Rosjanin złapał się na haczyk. Opis szpiegów zaskakuje

Kontrwywiad USA chwali się sukcesemFBI

Zawiedzeni tym, jak bardzo ich praca odbiega od filmów szpiegowskich, traktujący oszustwo jako podstawę swojej pracy, mający niskie zdanie o możliwościach wywiadu Rosji w USA – z treści zarzutów przedstawionych przez FBI można dowiedzieć się wielu ciekawych rzeczy na temat trójki Rosjan oskarżonych o szpiegostwo.

Akt oskarżenia sformułowany przez amerykański kontrwywiad i prokuraturę to dramat trzech aktorów, trzech rosyjskich agentów Służby Wywiadu Zagranicznego (SWR) działających w USA. Narratorem opowieści jest Gregory Monaghan, agent specjalny FBI, który jest formalnym autorem aktu oskarżenia. Stawia w nim zarzut nielegalnej działalności szpiegowskiej, której mieli się dopuścić trzej Rosjanie w latach 2012-2014 i przytacza wybrane dowody na jej potwierdzenie.

"Nielegał" i dwóch opiekunów

Pierwszym aktorem jest 39-letni Jewgienij Burjakow - „nielegał”, czyli agent działający w obcym państwie pod fałszywą tożsamością, niechroniony immunitetem dyplomatycznym. Do momentu aresztowania 27 stycznia mężczyzna pracował w banku na Manhattanie. FBI nie podało w jakim konkretnie, ale w internecie można łatwo znaleźć informacje, że osoba o takim imieniu i nazwisku pracowała w nowojorskim oddziale rosyjskiego państwowego Wnieszekonombank. Wcześniej przez kilka lat pracował w placówce tego samego banku w innym państwie, gdzie według FBI też zajmował się działalnością szpiegowską. Dwaj pozostali aktorzy dramatu to etatowi pracownicy SWR, 40-letni Igor Sporyszew i 27-letni Wiktor Podobnyj, którzy funkcjonowali w USA jako oficjalni przedstawiciele Rosji i byli chronieni immunitetem dyplomatycznym. Pierwszy był oficjalnym przedstawicielem handlowym Federacji Rosyjskiej w Nowym Jorku od 2010 roku do końca października 2014. Drugi był attache przy ambasadzie Rosji w ONZ od 2012 roku do września 2013.

Ten pierwszy został aresztowany i postawiono mu szereg zarzutów związanych z prowadzoną przez niego działalnością szpiegowską. Dwaj pozostali wyjechali już z USA i są oskarżeni zaocznie. Jednak nawet gdyby ich ujęto przed wyjazdem, to zgodnie z regułami gry wywiadów, zostaliby po prostu uznani za persona non grata i wydaleni.

Pierwsza strona zarzutów przekazanych przez FBI i prokuraturę do sąduFBI

Spotkania na ulicach i przekazywane papierki

Z zarzutów sformułowanych przez FBI wynika, że trzej mężczyźni pracowali dla „Wydziału ER” w SWR, który zajmuje się szpiegostwem gospodarczym i ekonomicznym. Burjakow, jako „nielegał”, zajmował się zbieraniem informacji. Ponieważ oficjalnie w żaden sposób nie był związany z władzami Rosji, ale reprezentował wpływową rosyjską instytucję finansową, miało mu być znacznie łatwiej nawiązywać kontakty i zdobywać zaufanie rozmówców. Dwaj pozostali agenci tworzyli z Burjakowem „siatkę”. Sporyszew prowadził „nielegała” i przekazywał mu zlecenia z centrali SWR w Moskwie. Później, na zmianę z Podobnyjem, odbierał zebrane informacje i je przetwarzał przed odesłaniem do ojczyzny. FBI zaczęło rozpracowywać trzyosobową siatkę agentów na przełomie 2010 i 2011 roku. Od połowy 2012 roku zostali poddani szczegółowej inwigilacji. Mężczyźni starali się kontaktować głównie podczas spotkań, na których też wymieniali się różnymi przedmiotami, najpewniej zawierającymi dane. Przez telefon jedynie się umawiali, na przykład na przekazanie sobie „biletów” na wydarzenia, na których potem nigdy nie bywali. Do września 2014 miało dojść do około 50 takich spotkań w różnych miejscach publicznych, głównie po prostu na ulicach. Z zarzutów wynika, że amerykańscy agenci nie tylko śledzili Rosjan, ale też podsłuchiwali większość rozmów telefonicznych, włamywali się do komputera Burjakowa w banku oraz zamontowali pluskwy w mieszkaniach i miejscach pracy. Na podsłuchu miało się znaleźć nawet tajne „bezpieczne” pomieszczenie SWR w siedzibie rosyjskiego przedstawicielstwa handlowego w Nowym Jorku. Ostatecznie w 2014 roku zorganizowano prowokację, podczas której podstawiony agent FBI przekazał Rosjanom wartościowe dla nich dokumenty.

Śledzenie sankcji i pacyfikacja związków zawodowych

Ponieważ agenci pracowali dla „Wydziału ER” to siłą rzeczy w sferze ich zainteresowania znajdowały się głównie kwestie gospodarcze i ekonomiczne. Burjakow obracał się wśród biznesmenów, bankierów, doradców i lobbystów z całego świata pracujących na Manhattanie. Rosjanie mieli być szczególnie zainteresowani kwestią wprowadzania sankcji po inwazji na Krym a wcześniej rozwojem alternatywnych źródeł energii w USA. Na liście zarzutów FBI opisano między innymi jak wyglądało zbieranie informacji o spodziewanych sankcjach. W ostatnich dniach marca 2014 roku Sporyszew zadzwonił do Burjakowa i stwierdził, że „dawno się nie widzieli” po czym umówili się na krótkie spotkanie, podczas którego przekazali sobie małą kartkę. Do ponownego kontaktu doszło nieco ponad tydzień później, kiedy agenci wymienili się „małym obiektem”. W tym czasie agencji FBI potajemnie przebadali komputer Burjakowa w banku i stwierdzili, że wpisywał do wyszukiwarki takie zapytania jak „sankcje Rosja skutki”. Nie wiadomo, czy cała praca agenta polegała na przeszukaniu internetu. FBI zaznacza, że mógł też „potencjalnie” skorzystać z innych źródeł informacji. Innym przykładem działań Burjakowa było zaangażowanie w proces formułowania kontraktu pomiędzy Rosją a firmą z innego państwa, na mocy której miała ona produkować w rosyjskiej fabryce „samoloty pasażerskie średniego zasięgu”. FBI nie podało konkretnych nazw ale z opisu wynika, że chodzi o kanadyjskiego Bombardiera, który miał produkować w Rosji swoje maszyny Q-400. W rozmowach agenci mówili, że Moskwie chodzi głównie o zdobycie nowoczesnych technologii. Burjakow jeździł na różne zamknięte konferencje biznesowe, w których brali również udział przedstawiciele Bombardiera. Tam zbierał informacje. Okazało się, że największym problemem jest opór związków zawodowych w kanadyjskiej firmie. Burjakow przy pomocy Sporyszewa i Podobnyja stworzył plan, w jaki sposób SWR może wykorzystać swoje wpływy i wywrzeć presję na związkowców, aby zaprzestali sprzeciwu. Nie wiadomo czy skorzystano z jego rad, ale umowę o współpracy ostatecznie podpisano, choć jej realizacja obecnie jest zawieszona ze względu na kryzys ukraiński.

Dziennikarze na służbie wywiadu

Inny ujawniony przez FBI przypadek rzuca ciekawe światło na rosyjskie państwowe agencje prasowe i sponsorowane przez Kreml globalne media. Burjakow, korzystając ze swojej wiedzy zawodowej, pomagał agentom formułować zestaw „odpowiednich” pytań dla osób pracujących na rzecz „pewnej wiodącej organizacji informacyjnej”. FBI nie zdradza jej nazwy, ale Monaghan stwierdza, że często służy ona rosyjskim służbom jako przykrywka dla działalności szpiegowskiej. Amerykański portal "The Daily Beast" twierdzi, powołując się na swoje źródła, że chodzi o agencję TASS. Sprawa była dla agentów bardzo pilna, bo Sporyszew wyjątkowo załatwił ją z Burjakowem przez telefon, choć ten wolał się spotkać. Jednak rozkaz przygotowania pytań miał przyjść „z centrali” i potrzebne były natychmiast. Burjakow podyktował Sporyszewowi trzy pytania dotyczące działalności nowojorskiej giełdy i pewnego rodzaju fundusz inwestycyjnych oraz ich ewentualnego zainteresowania rynkiem rosyjskim. Jest możliwe, że podyktowane przez „nielegała” pytania zadawał później jakiś dziennikarz jednej z rosyjskich agencji prasowych lub telewizji RT, bowiem opis FBI jednoznacznie na nie wskazuje.

"W USA nawet 'S' nie dają rady"

Poza przykładami działalności agentów, FBI ujawniło w dokumentach sądowych kilka interesujących konwersacji, które Sporyszew i Podobnyj odbywali w rzekomo „bezpiecznym” pokoju, służącym za delegaturę SWR w Nowym Jorku. W jednej z nich agenci narzekali na swoją mało emocjonującą służbę, bardzo odległą od tego, co wyobrażali sobie wcześniej na podstawie filmów sensacyjnych. - Wiedziałem, że nie będę latał śmigłowcami, ale żeby chociaż pracować pod zmienionym nazwiskiem. Jest zupełnie inaczej niż kiedyś myślałem. Nic podobnego do filmów z Jamesem Bondem – stwierdził najmłodszy członek siatki, Podobnyj. Wtórował mu znacznie starszy i bardziej doświadczony Sporyszew, który też był zawiedziony, że na wyjazd do USA nawet nie zmieniono mu tożsamości. Agenci rozmawiali też szerzej o skuteczności rosyjskiego wywiadu w USA. Według Podobnyja w SWR tylko „Wydział S” zajmuje się „prawdziwym szpiegostwem”, na co Sporyszew odparł, że nie „zajmuje się”, tylko „zajmował się”. - Nie no, trochę zostało, Bliski Wschód i Azja. Nie wszystko się rozpadło, ale w USA nawet „S” nie mogli nic zdziałać. Złapali dziesięciu z nich – odpowiada Podobnyj, co pozwala stwierdzić, że „Wydział S” odpowiada za prowadzenie „nielegałów” pokroju Burjakowa. To właśnie dziesięciu takich agentów jak on zostało aresztowanych w 2010 roku, co było jedną z większych wpadek wywiadu Rosji. W dalszej rozmowie Podobnyj zżymał się, że wspomniana dziesiątka przez dziesięć lat „siedziała uśpiona” i nie zdobyła żadnej istotnej informacji, a potem została zatrzymana „za jakieś bzdety”. – Rozumiesz? Oni g... robili – podsumował 27-letni agent. Jego starszy kolega przyznał mu trochę racji, stwierdzając, że „nielegały” są rzeczywiście skuteczniejsi, ale „w USA nawet Wydział S nie daje rady”.

Oszustwo narzędziem wywiadu

W innych rozmowach agenci opisywali swoje próby zdobywania informacji i werbowania do współpracy obywateli USA. Jak podaje FBI, interesowały ich zwłaszcza młode kobiety związane z „pewnym nowojorskim uniwersytetem”, które miały później szanse pracy w ważnych firmach, oraz osoby już pracujące w istotnych instytucjach finansowych czy doradczych. Podobnyj w jednej z konwersacji mówił o trudnościach z namawianiem do współpracy kobiet, na które mają być tylko dwa sposoby, albo je „przelecieć”, albo zaszantażować.

Zasadą działania wywiadu jest oszukiwać, bo jak inaczej pracować z obcokrajowcami? Obiecujesz przysługę za przysługę. Potem dostajesz dokumenty i każesz mu spier....

Przy okazji rozmowy o zdobywaniu informacji od mężczyzny pracującego w dużej firmie doradczej współpracującej z Gazpromem, Podobnyj wyłożył ogólną filozofię działania agentów. Rzeczony Amerykanin miał być pazerny. Rosjanin przedstawił mu się jako człowiek z dobrymi kontaktami w przedstawicielstwie handlowym, powołując się na Sporyszewa. Oferował ułatwianie biznesu, w zamian za informacje, ale jak sam mówił, były to „puste obietnice”. - Zasadą działania wywiadu jest oszukiwać, bo jak inaczej pracować z obcokrajowcami? Obiecujesz przysługę za przysługę – mówił Podobnyj. - Potem dostajesz dokumenty i każesz mu spier.... Żeby się nie obraził, to zabierasz go do restauracji i dajesz drogi prezent. To idealna metoda – stwierdził agent.

Połknięty haczyk

FBI zebrało dość dowodów przeciw agentom do lata 2014 roku, kiedy postanowiono „postawić kropkę nad i”. Przygotowano prowokację, w której agent kontrwywiadu podszył się pod bogatego biznesmena, potencjalnie chcącego otworzyć w Rosji sieć kasyn. Amerykanin nawiązał kontakt z Burjakowem i poprosił o spotkanie. Sporyszew od początku wyczuwał jakiś podstęp, bo pomysły rzekomego biznesmena wyglądały na „jakiś pier... nonsens”. Pomimo tego doszło do dwóch spotkań, na których agent kontrwywiadu „złowił” Burjakowa narzekając na problemy wywołane przez sankcje i mimochodem oferując dokumenty „zdobyte od kolegi w Departamencie Skarbu”. Rosjanin ochoczo je przyjął i prosił o więcej. Drugi dokument, zawierający listę rosyjskich baków, które mogą być objęte kolejną turą sankcji, był na tyle dla Rosjan cenny, że Burjakow natychmiast pojechał z nim do mieszkania Sporyszewa na Brooklynie. W ten sposób dostarczył FBI ostatecznego dowodu na współpracę i zapadła decyzja o sfinalizowaniu całej akcji kontrwywiadowczej.

Warto zaznaczyć, że przygotowując akt oskarżenia Amerykanie mogli w nim umieścić tylko wybrane dowody.

Autor: Maciej Kucharczyk / Źródło: tvn24.pl

Źródło zdjęcia głównego: FBI