O ustaleniach śledztwa dotyczącego zmuszenia do lądowania w Mińsku samolotu linii Ryanair z Ramanem Pratasiewiczem poinformował w czwartek rzecznik ministra koordynatora służb specjalnych Stanisław Żaryn. Wykazano, iż "nie istniało żadne zagrożenie bombowe dla samolotu", a reżimu Aleksandra Łukaszenki dzięki "szantażowi i sterroryzowaniu pilota" zmusił samolot do lądowania, by zatrzymać opozycjonistę.
Rzecznik prasowy ministra koordynatora służb specjalnych Stanisław Żaryn przekazał w czwartek w komunikacie, że "Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego prowadzi pod nadzorem prokuratury śledztwo dotyczące zmuszenia w dniu 23 maja 2021 r. do lądowania na lotnisku w Mińsku samolotu Ryanair lecącego z Aten do Wilna z Ramanem Pratasiewiczem na pokładzie".
Chodzi o sytuację z 23 maja, kiedy to samolot linii Ryanair został zmuszony do lądowania z powodu rzekomego ładunku wybuchowego na pokładzie. Władze Białorusi potwierdziły, że poderwały myśliwiec MiG-29 do pasażerskiej maszyny. Po lądowaniu w stolicy Białorusi zatrzymano tam aktywistę Ramana Pratasiewicza, współzałożyciela opozycyjnego kanału Nexta, uznanego przez władze białoruskie za "ekstremistyczny", oraz jego partnerkę, Rosjankę Sofię Sapiegę.
CZYTAJ RÓWNIEŻ: Partnerka Ramana Pratasiewicza usłyszała końcowe zarzuty >>>
Stanisław Żaryn: W wieży kontroli lotów był oficer białoruskiego KGB. W kluczowym momencie przejął kontrolę
Jak poinformował Żaryn, "w czasie śledztwa przesłuchano część pasażerów i przedstawicieli linii lotniczych, dokonano oględzin samolotu, analizowano nagrania i zabezpieczano inne dowody". "W trakcie postępowania udało się również pozyskać relację i materiały od bezpośredniego świadka działań podejmowanych tego dnia na wieży kontrolnej w Mińsku" - podał.
"Z materiału dowodowego wynika, że 23 maja - w czasie prac wieży kontroli lotów w Mińsku w sali operacyjnej przebywał oficer białoruskiego KGB, który w kluczowym momencie przejął kontrolę nad pracą kontrolera lotów" - wyjaśnił rzecznik. Oficer KGB - jak podano w komunikacie - instruował pracownika wieży prowadzącego kontakt z pilotem samolotu.
"To od funkcjonariusza wychodziły instrukcje i decyzje dotyczące sprowadzenia samolotu do Mińska. Jednocześnie oficer KGB utrzymywał bieżący kontakt telefoniczny z kimś, komu raportował, co aktualnie dzieje się z samolotem. Należy wskazać, że przejęcie kontroli nad pracami wieży kontroli lotów przez funkcjonariusza służby specjalnej jest czymś niespotykanym, wykracza poza przepisy i praktykę" - dodał Żaryn.
Dzień wcześniej - w środę - "New York Times" napisał, że kontroler ruchu lotniczego, który ściągnął do Mińska samolot z białoruskim dziennikarzem i opozycjonistą na pokładzie, uciekł do Polski. Amerykański dziennik podał, że mężczyzna przekazał polskim służbom między innymi, że w wieży kontrolnej znajdował się wówczas oficer KGB, który "w kluczowym momencie przejął kontrolę".
Według informatorów "NYT" wspomniany kontroler to Oleg Galegow, z pochodzenia Gruzin, którego żona jest Białorusinką. To on miał przekazać pilotowi samolotu Ryanaira informację o rzekomej bombie na pokładzie.
Żaryn: nie istniało żadne zagrożenie bombowe dla samolotu
Rzecznik prasowy ministra koordynatora służb specjalnych przekazał w czwartkowym oświadczeniu, że "czynności wykonane w polskim śledztwie pozwoliły ustalić i udokumentować przebieg wydarzeń na lotnisku w Mińsku, a także wykazały, że nie istniało żadne zagrożenie bombowe dla samolotu".
"Świadczy o tym choćby fakt, iż pierwszą informację o zagrożeniu przekazano pilotowi przed tym, gdy wysłana została wiadomość mailowa dotyczącą rzekomego umieszczenia w samolocie materiałów wybuchowych, na którą powoływano się w rozmowie. Także działania na lotnisku w Mińsku, w tym postępowanie służb ratunkowych i obsługi lotniska, wskazywały na brak zagrożenia, o którym kontrola lotów mówiła pilotowi" - czytamy dalej.
"Cała sytuacja została sprowokowana przez stronę białoruską w celu sprowadzenia samolotu na ziemię w Mińsku" - dodano w komunikacie.
Jak ocenił Żaryn, "mieliśmy do czynienia z operacją reżimu Aleksandra Łukaszenki, który dzięki opisanym działaniom, w tym szantażowi i sterroryzowaniu pilota, zmusił do lądowania samolot cywilny w celu zatrzymania znajdującego się na pokładzie dysydenta". "Na potrzeby tej operacji białoruskich służb specjalnych wytworzono przeświadczenie o zagrożeniu bombowym dla cywilnego statku powietrznego" - dodał.
Prokuratura Krajowa o ustaleniach śledztwa
Podobne stanowisko do przedstawionego przez Żaryna zaprezentowała również w czwartek Prokuratura Krajowa. Poinformowała, że "w toku śledztwa przeprowadzono liczne czynności procesowe w tym m.in. przesłuchano w charakterze świadków część pasażerów i przedstawicieli linii lotniczych, przeprowadzono oględziny samolotu, przeanalizowano nagrania". "W trakcie postępowania ustalano bezpośredniego świadka czynności, jakie były podejmowane na wieży kontrolnej w Mińsku" - przekazał Dział Prasowy PK.
Prokuratorzy wskazali, że z dotychczasowych ustaleń śledztwa wynika, że 23 maja w wieży kontroli lotów w Mińsku przebywał oficer białoruskiego KGB, który instruował kontrolera lotów mającego kontakt z pilotem samolotu. "To funkcjonariusz podejmował decyzje dotyczące sprowadzenia samolotu do Mińska. Jednocześnie oficer KGB utrzymywał stały kontakt telefoniczny z osobą, której relacjonował aktualne działania związane z samolotem" - podano.
"W toku śledztwa nadzorowanego przez Mazowiecki Wydział Zamiejscowy Departamentu do Spraw Przestępczości Zorganizowanej i Korupcji Prokuratury Krajowej w Warszawie ustalono, że nie istniało żadne zagrożenie bombowe dla samolotu. Pilot otrzymał informacje o takim zagrożeniu jeszcze przed wysłaniem wiadomości mailowej dotyczącej rzekomego umieszczenia w samolocie materiałów wybuchowych. Na całkowity brak zagrożenia wskazywały również działania na lotnisku w Mińsku, w tym postępowanie służb ratunkowych i obsługi lotniska" - dodano.
"Cała sytuacja była jedynie pretekstem mającym na celu zmuszenie pilota do lądowania w Mińsku" - dodał Dział Prasowy Prokuratury Krajowej.
Zmuszenie do lądowania w Mińsku samolotu z Pratasiewiczem na pokładzie
Strona białoruska przedstawia lądowanie samolotu Ryanair w Mińsku jako awaryjne i przekonuje, że postępowała zgodnie z przepisami. Tuż po lądowaniu samolotu otoczenie Alaksandra Łukaszenki podało, że osobiście podjął on decyzję o poderwaniu do rejsowego samolotu myśliwca wojskowego. Potem wyjaśniano, że chodziło o "asystę". Kraje zachodnie uważają, że doszło do wymuszenia lądowania przy użyciu wojskowego myśliwca i pod naciskiem kontrolerów. Działania Białorusi potępiło wiele rządów, w tym Polska, zarzucając władzom w Mińsku złamanie prawa międzynarodowego, piractwo, "terroryzm państwowy" i "porwanie samolotu". Według białoruskiej opozycji cała sytuacja to operacja służb specjalnych, która miała na celu doprowadzenie do zatrzymania Pratasiewicza. Taką opinię wyraziła m.in. przebywająca na emigracji była kandydatka w wyborach prezydenckich Swiatłana Cichanouska. Inny opozycjonista Paweł Łatuszka oświadczył z kolei, że posiada informacje, iż "strona białoruska poprzez kontrolerów groziła zestrzeleniem samolotu, jeśli nie przeprowadzi on awaryjnego lądowania w Mińsku". Incydent z samolotem Ryanair doprowadził do zakazu lotów nad Unią Europejską (i Ukrainą) dla samolotów z Białorusi oraz odmowy korzystania z przestrzeni powietrznej Białorusi. Kraje zachodnie zapowiedziały też po incydencie wprowadzenie nowych sankcji wobec władz w Mińsku.
Białoruskie władze zarzucały krajom zachodnim, że nie dążą do wyjaśnienia okoliczności incydentu, wskazując, że pilot nie zabrał publicznie głosu w tej sprawie. W mediach państwowych pojawiły się nawet spekulacje, że incydent sprowokowali współpracownicy zatrzymanego blogera Ramana Pratasiewicza.
Źródło: PAP, tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24