Po raz piąty w Belgradzie odbył się antyrządowy protest po dwóch masowych strzelaninach, w których zginęło łącznie 18 osób, a 20 odniosło obrażenia. W stolicy Serbii dziesiątki tysięcy manifestantów wzywały do unieważnienia licencji dla mediów, które "promują przemoc" oraz "wzniecają napięcia". Protestujący żądają też zmian serbskim rządzie.
Demonstracje ruchu "Serbia przeciwko przemocy" są - jak ocenia agencja AFP - największymi w tym kraju od 20 lat. Manifestacje, rozpoczęte po dwóch niepowiązanych ze sobą masowych strzelaninach, dają ujście złości na, jak określają to uczestnicy, "kulturę przemocy, budowaną przez rząd i kontrolowane przez niego media".
Na początku maja w szkole w centrum Belgradu jej 13-letni uczeń zastrzelił dziewięć osób i ranił sześć kolejnych, z których jedna zmarła kilka dni później w szpitalu. Dzień później we wsi w centralnej Serbii 21-latek zamordował osiem i ranił 14 osób. Obu zamachowców schwytano krótko po przeprowadzonych atakach.
Tydzień po tygodniu demonstranci żądają unieważnienia licencji dla kanałów telewizyjnych, promujących przemoc i rządowych gazet, które wzniecają napięcia oraz atakują dysydentów politycznych - informuje agencja.
Czytaj też: "Widziałem ochroniarza w kałuży krwi. Pytałem, gdzie moje dziecko". Strzelanina w szkole w Belgradzie
Systematycznie pojawiają się też wezwania do ustąpienia ministra spraw wewnętrznych Bratislava Gasicia oraz b. szefa tego resortu, a później ministra obrony Aleksandara Vulina, który obecnie kieruje wywiadem (BIA).
Prezydent o protestach: teatr dyrygowany z zewnątrz
Z pierwszych manifestacji wyrósł ruch antyrządowego sprzeciwu, choć jego żądania spotkały się z ostrą odmową prezydenta i jego sojuszników, którzy wykpiwają protesty i obrażają ich uczestników. Przeciwnicy prezydenta Aleksandara Vucicia oskarżają go o coraz częstsze sięganie po autorytarne środki, które mają nie dopuścić do integracji opozycji i pozwolić na zachowanie kontroli nad mediami. Vucić określa demonstracje jako polityczny "teatr" i rozpowszechnia teorie konspiracyjne o rzekomym dyrygowaniu ruchem przez siły z zewnątrz. Na żądanie powołania przejściowego rządu, który miałby sprawować władzę do kolejnych wyborów, prezydent oświadczył, że się to nie wydarzy "póki on żyje", a protestujący go "nie wystraszą".
"Mamy dług wobec ofiar strzelanin"
Sobotnia manifestacja różniła się nieco od poprzednich - zauważyła agencja AP. Dziennikarze dostrzegli prawicowe grupy, które starały się zinfiltrować pochód i promować nacjonalistyczny program. Pojawiły się również doniesienia o grupach ultranacjonalistów, którzy mieli atakować uczestników za pomocą pałek. Niektórzy z nich mieli na ubraniach symbol rosyjskiej agresji na Ukrainę - literę "Z" - podkreśla AP. Demonstranci skandowali "Vucić, odejdź!" Uczestniczący w proteście aktor Dragan Bjelogrlić powiedział zebranym, że mają dług wobec zastrzelonych w pierwszych dniach maja ofiar. "Jesteśmy im winni prawdę i sprawiedliwość - powiedział. - Jesteśmy im winni to, czego nie dostali od nas za życia".
Źródło: PAP, AFP
Źródło zdjęcia głównego: Reuters