Usłyszeliśmy strzały. Na początku nie rozumieliśmy, co się stało. Potem na własne oczy widziałem, jak weszli terroryści i zaczęli do wszystkich strzelać - relacjonował jeden ze świadków piątkowego ataku na halę koncertową pod Moskwą. "Strzelanina zaczęła się w kolejce do wejścia do budynku i na sali koncertowej" - relacjonują inni świadkowie. W stolicy Rosji wzmocniono środki bezpieczeństwa.
Uzbrojeni napastnicy zaatakowali w piątek halę koncertową Crocus City Hall w Krasnogorsku pod Moskwą, gdzie miał odbyć się koncert zespołu Piknik, który w 2016 roku dostał zakaz wjazdu do Ukrainy za występowanie na okupowanym przez Rosję Krymie.
Najnowsze informacje mówią o co najmniej 60 zabitych i 145 rannych. Rosyjska agencja informacyjna RIA podała, że wśród ofiar jest troje dzieci.
Lokalne media donoszą, że napastnicy otworzyli do ludzi ogień, są też doniesienia o eksplozjach. W budynku wybuchł pożar, który zniszczył go w znacznej mierze. W budynku mogą wciąż być uwięzieni ludzie. Około 100 osób udało się uratować z piwnicy.
Świadek: weszli terroryści i zaczęli strzelać do wszystkich
- Siedziałem w holu na piętrze, tam, gdzie były balkony. Usłyszeliśmy strzały. Na początku nie rozumieliśmy, co się stało. Potem na własne oczy widziałem, jak weszli terroryści i zaczęli do wszystkich strzelać - relacjonował jeden ze świadków ataku.
Dodał, że napastnicy "na koniec rzucili koktajl Mołotowa i wszystko stanęło w ogniu".
- Zaprowadzono nas do wyjścia. Okazało się, że wyjście było zamknięte. Biegaliśmy po całym Crocus City, próbując znaleźć wyjście, ale bezskutecznie - opowiadał mężczyzna. - Weszliśmy do piwnicy. Tam czekaliśmy na służby ratunkowe - dodał.
"Strzelanina zaczęła się w kolejce do wejścia"
"Strzelanina zaczęła się w kolejce do wejścia do budynku i na sali koncertowej" - relacjonują inni świadkowie ataku w Krasnogorsku pod Moskwą. "Według nich napastnicy byli uzbrojeni w karabinki automatyczne, miotacze ognia i różną amunicję" - podaje portal Ważnyje Istorii.
Napastnicy strzelali do ludzi i podpalili salę koncertową. W czasie ucieczki ludzie zaczęli się wzajemnie taranować - relacjonuje serwis.
Portal cytuje również kobietę, która miała relacjonować, że jej matka i siostra stały w kolejce do wejścia, bo spóźniły się na koncert. "Zaczęli strzelać do ludzi, jednocześnie podpalili salę, strzelali do ludzi na parterze" - donosi portal.
"Pamiętam, że na sali byli ludzie w różnym wieku - i starsi, i nawet z małymi dziećmi" - powiedziała portalowi Meduza Olga, która była na miejscu zdarzenia.
"Byłam już w sali na swoim miejscu, gdy wszystko się zaczęło, i nie zdałam sobie od razu sprawy, co się dzieje. Pięć minut przed rozpoczęciem koncertu słychać było dziwny szum (...)" - relacjonowała kobieta. "Potem było słychać wybuchy jakby petard, nie uświadomiłam sobie od razu, że to strzały. (...) Strzelano dosyć daleko ode mnie, w holu. Potem przez salę przebiegli pracownicy Crocusa i wszystkich zagonili do sceny, przez nią udało się dotrzeć do wyjścia. Kiedy biegłam, słyszałam, jak krzyczeli ludzie, którzy kogoś zgubili w tłumie" - dodała.
W Moskwie wzmocniono środki bezpieczeństwa
Według niektórych źródeł część sprawców piątkowego ataku zabarykadowała się w budynku, są też doniesienia, że czterem z nich udało się zbiec z miejsca zdarzenia. Rosyjskie jednostki specjalne rozpoczęły szturm na zaatakowaną halę koncertową.
Władze odwołały wszystkie masowe wydarzenia w Moskwie w ten weekend. Wzmocniono środki bezpieczeństwa na lotniskach i stacjach kolejowych.
Rosyjskie media niezależne zwracają uwagę, że dwa tygodnie temu ambasada USA w Rosji ostrzegła przed planami ataku "ekstremistów" w Moskwie, w tym na koncertach. Władimir Putin odpowiedział, że wygląda to na "szantaż i próbę zastraszenia, zdestabilizowania" rosyjskiego społeczeństwa.
Według ukraińskiego wywiadu wojskowego (HUR) atak na halę koncertową to świadoma prowokacja reżimu Putina, przed którą ostrzegała wspólnota międzynarodowa.
Źródło: TVN24, PAP
Źródło zdjęcia głównego: NEXTA