Po trwającym kilkanaście godzin szturmie na Bangi, rebelianci zajęli stolicę Republiki Środkowoafrykańskiej, a prezydent kraju Francois Bozize uciekł przez rzekę do Konga - podała agencja Reutera. Według świadków w starciu zginęło sześciu żołnierzy RPA. W mieście są francuscy żołnierze wysłani w sobotę do ochrony międzynarodowego lotniska. Prezydent Francois Hollande zapowiedział, że wzmocni kontyngent, by chronić swoich obywateli.
W Republice Środkowoafrykańskiej jest obecnie około 400 żołnierzy RPA. - Widziałem ciała sześciu południowoafrykańskich żołnierzy. Wszyscy zostali zastrzeleni. Zniszczono także ich samochody. Inni żołnierze RPA przyszli, by zabrać zwłoki - relacjonował agencji Reuters świadek starć.
Według źródła ONZ południowoafrykański kontyngent, który przybył do Republiki Środkowoafrykańskiej w celu szkolenia jej wojska, przygotowuje się do wyjazdu.
Rebeliancka koalicja "Seleka" wznowiła w tym tygodniu działania wojenne, deklarując zamiar obalenia prezydenta Francoisa Bozize'a, którego oskarża o nierespektowanie postanowień uzgodnionego w styczniu rozejmu. Na mocy rozejmu rebelianccy bojownicy mieli zostać wcieleni do armii rządowej. Ponadto przedstawiciele koalicji "Seleka" otrzymali kilka kluczowych stanowisk w rządzie, w tym fotel wicepremiera odpowiedzialnego za sprawy obrony.
Stolica zajęta, prezydent uciekł
Jak informuje agencja Reutera, powołując się na źródła rządowe w Republice Środkowoafrykańskiej, w niedzielę rebelianci zajęli stolicę i mają ją pod absolutną kontrolą, a prezydent Bozize, którego w najlepszym wypadku czekałoby uwięzienie, musiał się ratować ucieczką.
Zastrzegający sobie anonimowość prezydencki doradca powiedział, że Bozize, który objął władzę w 2003 roku poprzez wojskowy zamach stanu, przedostał się przez rzekę Ubangi do Demokratycznej Republiki Konga, gdy siły rebelianckie zmierzały w kierunku jego pałacu.
Jak zaznacza Reuters, "Seleka" to luźny związek, grupujący również formacje, które do niedawna ze sobą walczyły. Dlatego nie jest jasne, kto zastąpi Bozize i czy dotychczasowy rząd premiera Nicolasa Tiangaye pozostanie przy władzy.
Od sobotniej nocy wielu mieszkańców Bangi jest pozbawionych wody i prądu po tym, jak "Seleka" odcięła zasilanie w pobliskiej stacji elektroenergetycznej. Mieszkańcy nie mają także żadnego dostępu do informacji. - Żyjemy w całkowitych ciemnościach, bez telewizji i radia. Jesteśmy odcięci od informacji - mówił nad ranem polskiego czasu Reuterowi księgowy, Saint Hardy.
Ostatnie godziny prezydenta
Przebywający w północnej części Bangi reporter agencji Reutera informował już w sobotni wieczór, że rebelianci przejęli kontrolę nad terenem, który obejmował prywatną rezydencję Bozize. Według władz Bozize przebywał jeszcze wtedy w pałacu prezydenckim. - Prezydent Bozize pozostaje u władzy, wciąż nie upadł - zapewniał w rozmowie z Reutersem rzecznik rządu Crepin Mboli-Goumba.
Z kolei rzecznik koalicji "Seleka" Nelson Ndjadder poinformował, że rebelianci zestrzelili atakujący ich od piątku rządowy śmigłowiec bojowy. Wiadomość tę potwierdził wyższy przedstawiciel regionalnych sił pokojowych. - Rebelianci mogą zdobyć Bangi dziś wieczorem - dodał ów przedstawiciel i pomylił się tylko o kilka godzin.
Bozize już prosił. Odesłali go z kwitkiem
Prezydentowi Bozize raczej nie pomogli Francuzi, choć ci w sobotni wieczór zdecydowali o natychmiastowym wysłaniu do kraju swoich wojsk. Głównym zadaniem żołnierzy jest jednak ochrona międzynarodowego lotniska, a nie walka. Paryż tym krokiem chce zapewnić Francuzom przebywająm w Republice Środkowoafrykańskiej bezpieczny wylot, jeżeli ci będą chcieli opuścić kraj.
- Kompania żołnierzy została wysłana do zabezpieczenia lotniska. Jest ono już opanowane - powiedziało francuskie źródło dyplomatyczne w rozmowie z agencją Reutera w sobotniwieczór. - Obecnie nie ma bezpośredniego zagrożenia dla naszych obywateli - dodało źródło. Francuzów poinformowano, iż powinni pozostawać w domach.
Inny anonimowy dyplomata oświadczył, że Paryż poprosił o pilne zwołanie Rady Bezpieczeństwa ONZ, aby przedyskutować rozwiązanie kryzysu, w którym znalazła się dawna francuska kolonia, położona w sercu Afryki.
W grudniu Francois Hollande odmówił już Bozize interwencji zbrojnej, gdy rebelianci podeszli 100 km pod stolicę jego kraju. Oświadczył wtedy, że półtysięczny francuski kontyngent w Bangi stacjonujący tam od lat będzie jedynie bronić mieszkających tam Francuzów (ok. 1,5 tys.), a nie zagrożonej władzy prezydenta. - Francja nie interweniuje już więcej bez błogosławieństwa ONZ - oświadczył Hollande. - To, co było, się skończyło - dodał.
Rwanda zmieniła Paryż
W latach 60., 70. i 80. francuskie wojska wiele razy interweniowały w Afryce, broniąc władzy swoich faworytów - prezydentów Senegalu, Togo, Kamerunu, Gabonu, Konga, Czadu, Dżibuti i Republiki Środkowoafrykańskiej. W tej ostatniej Francuzi odsunęli też od władzy kompromitującego ich samozwańczego cesarza Bokassę I.
W zamian za polityczną i wojskową opiekę wdzięczni prezydenci zapewniali Francji wsparcie na arenie międzynarodowej, a także koncesje na wydobycie cennych minerałów. W kopalni Bakuma na południu Republiki Środkowoafrykańskiej Francuzi wydobywają m.in. uran.
Zmiana polityki Paryża na Czarnym Lądzie przyszła po rzezi Tutsich w Rwandzie w 1994 r. dokonanej przez rządzących Hutu, wspieranych i uzbrajanych przez Paryż. Pod koniec lat 90. premier Lionel Jospin postanowił zamknąć większość francuskich baz wojskowych w Afryce, a w 2010 r. prezydent Nicolas Sarkozy tak pozmieniał układy obronne z państwami afrykańskimi, by nie nakładały one na Francuzów obowiązku wysyłania im na pomoc wojska.
Tam, gdzie jej interesy są poważnie zagrożone, Francja wciąż posyłała wojska, ale starała się, by wyglądało to tak, że interweniuje na prośbę ONZ, UE czy Unii Afrykańskiej. Tak właśnie Francuzi interweniowali w 2011 r. podczas wojny domowej w Wybrzeżu Kości Słoniowej, gdzie najpierw zniszczyli całe lotnictwo wrogiego im prezydenta Laurenta Gbagbo, a w końcu obalili go i aresztowali.
Własną inicjatywą Francuzów była jednak interwencja w Mali z początku tego roku. Francois Hollande zdecydował o wysłaniu tam wojsk, które miały pokierować działaniami kontyngentu oddelegowanego przez Unię Afrykańską do walki z islamskimi bojownikami, którzy zajęli ponad połowę terytorium tego pustynnego kraju.
Francuzi walczą w Mali do tej pory i odnoszą wielkie sukcesy. Za rozbicie tamtejszej bazy Al-Kaidy, która kierowała z Mali działaniami organizacji na terytorium całego Sahelu podziękowały Paryżowi ONZ, NATO i USA.
Republika Środkowoafrykańska, jedno z najuboższych państw świata, posiada bardzo bogate złoża złota, diamentów i uranu.
Autor: adso,dp//kdj / Źródło: PAP, Reuters, tvn24.pl