Matki marynarzy z krążownika Moskwa ciągle zabierają głos. "Nawet wrogowi nie życzę takiego losu"

Źródło:
PAP, Radio Swoboda, meduza.io

Radio Swoboda i niezależny rosyjskojęzyczny portal Meduza publikują kolejne relacje matek marynarzy z krążownika Moskwa, który zatonął na Morzu Czarnym po trafieniu ukraińskimi rakietami Neptun. Niektóre z nich ciągle poszukują jakiejkolwiek informacji dotyczącej losu ich synów. Z oficjalnego komunikatu rosyjskiego ministerstwa obrony wynikało, że "załoga okrętu została bezpiecznie ewakuowana".

- Ostatni raz rozmawiałam z nim 14 kwietnia. Mój syn jest marynarzem, żołnierzem poborowym. Zrozumcie mnie jako matkę, ja po prostu posiwiałam ze strachu. To jest coś strasznego, nawet wrogowi nie życzę takiego losu - opowiadała w rozmowie z dziennikarzami ukraińskiej sekcji Radio Swoboda matka jednego z rosyjskich marynarzy, którzy mieli przeżyć ostrzał okrętu.

- Syn powiedział mi, że krążownik został trafiony trzema rakietami (według władz w Kijowie w okręt uderzyły dwie rakiety Neptun - red). Część personelu ewakuowano fregatą Makarow, innych ocalałych przewieziono do Sewastopola na Krymie. Otrzymali wtedy telefony, ponieważ zostali, proszę wybaczyć, tylko w spodenkach i koszulkach. Mieli tam wszystko (na krążowniku), telefony, dokumenty - dodała rozmówczyni rozgłośni.

Relacja tvn24.pl: ATAK ROSJI NA UKRAINĘ 

Syn miał przekazać matce, że "na okręcie znajdowało się około 510 osób, spośród których co najmniej 40 zginęło". - Nie żyją wszyscy, którzy przebywali na pokładzie i pomoście bojowym (mostku kapitańskim), czyli osoby kierujące okrętem i pełniące wachtę. Uderzenie nastąpiło właśnie w tym miejscu. Wielu rannych ma urwane kończyny - powiedziała rozmówczyni Radia Swoboda. Syn miał również jej powiedzieć, że siły ukraińskie zaatakowały krążownik, gdy zmierzał w stronę Odessy, gdzie miał wziąć udział w operacji desantowej. 

Krążownik Moskwa - co wiemy o zatopionej rosyjskiej jednostce
Krążownik Moskwa - co wiemy o zatopionej rosyjskiej jednostceTVN24

Pełnił wachtę

Jednym z marynarzy, którzy pełnili wachtę w czasie uderzenia pociskami Neptun, był Witalij Begerski - podała rosyjska sekcja Radia Swoboda, która dotarła do krewnych mężczyzny. Twierdzą, że ministerstwo obrony w Moskwie oficjalnie uważa go za zaginionego, ponieważ "nie zostało ewakuowane jego ciało".

- Codziennie mam ataki paniki. Staram się mieć nadzieję, że mój brat żyje, ale to trudne, ponieważ nie ma na ten temat żadnej informacji. Wszystko, co można znaleźć w internecie o krążowniku, to jedyne informacje, jakie znamy. Dzisiaj w sieci pojawiły się doniesienia, że ​​Witalij zmarł. To nieoficjalne dane, więc jeszcze w to nie wierzymy - powiedziała Radiu Swoboda Ksenija Begerska.

Jeden z przyjaciół marynarza powiedział dziennikarzom, że "rodzina Witalija rozumie, że najprawdopodobniej jemu nie udało się uratować, w przeciwnym razie już by się z nimi skontaktował, nie chcą jednak o tym głośno mówić".

System Neptun. Pociski, którymi Ukraińcy trafili rosyjski okręt Moskwa
System Neptun. Pociski, którymi Ukraińcy trafili rosyjski okręt MoskwaTVN24

Ostatnie połączenie

Matka 19-letniego Nikity Jefremienki powiedziała niezależnemu rosyjskojęzycznemu portalowi Meduza, że jej syn ostatni raz zadzwonił 9 kwietnia. Później przestał się kontaktować.

- Zadzwoniłam do Komitetu Matek Żołnierzy. Powiedzieli, że takimi rzeczami się nie zajmują. Dali mi numer do kontaktu. Nawet nie wiedziałam, gdzie dzwonię. Powiedziałam jedynie, że ​​szukam informacji o swoim synu. Obdzwoniłam wszystkie szpitale w Sewastopolu, dzwoniłam także do Moskwy - opowiadała kobieta.

W strukturach wojskowych Sewastopola dowiedziała się, że jej syn zaginął. - Nie wiem, co robić, ale pewnie sama pojadę do Sewastopola. Zebrałam wszystkie zdjęcia chłopaków (zaginionych poborowych marynarzy, o których informowano w internecie), wydrukowałam je i podpisałam. Odwiedzę wszystkie szpitale. Jeśli nie znajdę swojego syna, to przynajmniej znajdę innych i pomogę innym matkom - wyjaśniła.

Matka innego marynarza, 19-letniego Andrieja Cywowa, powiedziała, że mieszka na Krymie. Po ostrzelaniu krążownika pojechała do jednostki wojskowej w Sewastopolu. - Wyciągnęli listę zaginionych, na kartce było dużo osób, na pewno około 30. Nikt nie pokazał nam żadnych innych list. Poprosiłam, by wyjaśnili, co to znaczy - zaginiony? Czy mój syn nie żyje? Powiedzieli, że nie, że po prostu nie ma go na służbie i że nie jest w szpitalu. A więc, gdzie jest? Na to pytanie ciągle nie ma odpowiedzi - dodała.

"Ostatnie zdjęcie satelitarne krążownika Moskwa" (14.04.2022)
"Ostatnie zdjęcie satelitarne krążownika Moskwa"

Komunikat władz w Moskwie

Krążownik Moskwa zatonął na Morzu Czarnym 14 kwietnia. Strona ukraińska poinformowała, że został trafiony dwoma pociskami Neptun. Rosjanie twierdzili, że na pokładzie okrętu "wybuchł pożar, a później eksplodowała amunicja". Przyczyn pożaru nie podano. Ministerstwo obrony Rosji donosiło też, że "załoga krążownika została bezpiecznie ewakuowana".

Los ponad 500 członków załogi Moskwy od początku pozostawał niejasny. "Dokładna liczba zabitych lub zaginionych marynarzy jest wciąż nieznana. Według ustaleń portalu Meduza 37 członków załogi zginęło, a około 100 zostało rannych. Liczba zaginionych także jest nieznana" - przypomniało we wtorkowej publikacji Radio Swoboda.

Autorka/Autor:tas

Źródło: PAP, Radio Swoboda, meduza.io

Źródło zdjęcia głównego: mil.ru

Tagi:
Raporty: