Spadająca cena gazu ziemnego, zachodnie sankcje technologiczne oraz spowalniająca chińska gospodarka sprawiają, że podpisane w ubiegłym roku z wielką pompą porozumienia gazowe Rosji i Chin stają się dla Moskwy coraz większym problemem. Inwestycje są opóźnione, a jeden z dwóch projektów może w ogóle nie być zrealizowany.
Ubiegłoroczne porozumienia dotyczyły przede wszystkich budowy i rozpoczęcia przesyłu surowca z Rosji do Chin za pośrednictwem dwóch potężnych gazociągów. Wschodniego, tzw. Siły Syberii, który docelowo połączy pola gazowe we wschodniej Syberii z Szanghajem, oraz zachodniego, tzw. Ałtajskiego lub Siła Syberii II, który połączyć miał pola gazowe w środkowej części Syberii z prowincją Sinciang w zachodnich Chinach.
Gazprom stwarza pozory
Budowa pierwszego z tych gazociągów już trwa, zarówno po rosyjskiej stronie granicy, jak też po chińskiej, co jest stałym obiektem dumy w rosyjskich mediach. Na mocy 30-letniego kontraktu trafiać nim będzie do Chin 38 mld metrów sześciennych gazu rocznie, zaspokajając niespełna 10 proc. szacowanego chińskiego zapotrzebowania w 2020 roku.
Po ostatnim spotkaniu szefów rosyjskiego Gazpromu i chińskiego PetroChina, które miało miejsce w połowie sierpnia, Rosjanie zapewniali również o postępach w pracach nad zachodnim gazociągiem, którym przesyłane ma być rocznie 30 mld metrów sześciennych surowca.
- Nasze rozmowy mają bardzo dobrą dynamikę, strony uzgodniły podstawowe warunki dostaw, m.in. korytarz, którym gazociąg będzie przekraczał granicę – informował Gazprom w wydanym oświadczeniu. - Oznacza to, że trasa nabrała realnych kształtów — komentował szef zarządu spółki, Aleksiej Miller.
Gazociąg zachodni - wątpliwy
W rzeczywistości eksperci są już praktycznie pewni, że powstanie zachodniej rury będzie co najmniej opóźnione o kilka lat, jeżeli w ogóle kiedykolwiek wejdzie ona w fazę budowy. Agencja TASS poinformowała już, że najprawdopodobniej nie dojdzie do podpisania umowy w tej sprawie w trakcie wrześniowej wizyty Władimira Putina w Pekinie, zaś pod koniec lipca zarówno strona chińska, jak i rosyjskie media informowały wręcz o zawieszeniu tej inwestycji - według dziennika „Wiedomosti”, na czas nieokreślony.
Odpowiedź na pytanie o przyczyny takiej decyzji wskazuje sama geografia – rura, którą gaz z Syberii dostarczony zostanie na zachodnie rubieże Chin, wymaga dobudowania po stronie chińskiej rozległej infrastruktury przesyłowej, którą przetransportowano by go dalej do energochłonnych zagłębi przemysłowych na wschodzie kraju. Tymczasem jak podkreśla Oleg Kuzmin, ekonomista cytowany przez „Financial Times”, projekty obu rur były w dużej mierze motywowane politycznie i zwyczajnie nie wytrzymują one ekonomicznych wyliczeń strony chińskiej.
Bezlitosne chińskie kalkulacje
Okazuje się, że również budowa wschodniej rury nie przebiega tak, jak przekonują Rosjanie. Analitycy z Morgan Stanley wskazali, że samo jej rozpoczęcie nastąpiło z półrocznym opóźnieniem, co oznacza, że gaz popłynie nie w 2018 roku, ale najwcześniej w połowie 2019. Pojawiały się również doniesienia, jakoby wciąż nieuregulowane były ważne kwestie finansowe, dotyczące kredytowania tej inwestycji.
Chińczycy nie chcieli również zaangażować się w budowę rosyjskiego gazoportu we Władywostoku, z którego możliwe miałoby być eksportowanie statkami skroplonego gazu ziemnego. Projekt ten już od dłuższego czasu zmaga się z problemami i jego powstanie jest przekładane w czasie.
Powodów kryzysu w realizacji podpisanych umów gazowych jest wiele, Moskwa na wszelkie sposoby stara się jednak nimi nie chwalić. Pekin z kolei nie ma w nagłaśnianiu sprawy żadnego interesu – zgodnie ze swoim zwyczajem negocjacyjnym, nie pali mostów i nie dzieli się zbyt wieloma informacjami z mediami, ale jednocześnie bardzo uważnie kalkuluje, myśli długofalowo i bezlitośnie wykorzystuje słabości partnera negocjacyjnego.
Trzy przyczyny kryzysu
Przede wszystkim zabójczy dla Rosjan okazuje się spadek ceny ropy i związany z tym spadek ceny gazu. Gazprom przeważnie dąży do powiązania indeksacji cen ropy do cen, po których sprzedawany jest gaz. Tym razem powiązanie to jednak przynosi straty - gdy umowy były podpisywane w maju 2014 roku, ropa typu Brent kosztowała ponad 100 dolarów za baryłkę, dziś kosztuje mniej niż połowę tej kwoty, grubo poniżej 50 dolarów.
Szczegóły kontraktu z Chińczykami nie są znane, wiadomo jednak, że wynegocjowana z nimi cena za gaz nie była stała, ale zależna od cen surowca na giełdach. W ten sposób przedsięwzięcie, przy założeniu utrzymania się niskich cen gazu, może nie tylko nie być opłacalne, ale wręcz generować poważne straty po stronie Rosjan.
Po drugie, amerykańskie sankcje nałożone na Rosję, zakazujące eksportu niektórych technologii z branży energetycznej do tego kraju, utrudniają jej planowane stworzenie olbrzymiej, niezbędnej do realizacji kontraktów z Chinami infrastruktury. Sankcje te doprowadziły również do spadku rynkowej wartości rosyjskich spółek energetycznych, zwłaszcza Gazpromu, co utrudnia mu politykę inwestycyjną.
Po trzecie chińska gospodarka spowalnia, a więc jej zapotrzebowanie na gaz staje się przeszacowane. Jednocześnie Pekinowi z sukcesami udaje się dywersyfikować źródła importu gazu, kupowanej zwłaszcza z Azji Środkowej i Afryki, rozwija on również swoje możliwości importu drogą morską.
To wszystko ogranicza chińskie zapotrzebowanie na skomplikowane dostawy rosyjskiego gazu. W połączeniu z faktem rozpoczętej już budowy gazociągu Siła Syberii, obniża to próg opłacalności zwłaszcza dla zachodniej rury z Syberii szybciej, niż toczą się rozmowy na jej temat.
Niegościnny Daleki Wschód
Spadająca cena ropy i gazu, spowalniająca gospodarka Chin oraz międzynarodowe sankcje nałożone na Rosję są poważnym wyzwaniem nie tylko dla rurociągów na Syberii – zagrożone są również rozbudowa Nord Streamu czy ogłoszony osobiście przez Władimira Putina Turkish Stream do granicy turecko-greckiej.
Jednak to właśnie umowy gazowe Moskwy z Pekinem odbiły się na świecie największym echem i miały szczególne znaczenie propagandowe dla Kremla – miały dowodzić, że Rosja nie jest uzależniona gospodarczo od Europy, z którą jest coraz bardziej skonfliktowana. Ta „energetyczna ucieczka” Rosji na Daleki Wschód okazuje się jednak znacznie trudniejsza i bardziej nieprzewidywalna, niż Rosjanie chcieliby przyznać.
Autor: Maciej Michałek
Źródło zdjęcia głównego: Artur Tarkowski / tvn24.pl