Wprowadził stan wojenny, tłumaczy dlaczego. "Nie poddam się"

Źródło:
PAP, BBC
Prezydent Korei Południowej ogłosił stan wojenny, kilka godzin później go zniósł. Protesty w Seulu nie ustają
Prezydent Korei Południowej ogłosił stan wojenny, kilka godzin później go zniósł. Protesty w Seulu nie ustająAndrzej Zaucha/Fakty TVN
wideo 2/5
Prezydent Korei Południowej ogłosił stan wojenny, kilka godzin później go zniósł. Protesty w Seulu nie ustająAndrzej Zaucha/Fakty TVN

Prezydent Korei Południowej Jun Suk Jeol bronił w czwartek swojej decyzji o ogłoszeniu stanu wojennego. W telewizyjnym przemówieniu tłumaczył, że chciał w ten sposób "zapobiec upadkowi demokracji i powstrzymać parlamentarną dyktaturę opozycji". Zapowiedział również, że nie ustąpi ze stanowiska.

Prezydent Korei Południowej ogłosił 3 grudnia wieczorem stan wojenny, który po sześciu godzinach zniósł pod naciskiem Zgromadzenia Narodowego. W sobotę partia opozycyjna planuje podać pod głosowanie wniosek o impeachment głowy państwa. Jun Suk Jeol jest pierwszym urzędującym prezydentem Korei Południowej z zakazem opuszczania kraju. Środek ten został zastosowany po objęciu go śledztwem w związku z zarzutami m.in. zamachu stanu i nadużycia władzy.

CZYTAJ TEŻ: Sześciogodzinny stan wojenny. O co chodziło w Korei Południowej

Przemówienie głowy państwa. "Nie poddam się"

W czwartkowym przemówieniu telewizyjnym Jun oznajmił, że wykorzystał swoje prezydenckie uprawnienia do ogłoszenia stanu wojennego "w celu ochrony narodu i normalizacji spraw państwowych przeciwko opozycji, która stała się potworem niszczącym konstytucyjny porządek liberalnej demokracji". - Skorzystanie przez prezydenta z prawa do ogłoszenia nadzwyczajnego stanu wojennego jest aktem sprawowania rządów, który nie podlega kontroli sądowej, podobnie jak korzystanie z prawa do ułaskawienia i wykonywanie uprawnień dyplomatycznych - mówił Jun, oceniając, że jego decyzja nie może być interpretowana jako akt zamachu stanu.

CZYTAJ WIECEJ: Korea Północna krytykuje "gangsterskie" Południe

Orędzie prezydenta Korei Południowej PAP/EPA/YONHAP

W swoim czwartkowym przemówieniu - pierwszym od czasu sobotniego orędzia, w którym przeprosił za ogłoszenie stanu wojennego - prezydent powtórzył wiele argumentów, których użył ogłaszając stan wojenny: że opozycja jest niebezpieczna, a on, przejmując władzę, próbował chronić społeczeństwo i bronić demokracji.

Zapowiedział, że nie ustąpi ze stanowiska. - Nie poddam się, niezależnie od tego, czy zostanę poddany impeachmentowi czy będę objęty dochodzeniem - oświadczył. - Będę walczył do końca - dodał. Zaznaczył jednocześnie, że nie uchyli się od "prawnej i politycznej odpowiedzialności za ogłoszenie stanu wojennego".

CZYTAJ TEŻ: Miał być mózgiem wprowadzenia stanu wojennego. Były minister aresztowany

Opozycja o "skrajnej obłudzie" prezydenta

Główna opozycyjna Partia Demokratyczna (PD) błyskawicznie uznała przemówienie Juna za "wyraz skrajnej obłudy" i "wypowiedzenie wojny narodowi".

PD zapowiedziała przedstawienie drugiego wniosku o impeachment Juna, który miałby zostać głosowany 14 grudnia. Pierwsza próba postawienia głowy państwa w stan oskarżenia przepadła w ubiegłą sobotę w związku z bojkotem ze strony deputowanych Partii Władzy Ludowej (PWL), z której wywodzi się Jun.

Aby wniosek obozu opozycji, który ma 192 mandaty, został przyjęty, wymaga poparcia co najmniej ośmiu deputowanych PWL. Agencje i lokalne media zwracają uwagę, że w ostatnich dniach w szeregach PWL rośnie poparcie dla impeachmentu Juna.

Kilka minut przed czwartkowym wystąpieniem Juna, lider jego partii, Han Dong Hun, pojawił się w telewizji, mówiąc, że stało się jasne, że prezydent nie zamierza ustąpić. Następnie Han wezwał członków partii do głosowania za usunięciem go ze stanowiska w najbliższą sobotę.

Autorka/Autor:momo/kab

Źródło: PAP, BBC

Źródło zdjęcia głównego: PAP/EPA/YONHAP