Co najmniej 149 osób zginęło w Kenii od 27 grudnia w starciach po ogłoszeniu zwycięstwa w wyborach prezydenckich urzędującego szefa państwa Mwai Kibakiego - poinformowały źródła policyjne w Nairobi.
Policja mówi, że będzie strzelać do wszystkich, którzy znajdą się poza domem Mieszkaniec slumsów Nairobi
Kibaki zapowiedział w oświadczeniu noworocznym, że będzie stanowczo występować przeciwko aktom przemocy. - W kraju właśnie odbyły się wolne i uczciwe wybory powszechne. Mój rząd będzie z całą stanowczością występować przeciwko tym, którzy naruszają pokój - oznajmił.
Kibaki odejdź!
Rywal Kibakiego, Raila Odinga, odrzuca wyniki wyborów i zarzuca zwolennikom prezydenta sfałszowanie 300 tysięcy głosów. Odinga zaapelował w poniedziałek do obywateli o udział w czwartek w "masowych pokojowych akcjach protestu". Pierwotnie taki wiec planowany był na poniedziałek, został jednak zakazany przez władze.
Jak pisze agencja Associated Press, policja kenijska otrzymała rozkaz strzelania bez ostrzeżenia do uczestników zamieszek. Rząd zaprzeczył, by taki rozkaz został wydany.
W kilku miastach Kenii - w tym w opozycyjnym Kisumu - wprowadzono godzinę policyjną, nakazując mieszkańcom pozostanie w domach.
Rząd jeszcze w niedzielę zakazał mediom relacjonowania ulicznych wystąpień na żywo, motywując taką decyzję względami bezpieczeństwa i porządku publicznego.
Źródło: PAP, tvn24.pl