Tysiące mieszkańców Belgradu demonstrowały przeciwko przemocy, domagając się dymisji szefa MSW oraz cofnięcia koncesji stacjom telewizyjnym promującym przemoc w programach. Demonstranci również prezydenta Aleksandara Vuczicia obwiniają o wprowadzanie podziałów, stosowanie mowy nienawiści i wspieranie nietolerancji.
3 maja 13-letni chłopiec zastrzelił w szkole w Belgradzie dziewięć osób, w tym ośmioro uczniów. Dwa dni później 21-latek zabił we wsi w środkowej części kraju osiem osób. Masakry te wstrząsnęły Serbią.
W proteście przeciwko przemocy na ulice serbskich miast, głównie Belgradu, wyszło w sumie w ostatnich tygodniach kilkaset tysięcy ludzi. To największe demonstracje w tym kraju od ponad dwóch dekad. Ich uczestnicy domagają się m.in. dymisji ministra spraw wewnętrznych, chcą także odebrania koncesji stacjom telewizyjnym nadającym programy zawierające przemoc, a także zakazu wydawania prorządowych gazet, które ich zdaniem podsycają napięcia.
Demonstranci niezmiennie skandują hasła wymierzone w prezydenta Aleksandara Vuczicia, którego obwiniają o wprowadzanie podziałów, stosowanie mowy nienawiści i wspieranie nietolerancji. Domagają się też zwołania posiedzenia parlamentu i przedyskutowania odpowiedzialności rządu za dwie ostatnie tragedie.
Prezydent Vuczić oburzenie ludzi nazywa "politycznym" zamachem stanu i zapowiedział kontrdemonstrację swoich zwolenników na 26 maja, która, jak mówi, będzie "największym wiecem w historii Serbii".
Serbia ogłasza amnestię
Po majowych strzelaninach w Serbii ogłoszono 30-dniową amnestię dla chcących pozbyć się nielegalnej broni i amunicji. W rękach obywateli znajduje się bardzo wiele broni palnej, często pochodzącej jeszcze z czasów wojen w byłej Jugosławii z lat 90.
Serbia należy też do państw europejskich, w których na mieszkańca przypada najwięcej legalnej broni palnej.
Źródło: PAP