Policja prowadzi śledztwo w związku ze strzelaniną, do której doszło w nocy z piątku na sobotę w części Seattle okupowanej przez protestujących przeciwko rasizmowi i brutalności policji. W wymianie ognia zginął młody mężczyzna, a drugi został ranny. Tłum uniemożliwia funkcjonariuszom dostęp do dzielnicy.
Podczas protestów w Seattle w stanie Waszyngton ich uczestnicy zajęli część miasta, w której utworzyli tak zwaną strefę wolną od policji. Według policji "agresywny tłum" uniemożliwił funkcjonariuszom dotarcie do ofiar strzelaniny, do której doszło w tym rejonie. Policji udało się jedynie dowiedzieć, że zostały one przewiezione do szpitala.
Rzeczniczka Harborview Medical Center potwierdziła, że w sobotę w godzinach porannych (czasu miejscowego) dwie ofiary trafiły do tego szpitala. 19-letni mężczyzna zmarł w wyniku odniesionych obrażeń, natomiast drugi mężczyzna jest w stanie krytycznym i znajduje się na oddziale intensywnej terapii. "Podejrzany lub podejrzani uciekli i nadal pozostają na wolności" - poinformował Departament Policji w Seattle.
"Ta przestrzeń należy teraz do mieszkańców Seattle"
Okupacja dzielnicy Seattle rozpoczęła się 8 czerwca w wyniku powszechnych w USA protestów przeciwko rasizmowi i brutalności policji po śmierci George'a Floyda, 46-letniego Afroamerykanina, zabitego 25 maja w Minneapolis przez policję.
Pod presją demonstrantów policja opuściła jeden ze swoich komisariatów. Wokół budynku i sąsiadujących z nim ulic protestujący wybudowali prowizoryczne ogrodzenia i od ponad tygodnia blokują służbom bezpieczeństwa dostęp do - jak sami to nazywają - Autonomicznej Strefy Wzgórza Kapitolu (z ang. Capitol Hill Autonomous Zone, CHAZ). Przy jednym z wejść do niej widnieje napis: "Ta przestrzeń należy teraz do mieszkańców Seattle".
Strefa przekształciła się w eksperyment społeczny. Życie - jak relacjonują sami protestujący - przypomina uliczny festiwal. Odbywają się tu przemówienia, koncerty czy wieczorki poetyckie, głównie o charakterze lewicowym i liberalnym. Nie brakuje też mówców o poglądach komunistycznych czy anarchistycznych.
- Chcemy, by nie było przemocy ani dyskryminacji rasowej - powiedział dla stacji CNN jeden z protestujących. Inny zapewniał że wewnątrz strefy "jest bardzo spokojnie", a celem okupacji jest walka o równość.
Część manifestantów ma przy sobie broń, której posiadanie w stanie Waszyngton jest dozwolone. Strefę patrolują uzbrojone grupy. Jeden z samozwańczych strażników, pokazując broń dziennikarzom CNN, zapewniał, że ma mu ona służyć jedynie "do obrony".
"Krajowi terroryści przejęli Seattle"
Okupacji nie popiera prezydent USA Donald Trump, który w zeszłym tygodniu ocenił we wpisie na Twitterze, że "krajowi terroryści przejęli Seattle". Jeden z postów skierował bezpośrednio do burmistrz miasta Jenny Durkan oraz gubernatora stanu Waszyngtonu Jaya Inslee ostrzegając, że jeżeli władze lokalne nie przejmą kontroli nad obszarem, to zrobi to ze szczebla federalnego. "To nie są żarty" - napisał na Twitterze Trump.
Władze Seattle nie podejmowały do tej pory żadnych kroków mających na celu zakończenie protestu. Apelują, by zrozumieć wzburzenie przebywających w strefie ludzi. W obawie przed interwencją amerykańskich sił bezpieczeństwa część protestujących w strefie postuluje, by zacząć nazywać ją Okupacyjnym Protestem Wzgórza Kapitolu. Uważają oni, że manifestacja jest jak najbardziej legalna i nie powinna niepokoić amerykańskich urzędników słowem "autonomiczny" w nazwie. - Nie chcemy żadnej secesji, chcemy jedynie legalnie protestować - powiedział jeden z demonstrantów cytowany przez portal "Seattle Times".
Źródło: PAP