W Rosji co 40 minut umiera kobieta na skutek pobicia przez męża lub osobę najbliższą. Część przedstawicieli władzy i Kościoła prawosławnego uważa jednak, że ustawa zapobiegająca aktom przemocy domowej nie jest w Rosji potrzebna. - To knowania Zachodu - twierdzi Wsiewołod Czaplin, przewodniczący Wydziału ds. Kontaktów Kościoła ze Społeczeństwem.
Aktorka i piosenkarka Katia Sambuka do niedawna znana była z udziału w erotycznych projektach produkowanych przez jej męża, reżysera o nieco pretensjonalnym pseudonimie Bob Jack. Pod koniec czerwca trafiła jednak na czołówki rosyjskich tabloidów, które przykuwały uwagę czytelników krzykliwymi tytułami: "Gwiazda porno uciekła od męża!", "Pił i bił. Zabrała córkę i uciekła w nieznanym kierunku!".
Groźby i szantaż
Sambuka napisała na swoim profilu w portalu społecznościowym, że nie mogła już wytrzymać upokorzeń i razów, których doznawała od męża. "Bałam się przez wiele lat. Bałam się, że będę źle oddychać, niewłaściwie chodzić, patrzeć, a nawet myśleć nie tak, jak chce Bob. Teraz zebrałam się na odwagę i uciekłam" - poinformowała.
Opublikowała fotografie, na których widać ślady pobicia, siniaki i opuchnięcia, które miały powstać po razach, jakich doznała od męża. Dodała, że mężczyzna wciąż szantażuje ją zdjęciami z prywatnego archiwum, grozi na wszelkie sposoby za "zerwanie współpracy" i domaga się pieniędzy za show, w których brała udział od czasu ucieczki. "Wszystkie te groźby będzie analizować sąd, oczywiście, jeśli dożyję do rozprawy. Wielokrotnie powtarzał mi, że mogę zostać oblana kwasem albo okaleczona, jeśli spróbuję od niego uciec" - napisała Sambuka.
"Ślady po operacjach"
W wywiadach, jakich od razu udzielił mediom Bob Jack, reżyser stwierdził, że nie widzi żadnego powodu do rozwodu. - Nasza rodzina powinna zachować swój status - powiedział. Dodał, że na zdjęciach, które opublikowała jego żona, widać jedynie ślady po operacjach plastycznych, którym poddawała się Sambuka. - To stąd te wszystkie zadrapania, sińce i opuchlizna. Ja nic jej nie zrobiłem - stanowczo oświadczył mężczyzna.
W internecie od razu pojawiły się komentarze, że kobieta, która wybrała "taką profesję", sama jest sobie winna, a nawet zasłużyła na takie traktowanie przez męża, skoro pokazywała swoje ciało podczas erotycznych przedstawień.
Wcześniej głośno było m.in. o sprawie aktora Marata Baszarowa, który pod koniec 2014 roku pobił swoją żonę do nieprzytomności i spowodował u niej wstrząśnienie mózgu. Powodem agresji miało być odkrycie, że w młodości kobieta zarabiała na życie biorąc udział w sesjach erotycznych dla włoskich magazynów. Tabloidy szybko zresztą odkryły i opublikowały te zdjęcia.
Była już żona aktora Jekatierina Archarowa, nie wniosła oskarżenia przeciwko mężowi - nie chciała psuć mu kariery. Zdecydowała się jednak na rozwód.
Wielokrotnie pojawiały się też doniesienia o przemocy, stosowanej wobec swoich partnerek przez filmowego Bohuna - Aleksandra Domogarowa. O podobne zachowania oskarżano też innego znanego aktora, Andrieja Panina.
Sprawy te wywołały kolejną dyskusję o przemocy domowej w rosyjskich rodzinach.
Nie jest dobrze
Ósmego czerwca Izba Społeczna Federacji Rosyjskiej dyskutowała nad projektem ustawy "O prewencji i profilaktyce przemocy w rodzinie". Celem było m.in. przeniesienie do nowej kategorii przestępstw i wykroczeń, popełnianych w rodzinie, oraz zdefiniowanie rodzajów przemocy w rodzinie: gospodarczej, psychicznej, fizycznej i seksualnej. Ustawa miała dotyczyć nie tylko dorosłych, ale też dzieci.
Członkowie Izby Społecznej - prawnicy, przedstawiciele organizacji społecznych, policjanci, których zadaniem jest tworzenie łącznika pomiędzy społeczeństwem a władzami Federacji Rosyjskiej - nie mieli jednak zamiaru się spierać. Wszyscy byli zgodni, że projekt ten ma za zadanie zniszczenie instytucji rosyjskiej rodziny przez zachodnich "nieżyczliwych", a sprawa przemocy domowej w Rosji jest rozdmuchiwana przez "wrogie siły". Jednym z argumentów przeciwko ustawie był fakt, że jej autorami byli eksperci ONZ.
- Temat został nam podrzucony z zagranicy - przekonywał protojerej Wsiewołod Czaplin, przewodniczący Wydziału ds. Kontaktów Kościoła ze Społeczeństwem. - Nie rozumiem, dlaczego cudzoziemcy tak bardzo przejmują się naszymi wartościami rodzinnymi? - pytał duchowny. - Oczywiście, w przypadkach prawdziwej przemocy społeczeństwo i państwo powinny reagować. Ale mamy w Rosji wystarczająco wiele mechanizmów, by temu zapobiegać - podkreślił.
Projekt "nieprzyjaznej" ONZ
Przewodnicząca Stowarzyszenia Komitetów Rodzicielskich Olga Letkowa stwierdziła, że projekt ustawy został opracowany przez ONZ. - Nikt nawet nie usiłuje tego ukryć - powiedziała.
Natomiast o. Dmitrij Smirnow, przewodniczący komisji patriarchalnej ds. rodziny i moralności podkreślił, że ONZ to "absolutnie nieprzyjazna Rosji organizacja". - Nasz kodeks karny reguluje wszystkie problemy. A głównym celem tych działaczy jest zniszczenie chrześcijańskich rodzin i Cerkwi. ONZ już się zdyskredytowała - mają tam na etacie człowieka od obrony praw LGBT. To, co nam się dzisiaj proponuje, wylewa się z tego samego brudnego źródła za oceanem. A my musimy wrócić do czystego źródła naszej moralności - cerkwi - podkreślał.
Zgromadzeni członkowie Izby Społecznej uznali wręcz, że temat przemocy domowej jest tak marginalny, że nie warto o nim mówić.
- W Rosji w oficjalnie zawartych małżeństwach przemoc wydarza się w ok. jednym procencie rodzin - podkreślał sekretarz ds. rodziny, ochrony macierzyństwa i dzieci Siergiej Iwanienko. - Proponuję zakończyć dyskusję - ta ustawa nie jest nam potrzebna.
Góra lodowa
Tymczasem statystyki są zatrważające: w Rosji z rąk najbliższych co roku ginie ok. 14 tys. kobiet. Z oficjalnych danych MSW z 2008 roku wynika, że przemoc w tej czy innej postaci występuje w 25 proc. rosyjskich rodzin. Dwie trzecie zabójstw ma podłoże rodzinne, a do 40 proc. wszystkich ciężkich przestępstw z użyciem przemocy dochodzi właśnie w rodzinie. Z badań organizacji społecznych wynika, że codziennie 36 tys. Rosjanek doznaje przemocy fizycznej ze strony męża lub partnera.
- A to tylko ta widoczna część statystki, ponieważ większość kobiet - ok. 70 proc. - nie zgłasza sprawy na policję - powiedziała w jednym z wywiadów działaczka na rzecz praw kobiet, adwokat Marie Dawtian,która pracowała nad projektem wspominanej wyżej ustawy. - Kobieta zwraca się po pomoc średnio dopiero po dziesiątym pobiciu. Zazwyczaj idzie do centrum kryzysowego, na policję trafia jeszcze mniej takich zgłoszeń - podkreśla.
Bez zrozumienia
Kobiety, które zdecydują się jednak na zgłoszenie sprawy przemocy na policji, często nie mogą liczyć ani na wsparcie ze strony władz, ani na zrozumienie społeczne.
Ilustruje to kuriozalny przypadek, do którego doszło na planie talk-show "Męskie/Żeńskie", prowadzonego przez dziennikarza Aleksandra Gordona na antenie największej rosyjskiej telewizji Pierwyj Kanał. W założeniu program ma objaśniać różnice w postrzeganiu tych samych sytuacji przez kobiety i mężczyzn.
Dziennikarz zaprosił do programu kobietę, która padła ofiarą przemocy w rodzinie. Prowadzący zarzucił kobiecie, że sama jest sobie winna, ponieważ "prowokowała" partnera, sama go biła, a obecność matki, która przychodziła do córki i wypytywała o jej problemy, mogła "rozjuszyć" jej męża. Nazywał przy tym "idiotką", "głupią" i "babą". Widownia nie reagowała, a czasem nawet przyklaskiwała słowom dziennikarza, zgadzając się z jego zarzutami.
Niedokobieta
Jedną z ekspertek, które przysłuchiwały się rozmowie Gordona z pobitą kobietą była Alona Popowa, która od lat zajmuje się pomocą ofiarom przemocy domowej. Zarzuciła prowadzącemu, że nie szanuje zaproszonej do studia kobiety i innych kobiet w ogóle. Doszło do ostrej wymiany zdań, w której dziennikarz nazwał Popową "niedokobietą" i zarzucił, że zajmuje się działalnością społeczną, ponieważ jej mężczyźni "sami ją biją, taka jest głupia".
Alona Popowa była zaszokowana takim zachowaniem prowadzącego i opisała na swoim profilu w portalu społecznościowym całe zajście. Program nie był nadawany na żywo, dlatego wyemitowana 1 kwietnia audycja miała znacznie złagodzony wydźwięk, wszystkie oskarżenia i wyzwiska zostały wycięte.
Gordon odpowiada pozwem
Po programie Alona Popowa wniosła oskarżenie przeciwko Aleksandrowi Gordonowi za wzniecanie nienawiści lub wrogości i poniżanie godności człowieka. Dziennikarz odpowiedział na jej zarzuty na łamach jednego z tabloidów: - Poproszę sąd o ekspertyzę, by biegli udowodnili, że ta kobieta nie jest idiotką. Co się nie uda, ponieważ jest głupia.
W czerwcu Aleksandr Gordon pozwał Popową twierdząc, że jej "krzywdzący wpis na Facebooku spowodował znaczące straty moralne" i zażądał 800 tys. rubli odszkodowania.
Alona Popowa zapowiada walkę w sądzie. Cieszy się, że proces wywoła dyskusję o ochronie kobiet przed przemocą domową.
Aktor ma się dobrze
Tymczasem wspominany wcześniej aktor Marat Baszarow już bryluje w mediach, opowiadając o swojej nowej miłości i wakacjach, które chce spędzić na Krymie w towarzystwie córki. Został prowadzącym nowego telewizyjnego programu rozrywkowego "Pan i pani SMI" (nawiązanie do ros. skrótu oznaczającego media, a jednocześnie tytułu filmu "Pan i pani Smith").
Jego była żona po kilku tygodniach pobytu w szpitalu wyjechała z Rosji na długi urlop. W tym czasie w jednym z najpopularniejszych programów, nadawanych na antenie rosyjskiego Pierwego Kanału "Pobierzmy się" popularna aktorka i prowadząca Łarisa Guziejewa dosadnie skomentowała sprawę jej pobicia: "Po tym, jak Archarowa trzęsła majtkami przed całym krajem, żaden mężczyzna już na nią nie spojrzy". Co spotkało się z aplauzem publiczności.
Autor: Agnieszka Szypielewicz / Źródło: "Nowaja Gazieta", lenta.ru, newsru.com, mk.ru, Radio Svoboda, un.org
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock