To historia niczym scenariusz najlepszego thrillera. Tajemnicza katastrofa morska, gigantyczne pieniądze, tajna ekspedycja, mrożący krew w żyłach podwodny incydent, prasowy przeciek, i wreszcie zamknięcie sprawy w archiwach na wiele lat. Zaś w tle atomowa rywalizacja USA z ZSRR. Odtajniona niedawno kolejna seria dokumentów rzuca więcej światła na kulisy Projektu AZORIAN.
Czas akcji: 1968-1975. Miejsce: północny Pacyfik i USA. To była jedna z najbardziej tajemniczych operacji w historii CIA. I jedna z najbardziej dramatycznych. Oraz kosztownych – bo łączny rachunek wystawiony podatnikom sięgnął ponad 800 mln dolarów. Czyli w dzisiejszych realiach jakieś 3 mld. Na dodatek były to pieniądze wyrzucone w błoto, a właściwie w głębię oceanu.
Projekt AZORIAN
Po raz pierwszy amerykańska opinia publiczna usłyszała o Projekcie AZORIAN w marcu 1975 r. Sprawa zeszła jednak szybko z pierwszych stron gazet, bo rząd nie zamierzał w żaden sposób jej komentować.
Wróciła dopiero w lutym 2010 r., gdy CIA odtajniła napisany w 1985 r. w wewnętrznej publikacji Agencji artykuł opisujący operację. Wniosek o odtajnienie, zgodnie z Ustawą o Wolności Informacji z 2007 r., złożyło Archiwum Bezpieczeństwa Narodowego Uniwersytetu George'a Waszyngtona. Anonimowy autor tekstu w "Studies in Intelligence" był prawdopodobnie jednym z uczestników operacji. Ale na wiele ważnych pytań nie dał w swoim tekście odpowiedzi – choćby dlatego, że nie wszystkie fragmenty artykułu CIA odtajniła (na pewno nie te z klauzulą "ściśle tajne").
W 2010 r. opublikowano także odtajnione notatki z rozmów, które miały miejsce w 1975 r. między prezydentem Geraldem Fordem a członkami jego gabinetu, a które dotyczyły m.in. Projektu AZORIAN.
Teraz doszło 200 stron kolejnych informacji o AZORIAN, odtajnionych w ramach programu Stosunki Zagraniczne USA (FRUS) Departamentu Stanu. W nadzorowanym przez historyków ostatnim tomie wydawnictwa, pt. "Polityka Bezpieczeństwa Narodowego: 1973-1976", znaleźć można głównie notatki pisane przez wysokich urzędników administracji nt. sukcesów i porażek projektu.
Ostatni rejs K-129
Pierwszego marca 1968 r. z bazy sowieckiej floty w Pietropawłowsku na Kamczatce wypływa okręt podwodny K-129. To jednostka klasy Golf II, jest uzbrojona w torpedy atomowe i trzy pociski balistyczne SS-N-4. Każdy z nich z bojową głowicą jądrową. Na pokładzie jest blisko 100 członków załogi.
To dopiero trzeci patrol tego okrętu na Pacyfiku. Ten również ma trwać 70 dni. Celem rejon na północny zachód od Hawajów. Po próbnym zanurzeniu załoga wysyła do bazy potwierdzenie, że technicznie wszystko jest w porządku i misja będzie kontynuowana.
Później nie było już żadnego kontaktu z K-129. Coś poszło nie tak i, prawdopodobnie po ok. 2 tygodniach rejsu, okręt poszedł na dno. Nie wiadomo, co spowodowało katastrofę.
Pod koniec marca Sowieci rozpoczęli akcję poszukiwawczą. Ustalono tylko mniej więcej rejon zatonięcia – ok. 1,9 tys. mil morskich na północny zachód od Hawajów. Po dwóch miesiącach sowiecka flota zrezygnowała z dalszych poszukiwań wraku. Ale ich wzmożona aktywność zaintrygowała Amerykanów, którzy doszli do wniosku, że musiało dojść do katastrofy.
Gdy tylko Sowieci opuścili rejon, gdzie mógł leżeć wrak, pojawili się tam Amerykanie. Prawdopodobnie dzięki systemowi sonarów SOSUS, w sierpniu 1968 zlokalizowali wrak K-129. Leżał na głębokości 5,2 tys. m. I był potencjalnie nadzwyczaj bogatym źródłem tajnych informacji na temat sowieckiej floty i broni atomowej. Było tylko jedno "ale". Żeby dotrzeć do tych informacji, trzeba było wyciągnąć wrak na powierzchnię.
Zespół "Jennifer"
Pierwszego lipca 1969 r. w Dyrektoriacie Nauki i Techniki CIA powstaje Zespół Projektów Specjalnych, który ma realizować Projekt AZORIAN – takim kryptonimem w Langley ochrzczono plan potajemnego podniesienia wraku K-129. Szefem Zespołu zostaje John Parangosky, a jego zastępcą, który przez następne sześć lat, dzień po dniu, będzie kierował całością działań w ramach projektu, zostaje Ernest "Zeke" Zellmer. To weteran II wojny światowej, oficer okrętów podwodnych US Navy.
W sierpniu 1969 powołanie zespołu i projekt podniesienia wraku osobiście akceptuje prezydent Richard Nixon. Pełną wiedzę o AZORIAN ma garstka ludzi w CIA oraz kilka osób w Białym Domu, z prezydentem Nixonem i jego doradcą ds. bezpieczeństwa narodowego Henrym Kissingerem na czele. Zespół otrzymuje kryptonim "Jennifer" – co stało się zresztą później źródłem wielu nieporozumień. Piszący o sprawie dziennikarze często całą operację określali mianem "Jennifer".
Wtedy, na samym początku, szefostwo CIA oceniało szanse powodzenia akcji na zaledwie 10 proc. A mimo to, w sierpniu 1970, przewodniczący Rady Wywiadu USA (USIB) Richard Helms określił podniesienie zatopionego sowieckiego okrętu jako "najwyższy priorytet" wspólnoty wywiadowczej. Chciano pozyskać kryptograficzne wyposażenie okrętu, głowice atomowe, pociski balistyczne, systemy nawigacji i kontroli przeciwpożarowej, technologie sonaru i zwalczania okrętów podwodnych.
Détente nie zatrzymało projektu
Nieoczekiwanie projektowi zaczęła zagrażać odwilż w stosunkach z ZSRR. Serdeczne spotkania Nixona z Leonidem Breżniewem w maju 1972 w Moskwie oraz rozwój polityki détente skłoniły specjalny Komitet Wykonawczy, który nadzorował projekt, do wysłania pytań w lipcu 1972 do "Komitetu 40" (nadzorującego wszystkie wrażliwe operacje wywiadowcze). Wywiad miał obawy, że zanim wszystko będzie gotowe w 1974 r., "rozwój klimatu politycznego może zablokować aprobatę misji". Do tego dochodził drastyczny wzrost kosztów.
Opinia "Komitetu 40" musiała być jednak uspokajająca, bo we wrześniu 1972 Helms dokonał przeglądu projektu i zarekomendował kontynuację prac. "Komitet 40" zlecił CIA wykonanie misji podniesienia wraku. 11 grudnia 1972 prezydent Nixon polecił kontynuację projektu.
Dyrektoriatowi Nauki i Techniki CIA (na jego czele stał zastępca dyrektora Agencji, Carl E. Duckett) zajęło kilka lat opracowanie całego programu skomplikowanej technicznie misji. Operacja wymagała budowy statku mającego służyć jako platforma służąca do wydobycia wraku na powierzchnię. Statkowi miała towarzyszyć ogromna barka, mająca wprowadzać w błąd sowiecki wywiad dokonujący zdjęć satelitarnych operacji.
Manganowa "przykrywka"
Tajną operację miano przeprowadzić pod przykryciem, jakim było rzekome poszukiwanie i eksploatacja podmorskich złóż manganu. CIA na wykonawcę wybrała firmę Summa Corporation, należącą do miliardera Howarda Hughesa. To jego firma zbudowała barkę i statek badawczy, nazwany Hughes Glomar Explorer (HGE). Zgodnie z oficjalnie kolportowaną wersją, HGE, którego budowa ruszyła w 1971 r., miał być użyty przez miliardera w prywatnym projekcie wydobycia manganu z dna oceanu. W maju 1974 budowa statku była zakończona.
Wówczas William Colby (następca Helmsa w roli szefa wspólnoty wywiadowczej USA), dokonał przeglądu projektu i zarekomendował "Komitetowi 40" akceptację operacji wydobycia wraku. Sowiecki okręt – jak argumentował Colby – zawiera "informacje, których nie można zdobyć z żadnych innych źródeł, na tematy wielkiej wagi dla obrony narodowej". "Komitet 40" omówił sprawę i zaaprobował propozycję.
7 czerwca 1974 r. prezydent Richard Nixon ostatecznie zaakceptował plan.
Atomowe zagrożenie
Osiem dni później Hughes Glomar Explorer wypłynął z Long Beach. 4 lipca statek dopłynął w miejsce zatonięcia K-129. Dzień wcześniej Nixon zakończył wizytę w Moskwie. Ruszyły przygotowania do wydobycia wraku z głębokości 5,2 tys. m.
Prace przez niemal dwa tygodnie utrudniała obecność w pobliżu dwóch sowieckich okrętów wojennych. CIA bała się, że Sowieci mogą spróbować dokonać desantu z helikoptera na pokład Hughes Glomar Explorer. 18 lipca 1974 szef misji polecił rozstawić skrzynie na lądowisku helikopterowym HGE, żeby uniemożliwić Sowietom ewentualne lądowanie. Wydano instrukcje, aby “być przygotowanym na nagły rozkaz zniszczenia materiałów wrażliwych, mogących ujawnić prawdziwy cel misji, gdyby Sowieci próbowali lądować na statku”. Wyznaczono zespół, który miał bronić pokoju kontroli tak długo, aż zostaną zniszczone najważniejsze materiały.
Mimo tych utrudnień, w końcu można było przystąpić do najtrudniejszej fazy operacji – wydobycia wraku. HGE zaczął podnosić K-129 z dna oceanu 1 sierpnia 1974, ponad trzy tygodnie od przybycia statku na miejsce.
Wtedy doszło do najbardziej groźnego momentu operacji. Podczas podnoszenia K-129, 90 proc. wraku - w tym wieżyczka, część z pociskami balistycznymi, centrum dowodzenia, pomieszczenia z silnikami i radiostacją - odłamały się i spadły z powrotem na dno, rozpadając się na części. Uczestnicy misji byli przekonani, że dojdzie do eksplozji. Odetchnęli z ulgą, gdy nic takiego się nie wydarzyło.
Ale operację można było uznać za nieudaną. Wydostano na powierzchnię jedynie niedużą część okrętu, z lukami torpedowymi. Kiedy w czerwcu 1993 panel rosyjskich ekspertów przygotował dla Borysa Jelcyna raport nt. K-129, opierając się wyłącznie na danych rosyjskich służb specjalnych, wynikało z niego, że CIA wyciągnęła jedynie dwie torpedy.
Ósmego sierpnia 1974 część wraku została ostatecznie zabezpieczona i następnego dnia Hughes Glomar Explorer pożeglował w stronę Hawajów.
Przeciek zabił operację
CIA nie zamierzała rezygnować. Ruszyły przygotowania do podjęcia drugiej próby podniesienia K-129. W listopadzie 1974 wywiad oraz wiceszef Pentagonu William Clements rekomendowali kolejną wyprawę. 22 stycznia 1975 "Komitet 40" przedyskutował sprawę i zdecydował się zaproponować prezydentowi nową misję. 6 lutego 1975 prezydent Gerald Ford autoryzował drugą fazę operację – pod kryptonimem MATADOR.
Do administracji doszły tymczasem słuchy, że do kilku redakcji gazet trafiły informacje demaskujące aktywność Hughes Glomar Explorer. Do ostatniej chwili próbowano zablokować publikację. Nie pomogły jednak spotkania Colby’ego z wydawcami.
19 marca 1975 "New York Times" opublikował obszerny artykuł ujawniający szczegóły Projektu AZORIAN. O tym, że oficjalnie prywatny statek HGE nie szukał manganu, a realizował tajną operację CIA, napisały także "Los Angeles Times" i "Washington Post". Nie wiadomo, kto stał za przeciekiem, który zdemaskował trzymaną w tajemnicy aż przez sześć lat operację.
Obawa przed Sowietami
Oczywiście wraz z opinią publiczną w USA, o wszystkim dowiedział się ZSRR. 28 marca Colby argumentował więc, że "podjęcie drugiej misji jest niewskazane" w związku z ujawnieniem operacji. 5 czerwca 1975 „Komitet 40” spotkał się i uznał, że program powinien być zawieszony.
16 czerwca Kissinger w notatce dla prezydenta (to jeden z odtajnionych dokumentów) pisał: "Jest teraz jasne, że Sowieci nie mają zamiaru pozwolić nam na przeprowadzenie drugiej misji bez ingerencji. Od 28 marca w miejscu katastrofy jest sowiecki holownik i wszystko wskazuje na to, że Sowieci zamierzają utrzymywać to miejsce pod obserwacją. (...) Realna jest groźba bardziej agresywnej i wrogiej reakcji, w tym bezpośrednia konfrontacja z sowieckimi okrętami wojennymi". Kissinger rekomendował zawieszenie projektu.
Tego samego dnia prezydent Ford nakazał zamknięcie operacji.
Autor: Grzegorz Kuczyński / Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: US Navy