Pod pozorem triumfalnego "wycofania" sił z Syrii Rosjanie faktycznie tylko zmieniają skład swojego kontyngentu. Dotychczasowe posunięcia pewnych obszarach nawet go wzmocniły. Co znamienne, rosyjskie siły w Syrii zubożono o maszyny, które służyły do nalotów dalekiego zasięgu na dżihadystów. W zamian pojawiły się takie, które będą jeszcze skuteczniej wspierać wojska reżimu w walce z rebeliantami. Więcej na ten temat dziś w "Faktach z zagranicy" w TVN24 BiS o godz. 20.
Rosyjskie władze oficjalnie informują o swoich ruchach bardzo zdawkowo. Operują takimi pojęciami jak "wycofanie większości sił" czy "głównych sił", za którymi może kryć się wszystko. Konkretów brakuje. W rosyjskich mediach pojawiło się jednak sporo krótkich wypowiedzi oficjeli, przekazów medialnych oraz nieoficjalnych doniesień, z których można złożyć dość czytelny obraz ruchów Rosjan.
Samoloty znikają
Ta układanka pozwala stwierdzić, że jak na razie rosyjski kontyngent w Syrii jest poddawany przebudowie, a nie wycofaniu. Oficjalne nagrania Ministerstwa Obrony pokazują bombowce taktyczne Su-24, Su-34 i szturmowce Su-25, wykonujące lot z Syrii do Rosji. Widać na nich też radosne przywitania na rosyjskiej ziemi chlebem oraz solą. Piloci pokazują znak zwycięstwa i są podrzucani w powietrze. Panuje atmosfera sukcesu.
Płynie przekaz propagandowy, że oto rosyjskie wojsko wykazało się niezwykłą skutecznością i jak to powiedział Władimir Putin: "osiągnęło założone cele" w pół roku. Amerykanie bombardują natomiast ponad rok i nic.
Odlot bombowców taktycznych Su-24 i Su-34 pozbawi Rosjan narzędzi do przeprowadzania nalotów na dużych dystansach. Te drugie były podstawową platformą służącą do ataków przy pomocy broni precyzyjnej.
To Su-24 i Su-34 przeprowadzały większość ataków na tzw. Państwa Islamskie, nie licząc pokazowych uderzeń lotnictwa strategicznego i floty. Oznacza to, że Rosjanie w znacznej mierze zrezygnowali z nalotów na tereny kontrolowane przez dżihadystów.
Siła, z którą trzeba się liczyć
Nie ma na razie zdjęć i nagrań odlotu myśliwców Su-30 i Su-35. Pozostawienie ich na miejscu może mieć istotny wymiar w ostrym sporze Rosji z Turcją. Ich obecność zapewnia Rosjanom to, że trzeba się z nimi liczyć na syryjskim niebie. Su-30 i Su-35 to nowoczesne maszyny, których nie można ignorować. Turcy nie mają porównywalnych.
Dodatkowo Rosjanie już oficjalnie przyznali, że zostawią w Syrii system przeciwlotniczy S-400, który przywieźli tam po zestrzeleniu przez tureckie lotnictwo bombowca Su-24. To najnowocześniejsza broń tego rodzaju na świecie. Dodatkowo nie ma również żadnych informacji o wycofaniu systemów obrony przeciwlotniczej krótkiego zasięgu Pancyr-S.
Co więcej Rosjanie zadeklarowali, że zostawią w swojej bazie lotniczej w Latakii "centrum kontroli lotów". Oznacza to najpewniej przywiezione na samym początku interwencji różne systemy radarowe, pozwalające obserwować ruchy wszystkich samolotów nad zachodnią Syrią. Nawet gdyby myśliwce w końcu odleciały, to dzięki systemom przeciwlotniczym Rosjanie pozostaną bardzo ważnym graczem na syryjskim niebie, z którego zdaniem trzeba się liczyć.
Российский ударный вертолёт Ка-52 на авиабазе Хмеймим#Сирия #Syria pic.twitter.com/QbHxsG74sj
— U.S. Democracy (@US_Democracy) 17 marca 2016
Na osłodę najnowsze śmigłowce
W tle odlotu części maszyn w bazie w Latakii pojawiły się za to najnowsze rosyjskie śmigłowce szturmowe Mi-28 i Ka-52. Pierwsze są nazywane "Nocnymi Łowcami" a drugie "Aligatorami". Widać je na materiałach nagranych przez rosyjskie telewizje, które koncentrowały się na odlocie Su-24, Su-25 i Su-34.
Oficjalnie o wysłaniu nowych śmigłowców Moskwa nic nie powiedziała. Jest jednak bardzo mało prawdopodobne, aby wojskowi cenzorzy przegapili je na nagraniach wykonanych przez cywilów. Co więcej maszyn w ogóle nie kryto. Mi-28 nagrano w locie nad bazą, gdy osłaniał start transportowca.
Nie wiadomo ile Mi-28 i Ka-52 trafi do Syrii, jednak nawet mała ich liczba będzie stanowić wielkie wsparcie dla sił reżimu Asada. Oba typy maszyny są wyspecjalizowane w precyzyjnym atakowaniu celów lądowych na linii frontu. Mogą działać zarówno w dzień, jak i w nocy. Dotychczas Rosjanie mieli w Syrii jedynie starsze Mi-24 i obserwatorzy zastanawiali się, dlaczego nie wysyłali swoich nowszych śmigłowców. Najwyraźniej zachowali je na późniejszą fazę operacji w Syrii.
Mi-28 i Ka-52 w pewnym stopniu zastąpią szturmowe Su-25, które odlatują do Rosji. Będą mogły wspomagać żołnierzy Asada na linii frontu, atakując ich wrogów przy pomocy działek i rakiet.
#RuAF Ka-52 \\\\\\\\\\\\\\\\\\\\'Alligator\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\' attack helicopter at #Hmeymim airbase #Syria pic.twitter.com/qHGO2h44vS
— Военный Советник (@miladvisor) 16 marca 2016
Dwie pieczenie na jednym ogniu
Rosjanie na miejscu nadal będą mieli bardzo duży potencjał, znacząco przekraczający to, co mieli przed początkiem interwencji we wrześniu ubiegłego roku. Nadal będą mogli wydatnie wspomagać reżim Asada w walkach z rebelią. Robią to nieustannie. Według opozycji rosyjskie samoloty i śmigłowce w ostatnich dniach przeprowadzały intensywne ataki na dżihadystów opodal Palmiry, gdzie siły reżimowe rozpoczęły nową ofensywę.
Co więcej, nie ma i nie będzie też żadnych informacji o tych siłach, których obecnością w Syrii Rosjanie specjalnie się nie chwalą. Chodzi zwłaszcza o różne systemy artyleryjskie, takie jak wyrzutnie rakiet niekierowanych Grad i Huragan, czy rakietowe miotacze ognia TOS-1 Buratino. Te ostatnie w akcji w Syrii pokazywała państwowa telewizja, a do sieci trafiły nagrania amatorskie, na których widać dwa pierwsze systemy i obsługujących je rosyjskich żołnierzy. Nie ma też mowy o dronach, systemach rozpoznawczych czy systemach walki elektronicznej, które Rosjanie też mają w Syrii. Nie wspominając o nieznanej liczbie „doradców” wspierających siły reżimowe.
Nie ma więc wątpliwości, że Rosjanie pozostaną bardzo ważnym graczem w Syrii. Trzeba się będzie z nimi liczyć i będą mogli istotnie wspomagać wojska reżimowe. Jednocześnie zbijają kapitał polityczny i dyplomatyczny na swoim "wycofaniu się".
Autor: Maciej Kucharczyk//gak / Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: mil.ru, Twitter