Łukaszenka: Pijany, zwariowany, naćpany, napalony i napity tłum. To nie jest normalne, to nie jest do wytrzymania

Źródło:
PAP, Interfax, Reuters

To był mój rozkaz, żeby zapewnić bezpieczeństwo ludziom - oświadczył Alaksandr Łukaszanka w telewizji Bełaruś 1, odnosząc się do rozpędzenia niedzielnego protestu w Mińsku. Łukaszenka mówił, że celem protestujących było "zajęcie centrum".

W niedzielę na Białorusi odbyły się marsze na rzecz poparcia Narodowego Ultimatum, które kandydatka opozycji, Swiatłana Cichanouska, postawiła Łukaszence. Ostrzegła, że jeśli nie spełni on trzech żądań dotyczących swojej dymisji, zaprzestania przemocy na ulicach i do zwolnienia wszystkich więźniów politycznych, w kraju odbędzie się strajk. Termin ultimatum upłynął z niedzieli na poniedziałek. W tym dniu Białorusini ponownie wyszli na ulice.

Oglądaj TVN24 w internecie>>>

Prezydent, którego sierpniowego zwycięstwa w wyścigu o ten urząd nie uznała społeczność międzynarodowa, stwierdził, że celem uczestników niedzielnego protestu było zajęcie centrum Mińsku, a kiedy to się nie udało, skierowali się do odleglejszych dzielnic. Łukaszenka oświadczył, że wydał rozkaz rozpędzenia protestu. - To był mój rozkaz, żeby zapewnić bezpieczeństwo ludziom - stwierdził.

- Ciemno, ludzie wystraszeni. Niektórzy wyszli o siódmej (wieczorem) z dziećmi na ulicę. Czy to jest normalne, kiedy pijany, zwariowany, naćpany, napalony i napity tłum - setki ludzi - rzucił się do tych dzielnic - mówił Alaksandr Łukaszenka we wtorek wieczorem w państwowej telewizji Biełaruś 1.

CZYTAJ: Milicja "będzie się bić do ostatniej pałki". Nad ich poglądami pracują oddziały ideologii

Białoruski przywódca nawiązał do sytuacji, kiedy protestujący w obawie przed zatrzymaniem, a także wtedy, kiedy milicja używała granatów hukowych czy gazu łzawiącego, szukali schronienia w prywatnych mieszkaniach. - Zaczęli otwierać mieszkania, wdarli się do nich, trzeba było z mieszkań wyciągać tych narkomanów. To nie jest normalne, to nie jest do wytrzymania - oświadczył Łukaszenka.

Wcześniej agencja Reutera opublikowała nagranie z niedzielnej akcji zamaskowanych i uzbrojonych w pałki funkcjonariuszy milicji OMON, którzy wtargnęli do prywatnego mieszkania w Mińsku i wyciągnęli ukrywających się tam oponentów władz. Jeden z mężczyzn został pobity. Krzyki i błagania obecnych w tym miejscu kobiet nie pomogły.

Niezależne białoruskie media relacjonowały, że funkcjonariusze struktur siłowych łapali ludzi także w podwórkach.

Udaremniony wjazd "tysiąca zagranicznych instruktorów"

W środę minister spraw wewnętrznych Juryj Karajeu oświadczył, że władze Białorusi udaremniły wjazd do kraju nawet tysiąca "zagranicznych instruktorów" dla uczestników akcji protestacyjnych. - Na szczęście dla nas i na nieszczęście dla nich znakomicie działa Państwowy Komitet Graniczny, który ich bardzo profesjonalnie odsiewa. I bezpośredniej obecności instruktorów nie odczuwamy. To są jednostkowe wypadki – oznajmił minister, cytowany przez agencję Interfax.

Według niego radykalnie nastawieni protestujący, pod nieobecność instruktorów, przeważnie "uczą sami siebie w kanałach Telegramu i na czatach". - Na szczęście są to rodzimi bandyci, których my, nie powiem łatwo i stuprocentowo, ale w zasadzie znajdujemy i neutralizujemy - powiedział minister.

Autorka/Autor:tas\mtom

Źródło: PAP, Interfax, Reuters

Tagi:
Raporty: