Federalny Sąd Apelacyjny w San Francisco wysłuchał we wtorek czasu lokalnego argumentów obu stron w sprawie dekretu prezydenta Donalda Trumpa o ograniczeniu imigracji. Orzeczenie ma zostać wydane w tym tygodniu.
Podczas trwającego ponad godzinę posiedzenia sąd mający opinię jednego z najbardziej lewicowych w systemie amerykańskiego sądownictwa federalnego wysłuchał telefonicznie argumentów adwokatów ministerstwa sprawiedliwości i adwokatów władz stanów Waszyngton i Minnesota, które zaskarżyły antyimigracyjne rozporządzenie Trumpa w federalnym sądzie okręgowym w Seattle w stanie Waszyngton. Adwokaci obu stron - Departamentu Sprawiedliwości oraz stanów Waszyngton i Minnesota, które zaskarżyły dekret - mieli po 30 minut na przedstawienie swoich stanowisk.
Rządowi adwokaci podkreślali, że to prezydent, a nie sądy jest odpowiedzialny za bezpieczeństwo granic i decyduje, kto ma prawo wjazdu na terytorium Stanów Zjednoczonych. Domagali się natychmiastowego uchylenia decyzji sędziego niższej instancji Jamesa Robarta, który w ubiegły piątek zawiesił wykonywanie antyimigracyjnego dekretu. Adwokaci drugiej strony żądali utrzymania w mocy tej decyzji i tym samym dalszego zawieszenia wykonywania rozporządzenia Trumpa, które ich zdaniem dyskryminuje muzułmanów i jest sprzeczne z konstytucją USA.
Troje sędziów Sądu Apelacyjnego w San Francisco - dwoje nominowanych przez prezydentów z Partii Demokratycznej, a jeden przez republikanina George’a W. Busha - starało się ustalić nie tyle, czy rozporządzenie wykonawcze Trumpa jest zgodne z konstytucją, ale czy decyzja Robarta była prawnie uzasadniona i zgodna z kompetencjami federalnego sądu okręgowego. Sędziowie starali się ustalić także, na ile rozporządzenia Trumpa było motywowane uprzedzeniami religijnymi wobec muzułmanów. Zdaniem ekspertów prawnych wysłuchanie adwokatów obu stron zakończyło się remisem. Posiedzenie sądu było transmitowane bezpośrednio przez stacje radiowe i telewizyjne. Ostatecznie rzecznik sądu poinformował, że orzeczenie w sprawie wniosku o przywrócenie dekretu Trumpa o ograniczeniu imigracji zostanie wydane "później, w tym tygodniu".
Co mogą zrobić?
Sędziowie mogą podtrzymać decyzję sędziego Robarta albo ją uchylić. Mogą też skierować sprawę do sądu okręgowego do ponownego rozpatrzenia lub odrzucić ją jako bezpodstawną, wykraczającą poza kompetencje sądu. W dwóch pierwszych przypadkach - odrzucenia bądź utrzymania w mocy decyzji sędziego - strona przeciwna może odwołać się od wyroku i jak uważa spora grupa ekspertów prawnych sprawa może się skończyć w Sądzie Najwyższym. Jednak nawet tam jednoznaczne rozstrzygnięcie tego sporu nie jest pewne.
Od śmierci konserwatywnego sędziego Antonina Scalii sprzed roku Sąd Najwyższy USA obraduje w niepełnym 8-osobowym składzie. Utrzymuje się tam bardzo chwiejna równowaga pomiędzy konserwatywnymi a lewicowymi sędziami. Taki układ sił powoduje, że często zespół sędziów nie jest w stanie wydać jednoznacznej opinii i sprawa kończy się remisem. Trump dopiero niedawno mianował swego kandydata Neila Gorsucha na miejsce pozostawione w Sądzie Najwyższym przez Scalię. Spór o legalność antyimigracyjnego dekretu Trumpa – jak wskazuje mająca opinię jednej z najbardziej wnikliwych specjalistek prawnych w amerykańskich mediach Nina Totenberg – tylko utrudni zatwierdzenie nominacji Gorsucha na członka Sądu Najwyższego.
Dekret Trumpa
Ten pierwszy poważny spór konstytucyjny o zakres obowiązków i uprawnień prezydenta od czasu objęcia rządów w Białym Domu przez Trumpa rozpoczął się od wydania przez niego 27 stycznia rozporządzenia wykonawczego motywowanego kwestiami bezpieczeństwa i walką z terroryzmem. Dekret zawieszał do odwołania przyjmowanie uchodźców z Syrii, a uchodźców z innych krajów - na 120 dni. W tym czasie władze USA miały sprawdzić, z których krajów pochodzą uchodźcy zaliczający się do grupy najmniejszego ryzyka. Dekret przewidywał także wstrzymanie na 90 dni wydawania amerykańskich wiz obywatelom siedmiu krajów muzułmańskich (Iranu, Iraku, Libii, Somalii, Sudanu, Syrii i Jemenu), które zakwalifikowano jako mające problemy z terroryzmem.
Departament Stanu USA poinformował, że w następstwie wstrzymania dekretu zawiesił tymczasowe unieważnienie wiz dla obcokrajowców z siedmiu wspomnianych krajów. - Cofnęliśmy tymczasowe unieważnienie wiz wywołane przez prezydencki dekret. Osoby posiadające wizy, które nie zostały fizycznie anulowane, mogą teraz podróżować, jeśli wiza jest ważna - wyjaśniła rzeczniczka Departamentu Stanu.
Administracja zadowolona
Rzecznik Białego Domu Sean Spicer zapewnił w poniedziałek, że administracja prezydenta Trumpa nie zamierza zmieniać swojego stanowiska w kwestii imigracji i przyjmowania uchodźców. - Nie ulega wątpliwości, że prawo jest po stronie prezydenta, podobnie jak konstytucja - powiedział Spicer dziennikarzom.
Minister bezpieczeństwa narodowego John Kelly, występując we wtorek w Kongresie przed komisją ds. bezpieczeństwa krajowego jako pierwszy i jedyny do tej pory przedstawiciel administracji Trumpa przyznał, że antyimigracyjny dekret prezydenta „być może został wprowadzony zbyt pospiesznie". - Dlatego nie mogłem skonsultować tego [wprowadzenia w życie dekretu - red.] z Kongresem i przywódcami takiej jak ta komisji - powiedział Kelly.
Krytycy zwarli szyki
Pospiesznie i zdaniem krytyków Trumpa niekompetentnie wprowadzony w życie dekret spowodował falę protestów w Stanach Zjednoczonych i chaos na amerykańskich lotniskach. W amerykańskich sądach różnych instancji przeciw rozporządzeniu Trumpa złożono ponad 40 pozwów i petycji.
Jeden taki wniosek o unieważnienie dekretu Trumpa złożyły władze stanu Waszyngton i stanu Minnesota. Argumentują, że rozporządzenie dyskryminuje muzułmanów, co jest niezgodne z konstytucją. Poza tym władze tych stanów utrzymują, że dekret Trumpa spowodował zakłócenia w działalności przedsiębiorstw mających swoje siedziby w stanach Waszyngton i Minnesota i tym samym straty finansowe z uwagi na spadek wpływów podatkowych. Dodatkowo rozporządzenie przyczyniło się do rozdzielenia rodzin i sprawiło, że uczniowie i studenci nie mogli wrócić do szkół i uczelni. Wniosek władz stanowych poparło 97 amerykańskich firm, głównie z sektora IT, w tym Apple, Facebook, Google i Microsoft. Za unieważnieniem dekretu Trumpa było też kilku byłych członków rządu, w tym byli sekretarze stanu USA Madeleine Albright i John Kerry oraz były minister obrony Leon Panetta. Ich zdaniem "nie ma żadnych względów bezpieczeństwa, które dyktowałyby wydanie dekretu wstrzymującego imigrację z muzułmańskich państw".
Autor: pk/sk, mtom / Źródło: PAP