Dziennikarka Kim Wall miała na ciele piętnaście ran ciętych - poinformował na wtorkowej rozprawie przed kopenhaskim sądem prokurator. Kobieta ostatni raz była widziana żywa, kiedy wchodziła na pokład łodzi podwodnej duńskiego wynalazcy Petera Madsena. Prokuratura przekazała także, że na komputerze w prowadzonym przez naukowca laboratorium znaleziono nagrania przedstawiające brutalne egzekucje kobiet.
30-letnia dziennikarka Kim Wall przygotowywała reportaż o Peterze Madsenie, który zasłynął samodzielnym zaprojektowaniem i zbudowaniem trzech łodzi podwodnych oraz planami stworzenia własnego statku kosmicznego. 10 sierpnia Wall weszła na pokład należącej do Madsena łodzi podwodnej Nautilus. Wtedy po raz ostatni widziana była żywa.
Dzień później łódź awaryjnie wynurzyła się w pobliżu Kopenhagi, ale na pokładzie znajdował się jedynie właściciel. Został ewakuowany, a łódź ostatecznie zatonęła. 22 sierpnia rowerzysta jadący brzegiem zatoki Koge natrafił na kobiecy korpus wyrzucony przez fale. Zwłoki nie miały głowy i kończyn. Pod koniec sierpnia duńska policja poinformowała, że badania DNA wykazały, iż odnalezione ludzkie szczątki należą do dziennikarki. Madsen został oskarżony o jej zamordowanie. Zaprzecza tym zarzutom.
Kilkanaście ran ciętych
Na wtorkowej rozprawie prokurator Jakob Buch-Jepsen powiedział, że Wall miała piętnaście ran ciętych, między innymi na klatce piersiowej i w dolnej części brzucha. Według prokuratury obrażenia powstały w okolicy czasu zgonu kobiety lub krótko po nim. Dokładna przyczyna śmierci nie została jednak na razie ustalona.
Na ciele Wall znaleziono ślady DNA Madsena. Zdaniem prokuratury kończyny i głowa kobiety zostały odpiłowane.
Prokuratura poinformowała, że w prowadzonym przez Madsena laboratorium śledczy odnaleźli komputer z nagraniami przedstawiającymi brutalne morderstwa kobiet. Jak podaje "The Local" na filmach są one między innymi palone i wieszane. Prokuratura zakłada, że nagrania są autentyczne.
Madsen twierdzi, że nie tylko on miał dostęp do laboratorium i komputera.
Obrończyni Madsena stwierdziła, że w czasie wtorkowej rozprawy nie przedstawiono żadnych dowodów na to, iż jej klient zabił Wall.
Naukowiec przekonuje, że na pokładzie Nautilusa doszło do tragicznego wypadku. Twierdzi, że na kobietę spadł ważący 70 kilogramów właz, który zmiażdżył jej czaszkę i zabił na miejscu. Jak przekonywał, kiedy konstruktor uświadomił sobie, że Wall nie żyje, miał wpaść w panikę i zacząć działać irracjonalnie. Potem - jak zeznawał - stwierdził, że wpłynie do cieśniny Sund na Morzu Bałtyckim i popełni samobójstwo. W ostatniej chwili miał jednak zmienić zdanie i postanowił "pochować" Wall w morzu. Następnie zdecydował się zatopić łódź, otwierając zawory.
Autor: kg/adso / Źródło: Reuters, The Local, Guardian