Kanadyjskie królewskie siły powietrzne (RCAF), pełniące obecnie natowską misję patrolowania przestrzeni powietrznej krajów nadbałtyckich, poinformowały o naruszeniu terytorium Łotwy przez rosyjski samolot zwiadu elektronicznego Ił-20. Jest to najbardziej agresywny dotąd krok Rosjan wobec działań obronnych NATO. Sojusz nie wydał na razie oficjalnego komunikatu w sprawie sobotniego incydentu nad Łotwą. Nie chce informować o ewidentnej wpadce?
Choć przypadków niebezpiecznego zbliżania się rosyjskich samolotów do przestrzeni powietrznej państw członkowskich NATO i wykonywania ryzykownych manewrów w przestrzeni międzynarodowej naliczono w tym roku już ponad 100, do tej pory nie stwierdzono żadnego z nich wewnątrz obszaru chronionego sojuszniczym parasolem.
Szerszenie gonią Łyskę
Szczegóły sobotniego incydentu są na razie skąpe: kanadyjskie siły powietrzne poinformowały jedynie, że w czasie rutynowego lotu szkoleniowego w okolicy bazy w Szawlach ich samoloty CF-18 Hornet (Szerszeń) zostały skierowane alarmowo do przechwycenia i zidentyfikowania nierozpoznanego "naruszyciela".
Okazał się nim - po wzrokowej identyfikacji - czterosilnikowy samolot zwiadu elektronicznego Iljuszyn Ił-20 (w kodzie NATO Coot - Łyska), który kanadyjskie samoloty eskortowały aż do opuszczenia przezeń przestrzeni powietrznej Łotwy. Nie wiadomo na razie, jak długo wrogi samolot przebywał w natowskiej przestrzeni powietrznej ani jaki przebył dystans. Kanadyjczycy nie ujawnili też jeszcze zdjęć maszyny, jedynie potwierdzili ich wykonanie w czasie przechwycenia.
Samoloty Ił-20 wielokrotnie w ostatnich miesiącach obserwowane były nad Morzem Bałtyckim i w pobliżu przestrzeni powietrznej chronionych przez Sojusz krajów nadbałtyckich, ale nigdy dotąd nie pozwalały sobie na wlatywanie znad morza nad terytorium NATO. Takie incydenty miały miejsce ostatnio 20 i 21 października, 3 maja natomiast rosyjski Ił-20, poruszając się nad Bałtykiem bez włączonego transpondera, o mało nie doprowadził do zderzenia z samolotem pasażerskim linii SAS, który musiał zmienić trasę, by uniknąć kolizji.
Samolot słuchawka
Ił-20 to zbudowana na 50-letniej platformie czterosilnikowego pasażerskiego Iła-18 latająca stacja nasłuchowa, wyposażona też w wysokiej rozdzielczości aparaty fotograficzne i kamery. Dokładne wyposażenie tego samolotu - podobnie jak innych tego typu maszyn po obu stronach obecnego kryzysu - pozostaje ściśle strzeżoną tajemnicą.
Specjaliści nie mają jednak wątpliwości, że niepozorny, stary, powolny Ił-20 jest w stanie zbierać niezwykle cenne informacje. Jest to bowiem maszyna zwiadu elektronicznego ELINT, co oznacza, że nie tyle patrzy i nasłuchuje, co przeczesuje sygnały elektromagnetyczne w poszukiwaniu tych wysyłanych przez instalacje wojskowe. Jest w stanie z morza fal elektromagnetycznych wyłowić sygnały stacji radarowych, radiostacji wojskowych, urządzeń łączności satelitarnej, radiolinii itp.
Od poziomu i jakości zaszyfrowania tych sygnałów zależy to, ile będzie w stanie z nich wprost odczytać. Ale eksperci podkreślają, że Rosjanie nie muszą znać szczegółów komunikacji NATO, żeby prześwietlić system reagowania alarmowego, dowiedzieć się, gdzie i jakie radary są rozmieszczone i w jakim trybie uruchamia się poszczególne urządzenia. Wystarczy im sam sygnał i jego lokalizacja, by z mapy połączeń odtworzyć sposób działania systemu. Od tego już tylko krok do możliwości jego zakłócenia lub unieszkodliwienia.
Poruszanie się naszpikowanego aparaturą samolotu w natowskiej przestrzeni powietrznej, wraz z uruchomieniem przez niego procedur alarmowych, może dać potężny zasób informacji o ich działaniu. I to w zupełności wystarczy, potem można bezkarnie odlecieć.
Jak zareaguje NATO?
NATO nie wydało dotąd oficjalnego komunikatu w sprawie sobotniego incydentu nad Łotwą. Niewykluczone, że - oprócz zebrania dokładniejszych informacji - Sojuszowi po prostu nie spieszy się z informowaniem o ewidentnej wpadce, jaką byłoby przyznanie, że wrogi samolot zwiadowczy przez kilka - a może kilkanaście minut - był w stanie operować w chronionej przestrzeni niewykryty.
Poza napiętnowaniem działań Rosji nie należy się też spodziewać wiele więcej. Prawdopodobne jest złożenie noty z żądaniem wyjaśnień, choćby na szczeblu Rady NATO - Rosja. Praktycznym efektem sobotniego zdarzenia będzie jednak na pewno wzmożenie czujności nadbałtyckich stacji radarowych i ich załóg, i jeszcze szybsze wysyłanie do identyfikacji i ewentualnego przepędzania "naruszycieli" samolotów NATO z Litwy, Polski i Estonii - bo tam stacjonują maszyny pełniące wzmocniony sojuszniczy dyżur.
Na poziomie taktycznym można oczekiwać - ale to będą działania niejawne - takiego dostosowania pracy urządzeń elektronicznych NATO, by jak najbardziej utrudnić ich "podsłuchiwanie". Oznacza to włączanie radarów na krótki czas i tylko tam, gdzie trzeba, używanie mobilnych stacji radiolokacyjnych oraz systemów pasywnych - czyli takich, które same nie emitują promieniowania, a jedynie skanują i selekcjonują sygnały "z powietrza".
Na dłuższą metę wymaga to jednak sporych inwestycji i głębokich zmian w systemie - dotąd działającym w warunkach pokojowych - komunikacyjnym i kontroli przestrzeni powietrznej.
Autor: Marek Świerczyński//rzw / Źródło: tvn24