Dwaj francuscy doradcy, pracujący dla somalijskiego rządu, zostali porwani z hotelu w Mogadiszu. Wcześniej agencje podawały informacje, że porwanymi są dziennikarze. Nie wiadomo, kto stoi za uprowadzeniem.
- Kilku uzbrojonych mężczyzn wtargnęło do Safahi Hotel, wycelowało broń w strażników. Potem weszli do pokoi hotelowych i odeszli z dwoma Francuzami - powiedział agencji Reutera kierownik hotelu.
Jak dodał Somalijczyk, Francuzi zdradzili mu wcześniej, że są dziennikarzami. Jednak przedstawiciel somalijskich władz oświadczył później, że Francuzi jedynie podawali się za dziennikarzy ze względów bezpieczeństwa.
Porwani szkolili Somalijczyków
- Byli doradcami ds. bezpieczeństwa; przyjechali do Somalii, aby szkolić siły bezpieczeństwa - powiedział anonimowy urzędnik w Mogadiszu. Informację tę potwierdziło też francuskie MSZ.
Francja od wiosny zaangażowała się w szkolenie sformowanego w Dżibuti batalionu armii somalijskiej liczącego 500 żołnierzy. Ma ona tam bazę wojskową, w której stacjonuje 2,9 tys. żołnierzy.
Somalijski chleb powszedni
Porwania w Somalii, która nie ma efektywnego rządu od roku 1991 r., są na porządku dziennym - nie licząc działalności somalijskich piratów - i nierzadko ich ofiarami padają obcokrajowcy, mimo że ze względów bezpieczeństwa rzadko zapuszczają się do tego kraju.
Niemniej porwanie w centrum Mogadiszu, jednym z niewielu terytoriów kontrolowanych efektywnie przez uznawany międzynarodowo rząd, jest wyjątkowym przypadkiem.
Nieustająca wojna
Od trzech lat przeciwko rządowi występuje kilka muzułmańskich bojówek, w tym organizacja Al-Szabab otwarcie przyznająca się do powiązań z Al-Kaidą.
Napięć nie złagodziło nawet objęcie w styczniu urzędu prezydenta przez przywódcę umiarkowanych islamistów Szejka Szarifa Ahmeda, który zgodził się na wprowadzenie w kraju prawa muzułmańskiego (szariatu).
Ekstremiści uznali, że prezydent jest niewystarczająco radykalny i również jemu wydali wojnę.
Źródło: reuters, pap
Źródło zdjęcia głównego: Archiwum TVN24