"USS Pływające Więzienie". Mieli śledzić rakiety Kima, ale byli na skraju załamania

[object Object]
Załoga krążownika USS Shiloh miała być na skraju załamaniaUS Navy
wideo 2/5

Archaiczna kara w postaci więzienia o chlebie i wodzie, powszechny terror psychiczny i skrajne wyczerpanie prowadzące do myśli samobójczych - tak miały wyglądać dwa lata na pokładzie krążownika USS Shiloh, odpowiedzialnego głównie za nadzorowanie sytuacji w Korei Północnej. Amerykańska prasa dotarła do ankiet przeprowadzanych wśród członków załogi. Wynika z nich, że dowódca wprowadził na pokładzie taki terror, że okręt przezywano "USS Pływające Więzienie".

Informacje na ten temat dobrze pokazują, jakie poważne problemy ma US Navy na Dalekim Wschodzie. Ujawnienie tego, jak wyglądała sytuacja na pokładzie USS Shiloh zbiega się z serią poważnych i kompromitujących kolizji z udziałem okrętów Siódmej Floty odpowiadającej za ten akwen. Doprowadziło to do zwolnienia szeregu wysokich rangą oficerów i wszczęcia śledztw.

Ankiety wydobyte z Pentagonu

Doniesienia na temat USS Shiloh są rezultatem ujawnienia wyników trzech ankiet przeprowadzonych wśród członków załogi krążownika. Doprowadził do tego portal "Navy Times", który skorzystał z prawa dostępu do informacji i wymusił na Pentagonie dostęp do nich. Dziennikarze zajęli się tematem z powodu niecodziennego zdarzenia, które miało miejsce na pokładzie okrętu w czerwcu.

Jeden z niższych rangą marynarzy zniknął wówczas i przez tydzień był poszukiwany. Przypuszczano, że wypadł za burtę i nawet ogłoszono jego śmierć. Okazało się jednak, że ukrywał się w zakamarku maszynowni. Pojawiły się wówczas anonimowe doniesienia, że był to efekt terroru wprowadzonego na pokładzie przez dowódcę, komandora Adama Aycocka. Marynarz nie wytrzymał presji psychicznej i kompletnie się załamał.

Wydobyte na światło dzienne ankiety potwierdzają, że nie był to indywidualny incydent powodowany "słabą psychiką" młodego wojskowego. Załoga okrętu od ponad roku jasno stwierdzała, że nowy dowódca jest "psychopatą" i "tyranem". Morale spadło do dramatycznie złego poziomu, a co za tym idzie, sprawność całego krążownika była niska.

"Modlę się, żebyśmy nigdy nie musieli zestrzelić jakiejś rakiety z Korei Północnej, bo wtedy wyszło by na jaw nasze nieprzygotowanie" - napisał anonimowo jeden z marynarzy, twierdzi "Navy Times".

"Pływające więzienie"

Komandor Aycock objął dowództwo na USS Shiloh w czerwcu 2015 roku. Zdał je w sierpniu 2017 roku. Przez te ponad dwa lata był panem i władcą na pokładzie okrętu. Pomimo jasno wynikającego z ankiet problemu, nie wszczęto żadnych dochodzeń, ani nie pozbawiono go stanowiska.

"Nie mogę pojąć, dlaczego nikt nic z tym nie robi" - napisał jeden z marynarzy w ankiecie z 2016 roku. Standardowo badania morale załogi przeprowadza się w US Navy raz na rok. Po pierwszej ankiecie zarządzonej na pokładzie USS Shiloh po przejęciu dowodzenia przez kmdr Aycocka zdecydowano się jednak robić je co pół roku. Była to reakcja na to, że po sześciu miesiącach jego rządów morale drastycznie spadło. Tak jak wcześniej niemal 70 procent marynarzy ufało swojemu dowódcy, tak później było to już o połowę mniej. Po analizie wyników pierwszej ankiety admirał Charles Williams, dowódca dywizjonu do którego należy USS Shiloh, miał objąć kmdr Aycocka "specjalnym nadzorem" i wdrożyć program naprawczy. Jednak z perspektywy załogi nic się nie zmieniło. "To pływające więzienie" - pisał w kolejnej ankiecie jeden z marynarzy. Komandor Aycock miał między innymi z upodobaniem stosować archaiczną karę w postaci więzienia o chlebie i wodzie. Wymierzał ją marynarzom za takie przewinienia, jak spóźnienie się z powrotem z przepustki, czy picie alkoholu przed ukończeniem 21 roku życia. - Kiedy schodzę na brzeg w bazie, to już nie zakładam czapki z nazwą okrętu. "Nawet japońscy taksówkarze się z nas podśmiewają, że jesteśmy z USS O Chlebie i Wodzie" - pisał w ankietach jeden z marynarzy. Stosowanie takiej kary jest obecnie w US Navy rzadkością. Używa się jej w przypadkach poważnej niesubordynacji, nie rutynowo. "Jakby urządzał wyścig, co załamie się pierwsze. Okręt, czy jego załoga" - pisał jeden z marynarzy.

Efekt odwrotny od zamierzonego

Dowódca miał być przesadnym perfekcjonistą. Wtrącał się do najdrobniejszych szczegółów życia okrętu, czym powinni się zajmować znacznie niżsi rangą podoficerowie. Często udzielał nagan i reprymend, co według ankiet wprowadziło "atmosferę terroru". Niżsi rangą oficerowie i podoficerowie mieli "bać się podejmować jakichkolwiek decyzji" w obawie przed furią dowódcy. Portal "Navy Times" poprosił o ocenę ankiet trzech byłych dowódców niszczycieli i krążowników US Navy. Zgodnie stwierdzili oni, że kmdr Aycock zdecydowanie przesadzał i choć być może jego intencją było doprowadzenie okrętu oraz jego załogi do perfekcji, to w praktyce osiągnął efekt odwrotny. Jego podwładni byli wyczerpani fizycznie oraz psychicznie, pozbawieni inicjatywy i nieefektywni. Mimo takich informacji, kmdr Aycock skończył służbę na morzu w normalnym trybie i objął stanowisko na lądzie w Naval War College, który jest czymś w rodzaju uniwersytetu dla oficerów US Navy. Po nagłośnieniu sprawy jego kariera może być jednak zagrożona.

Problem całego amerykańskiego wojska

Sytuacja na pokładzie USS Shiloh miała być ekstremalnym przypadkiem problemów US Navy, jednak cała amerykańska flota wojenna zmaga się z przepracowaniem załóg. Jakie może to nieść skutki, przekonała się w ostatnich miesiącach Siódma Flota odpowiadające za wody Dalekiego Wschodu. Dwa należące do niej niszczyciele zderzyły się ze statkami cywilnymi, a 17 marynarzy zginęło. Koszty napraw są szacowane na łącznie pół miliarda dolarów. Wstępne wyniki śledztw wykazały jasno, że jednym z głównych czynników prowadzących do wypadków było wyczerpanie marynarzy i ich przeciążenie obowiązkami. Stanowisko stracił między innymi dowódca Siódmej Floty oraz wspomniany admirał Williams, któremu podlegał USS Shiloh. W obu przypadkach dowództwo US Navy stwierdziło, że "straciło wiarę w ich zdolność do dowodzenia". Amerykańskiej flocie będzie jednak trudno znaleźć rozwiązanie tej sytuacji. Załogi i okręty są przeciążone, ponieważ Waszyngton bardzo dużo wymaga od US Navy, a ta skurczyła się do rekordowo małych rozmiarów - niecałych 300 okrętów. Brakuje czasu na remonty jednostek i odpoczynek dla ich załóg. Podobne problemy ma całe amerykańskie wojsko, które od ponad dekady jest intensywnie eksploatowane w kolejnych interwencjach i kryzysach. Dzisiaj ma "na głowie" pogrążony w kryzysie Bliski Wschód, Afganistan, odstraszanie Rosji w Europie, wywieranie nacisków na Chiny w Azji Południowo-Wschodniej, szachowanie Korei Północnej i prowadzenie szeroko zakrojonej skrytej wojny z ekstremizmem w państwach Afryki.

Choć budżet Pentagonu jest rekordowo wysoki, to ze wszystkich stron pojawiają się komentarze o "nadmiernym rozciągnięciu" sił, przepracowanych ludziach i szybko zużywającym się sprzęcie.

Autor: mk/adso / Źródło: Navy Times, tvn24.pl

Źródło zdjęcia głównego: US Navy