Strona ukraińska konsultowała z Amerykanami operację sprowadzenia i aresztowania na Ukrainie rosyjskich żołnierzy, którzy mieli być zaangażowani w zbrodnie popełniane w czasie wojny w Donbasie – podaje CNN. Stany Zjednoczone miały wspierać operację finansowo i technicznie, a Centralna Agencja Wywiadowcza (CIA) doradzała ukraińskim służbom, jak zwabić Rosjan do kraju. Przedstawiciel władz USA zaprzeczył tym doniesieniom.
CNN opisuje w środę historię stojącą za zatrzymaniem przez Białoruś 33 rosyjskich najemników. Do zdarzenia doszło pod koniec lipca zeszłego roku, tuż przed wyborami prezydenckimi w tym kraju. Białoruskie władze twierdziły wówczas, że żołnierze byli częścią planu ingerencji w wybory, jednak w rzeczywistości - jak donosi CNN - mieli zostać ostatecznie aresztowani na Ukrainie, zwabieni przez ukraińskie służby pod fałszywym pretekstem. Informacje o operacji były już podawane w ubiegłym roku przez ukraińskie i zagraniczne media, jednak CNN donosi, że akcja odbyła się za wiedzą i - jak twierdzą ukraińskie źródła telewizji - przy wsparciu Centralnej Agencji Wywiadowczej (CIA).
Byli funkcjonariusze ukraińskiego wywiadu twierdzą, że operacja została wsparta przez USA finansowo i technicznie, a CIA miała udzielać porad dotyczących tego, jak najlepiej zwabić żołnierzy – pisze amerykański portal. Według cytowanego przedstawiciela amerykańskich władz, USA były świadome operacji, lecz w niej nie pomogły. Zasugerował on też, że jest to próba podzielenia się lub całkowitego zrzucenia winy za nieudaną akcję.
Akcja ukraińskich służb
CNN powołuje się na trzech anonimowych informatorów, byłych oficerów ukraińskiego wywiadu. Pierwszym elementem planu było zwabienie rosyjskich żołnierzy poprzez fikcyjną firmę rekrutującą najemników, którzy mieli zajmować się ochranianiem pól naftowych w Wenezueli. Przyszłym ochroniarzom oferowano lukratywny kontrakt opiewający na 5 tysięcy dolarów miesięcznie.
Na przynętę złapały się setki chętnych, dając ukraińskim służbom bezprecedensową okazję na zidentyfikowanie i przechwycenie tych, którzy odpowiadali za zbrodnie w Donbasie. - Zaczęliśmy do nich dzwonić i mówić im: "Cześć stary, opowiedz coś o sobie. Może w rzeczywistości nie jesteś wojskowym, tylko hydraulikiem" - mówił CNN jeden z byłych oficerów. Jak dodał, "wtedy zaczęli ujawniać informacje o samych sobie, wysyłali nam dokumenty, legitymacje wojskowe, dowody wskazujące na to, gdzie walczyli". - Pomyśleliśmy: bingo, możemy to wykorzystać - tłumaczył rozmówca.
Wkrótce fikcyjna firma dysponowała licznymi materiałami na temat rosyjskich najemników, w tym potencjalnie obciążającymi ich dokumentami, zdjęciami i nagraniami wideo ze wschodniej Ukrainy. Na jednym z nagrań zarejestrowano grupę bojowników trzymających fragmenty wraku, którym według źródeł CNN był dopiero co zestrzelony ukraiński samolot wojskowy.
Inni kandydaci ujawniali swoje związki z zestrzeleniem boeinga linii Malaysia Airlines, lot MH17, nad wschodnią Ukrainą w 2014 roku. Zginęło wówczas 298 osób, wszyscy obecni na pokładzie. – Dwóch z nich było obecnych, gdy wystrzeliwano rakietę, która strąciła MH17. Czterech innych było członkami grupy odpowiedzialnej za zestrzelenie naszego samolotu wojskowego – mówił drugi rozmówca CNN.
Ukraińcy uprzedzeni, w Mińsku konsternacja
Ukraińcy wybrali 28 rosyjskich najemników, co do których domniemali, że byli powiązani z działalnością na wschodzie Ukrainy oraz pięć innych osób bez jakichkolwiek powiązań, by nie wzbudzać podejrzeń – wyjaśniło źródło CNN. Grupie tej przekazano, że polecą do Turcji, by stamtąd bezpośrednim połączeniem udać się do stolicy Wenezueli, Caracas. Jak wyjaśnili informatorzy, faktyczny plan zakładał jednak przetransportowanie rekrutów na Ukrainę, gdzie mogliby zostać aresztowani.
Plany Ukraińców zostały pokrzyżowane przez decyzję Rosji o zamknięciu granic w związku z pandemią COVID-19. Otwarta pozostała jedynie granica z Białorusią, wobec czego żołnierzy przetransportowano do Mińska, skąd - jak im powiedziano - mieli wyruszyć w dalszą drogę. W oczekiwaniu na lot wysłano ich do sanatorium "Biełorusoczka" w Żdanowiczach pod Mińskiem.
Według źródeł CNN, opóźnienie lotu do Turcji było wystarczająco długie, by białoruskie służby przystąpiły do działania. Jak dodają informatorzy, akcja nastąpiła zaledwie kilka godzin przed planowanym wylotem. Sceny zatrzymania Rosjan transmitowane były przez białoruską telewizję. Ich dokumenty pokazano publicznie jako dowód na rosyjskie pochodzenie wojskowych. – Dysponujemy potwierdzonymi informacjami, że ci Rosjanie mają doświadczenie bojowe i faktycznie brali udział w konfliktach zbrojnych – mówił wówczas dziennikarzom zamaskowany dowódca białoruskich służb.
Były doradca prezydenta Alaksandra Łukaszenki, mówiąc pod warunkiem zachowania anonimowości, przekazał CNN, że władze w Mińsku uważały początkowo, iż grupa najemników wysłana została na Białoruś z rozkazu Kremla, by zdestabilizować kraj przed nadchodzącymi wyborami prezydenckimi. Jak dodał, wśród członków białoruskiej administracji panowała dezorientacja, ponieważ sytuacja ta wydawała się być agresją ze strony rosyjskiego sojusznika. Kreml zaprzeczył później wysłaniu ludzi na Białoruś.
Rozmowa Łukaszenki z Putinem. Najemnicy wracają do kraju
Wkrótce w sprawę zaangażował się prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski. Jak podały władze w Kijowie, w czasie rozmowy z Łukaszenką wyraził nadzieję, że "wszyscy podejrzani o działalność terrorystyczną na terytorium Ukrainy zostaną przekazani ukraińskim władzom, by mogli zostać pociągnięci do odpowiedzialności karnej". - Rozmowa była konstruktywna, ale na razie nie otrzymaliśmy oficjalnej informacji o tym, że Białoruś zgadza się na przekazanie tych ludzi Ukrainie – powiedział ukraiński minister spraw zagranicznych Dmytro Kuleba. Potwierdził, że Kijów zwrócił się oficjalnie z wnioskiem o ekstradycję 28 spośród zatrzymanych Rosjan.
Po kilku dniach Łukaszenka odrzucił żądanie Kijowa. Jak przekazano w oświadczeniu Kremla, prezydent Białorusi rozmawiał o sprawie z Władimirem Putinem i obydwaj przywódcy "wyrazili przekonanie, że ta kwestia zostanie rozwiązana". Tydzień po rozmowie Rosja ogłosiła, że 32 zatrzymanych powróciło do kraju. Jeden z najemników, który posiadał podwójne obywatelstwo Rosji i Białorusi, pozostał w drugim z państw.
W czerwcu 2021 roku prezydent Zełenski powrócił do sprawy, zaprzeczając, jakoby Ukraina zorganizowała operację, a jedynie "została wciągnięta" w tę kwestię. - Jak rozumiem, pomysł tej operacji narodził się w innych krajach, ale na pewno nie na Ukrainie - deklarował.
FSB potwierdza. Kijów: to mówi samo za siebie
Przedstawiciel rosyjskiej Federalnej Służby Bezpieczeństwa, cytowany anonimowo w środę przez TASS, ocenił, że informacje podane przez CNN są "całkowicie wiarygodne" i FSB je "w pełni potwierdza". Stwierdził, że "epizod z tak zwanymi wagnerowcami to (...) zaplanowane porwanie obywateli Rosji z terytorium kraju trzeciego i tego wszystkiego, co się dzieje, tego, co widzimy ze strony służb specjalnych Ukrainy, nie możemy oceniać inaczej niż jako akty państwowego terroryzmu (...)".
Przedstawiciel biura prezydenta Ukrainy Mychajło Podolak zwrócił zaś uwagę na natychmiastową reakcję rosyjskich służb na te doniesienia. "Nie minęło kilka godzin, nim oficjalny przedstawiciel FSB pochwalił CNN za ten materiał" - powiedział agencji Interfax-Ukraina Podolak. Według niego "nie należy zwracać uwagi na to, co opublikowano, a na synchronizację z oświadczeniem przedstawiciela FSB". "To faktycznie sygnał dla całego rosyjskiego systemu propagandy" - dodał. Ocenił też, że "sytuacja mówi sama za siebie" i wskazał, że "doszło do tego w przeddzień zaplanowanego spotkania Łukaszenki z Putinem". Podolak oznajmił też, że w materiale nie pojawiły się żadne nowe informacje.
Źródło: CNN, PAP
Źródło zdjęcia głównego: Belarusian KGB via State TV and Radio Company of Belarus