów dolarów. Nie wyjaśnił jednak, skąd te pieniądze mają pochodzić, ani za co Białoruś ma je otrzymać.
- To będą już nasze pieniądze, nie kredyty - podkreślił Łukaszenka, po czym dodał: "Na razie po prostu nie chcę o tym mówić".
Prezydent zapewniał, że Białoruś nie odejdzie od obecnego "społeczno-gospodarczego modelu rozwoju" - informują białoruskie media. Pytany o pojawiające się w niektórych mediach przestrogi, że obecny model funkcjonowania Białorusi może się zawalić, oświadczył: "Nigdy on nie upadł i nigdy nie upadnie. Socjalno-gospodarczy model rozwoju białoruskiego państwa przetrwa. Nie odstąpimy od niego ani na jotę, ani na jeden krok" - oświadczył.
Bura dla dziennikarzy
Łukaszenka obwinił dziennikarzy o sztuczne wywołanie kryzysu gospodarczego w kraju. - W tym procesie paniki, jaka powstała w naszym kraju, dużą rolę odegrali dziennikarze. Niepokój na rynku konsumenckim powstawał przy aktywnym udziale niektórych mediów - podkreślił.
- Teraz próbuje się rozbić Białoruś trochę innymi metodami, między innymi za pośrednictwem tego śmietnika, jakim jest internet. To nowe podejście, które już zyskało aprobatę w niektórych państwach - powiedział. - już stoją i się ślinią, żebyśmy jak najszybciej upadli. Ale do tego nie dojdzie - zapewnił Łukaszenka.
"Ale mamy co jeść. A że nie wystarcza pieniędzy?"
- Ludzie martwią się dzisiaj, że ceny są wysokie, że niektórym brakuje towarów z importu. Ale mamy co jeść. A że nie wystarcza pieniędzy? Za kilka miesięcy wyjdziemy z tej sytuacji. Ale najważniejsze, że sami możemy produkować. A jeśli w ogóle dojdzie do katastrofy, zamkniemy granice i będziemy kupować tylko to, co będzie nam potrzebne - oznajmił.
Białoruś znajduje się obecnie w najgłębszym kryzysie finansowym od dojścia Łukaszenki do władzy 17 lat temu - ma ogromny deficyt handlowy i niedobór dewiz. Pod koniec maja władze były zmuszone do zdewaluowania rubla białoruskiego wobec dolara o 56 proc. Wiele towarów - w tym paliwo i papierosy - bardzo podrożało.
Łukaszenka wskazywał w piątek, że dewaluacja ma także swoje dobre strony - jest korzystna dla gospodarki zorientowanej na eksport. Twierdził też, że na Białorusi nie ma kryzysu. "Kryzys jest wtedy, kiedy zamyka się przedsiębiorstwa i wyrzuca ludzi na ulicę" - powiedział prezydent.
Źródło: PAP