Pieszo, łodzią i na rowerze. Często śpiąc pod gołym niebem i przez kilka dni bez posiłku. To historia młodego syryjskiego uchodźcy, który ucieka przed reżimem i przed Państwem Islamskim. Jego zdaniem ta wyprawa, przez pół Europy, i tak była bardziej bezpieczna niż pozostanie w ojczyźnie. Materiał programu "Fakty z Zagranicy".
W Syrii ścigał go reżim Baszara el-Asada oraz dżihadyści. Dlatego Yilmaz Pasha postanowił uciec do Niemiec.
Przebył siedem krajów w 32 dni, a swoją niezwykłą, często dramatyczną podróż nagrywał telefonem komórkowym.
Pieszo, łodzią...
Yilmaz najpierw pieszo z Syrii przeszedł do Turcji. Tam za 900 euro wsiadł na dmuchaną łódź udostępnioną przez przemytników i tam wraz z grupą innych uchodźców popłynął do Grecji.
- Na morzu niektórzy nie mieli nawet kamizelek ratunkowych, mimo że nie potrafili pływać. Przemytnik powiedział: "skoro wiesz jak się jeździ na rowerze, to poradzisz sobie z łodzią, to proste" - wspomina mężczyzna.
Pasha szczęśliwie dotarł do Grecji. Tam - ja mówi - spotkał się życzliwością mieszkańców. - To wspaniali ludzie, dawali nam jedzenie, kanapki, wodę, mówili że jesteśmy już bezpieczni - opowiada.
... rowerem
Yilmaz wraz z innymi uchodźcami zarejestrował się w ośrodku dla uchodźców. Imigranci otrzymali zezwolenie na czasowy pobyt i poruszanie się na ograniczonym obszarze. Jednak mało kto chciał zostać w Grecji. Celem imigrantów są bogate kraje na północy Europy - Niemcy czy Wielka Brytania.
Przemytnicy oferują pomoc w nielegalnym przekraczaniu granic nawet na kontynencie.
- Na Facebooku są zamknięte grupy zorganizowane przez przemytników. Mają swój marketing, dają ci namiary na przemytników i mapy. Widzą w tobie łatwy zarobek, a nie człowieka - mówi Syryjczyk. Yilmaz wraz z grupą innych uchodźców zdecydował się na dalszą podróż już na własną rękę. Z Aten dotarli do granicy z Macedonią. Przekroczyli ją na piechotę. - Droga jest prosta, trzeba podążać za torami kolejowy - mówi.
W Macedonii imigranci nie mogli korzystać z transportu publicznego, dlatego cały kraj przejechali rowerami. Z kolei w Serbii, aby uniknąć policyjnej kontroli, maszerowali nocą. - To było jak w horrorze, małe dzieci krzyczały z przerażenia - wspomina Pasha.
Mężczyzna wpadł w ręce serbskiej policji. Mówi że był bity. Dostał 72 godziny na opuszczenie kraju.
W oczekiwaniu na azyl
Kolejnym etapem jego wędrówki były Węgry. Na granicy serbsko-węgierskiej Yilmaz zgubił się w lesie. Twierdzi, że błądził tam dwa dni bez pożywienia. W końcu dotarł do miasta Seget, gdzie zatrzymała go policja. Zgodnie z unijnym prawem pobrano jego odciski palców.
Pieniędzy starczyło mu na opłacenie kolejnego przemytnika. Samochodem z Węgier przez Austrię Yilmaz trafił w końcu do Niemiec. Mężczyzna oczekuje obecnie na azyl. Jeśli go nie otrzyma będzie musiał wrócić na Węgry, bo tam został zarejestrowany jako uchodźca.
Oglądaj program "Fakty z Zagranicy" od poniedziałku do piątku o 20.00.
Autor: db//gry / Źródło: Fakty z Zagranicy, TVN BiŚ, CNN