George Walker Bush odchodzi. Jaką Amerykę zostawia? Bilans jest raczej negatywny: niedokończone wojny w Iraku i Afganistanie, bezrobocie, gospodarka państwa w kryzysie. Ale niektórzy dostrzegają pozytywy: obywatele USA mają poczucie bezpieczeństwa.
Scenariusz tej prezydentury był inny. To polityka wewnętrzna miała stać się priorytetem doby George’a W. Busha. Wszystko zmienił 11 września 2001 roku. Wtedy w zamachu terrorystycznym runął symbol potęgi Ameryki. Zginęło ponad trzy tysiące osób, a atak na World Trade Center przewrócił wszystko do góry nogami i zdeterminował przyszłe dwie kadencje Busha.
Wobec wydarzeń, które wstrząsnęły światem i pokazały, że Stany Zjednoczone nie są niezniszczalną twierdzą, Bush nie mógł zostać obojętny. Republikański prezydent podjął próbę udowodnienia, że Ameryka jest silna i nie pozwoli się zastraszyć. Priorytetem następnych ośmiu lat stała się walka z terroryzmem a zarazem bezpieczeństwo wszystkich Amerykanów.
- Wolność w naszym kraju coraz bardziej zależy od wolności gdzie indziej. Tak samo jak i nasze bezpieczeństwo. Naszym ostatecznym celem jest koniec tyranii na całym świecie. Nie zawsze trzeba do tego dążyć siłą, ale siły będziemy używali tam, gdzie to będzie potrzebne. Wszyscy prześladowani, demokraci, dysydenci walczący o wolność mogą być pewni, że Ameryka będzie stała u ich boku – to tylko jedno z wielu podobnych oświadczeń szefa Ameryki.
Wtedy Amerykanie kochali Busha. Popierało go ponad 70 proc. obywateli. Twardego, zdecydowanego walczyć o nich, o ich dobro, bezpieczeństwo. Za wszelką cenę.
Zniszczyć terrorystów…za wszelką cenę
Walka z terrorem – stała się numer jeden na liście zadań przywódcy najpotężniejszego mocarstwa świata. Ale stała się też jednym z pretekstów do wywołania wojen w Afganistanie i Iraku. Inwazja na Afganistan miała na celu schwytanie wroga numer jeden Ameryki – Osamy bin Ladena i rozgromienie Al-Kaidy. Cel ataku na Irak był podobny, ale tutaj oprócz walki z terrorystami, szło też o zniszczenie broni masowego rażenia, która według amerykańskiego wywiadu znajdowała się w rękach tamtejszych władz. Początkowy błyskawiczny i spektakularny militarny sukces przerodził się w niekończące się działania. Sytuacja w Afganistanie wymyka się spod kontroli a w Iraku broni masowego rażenia nie udało się odnaleźć.
To właśnie przedłużająca walka na obu frontach – a zwłaszcza w Iraku - w dużej mierze przyczyniły się do stanu, kiedy trzy czwarte Amerykanów cieszy się z odejścia urzędującego prezydenta, a czas, w którym rządził i podejmował decyzje o atakach jako okres niezbyt szczęśliwy.
- Ameryka posiada fatalny wizerunek, który ma solidne podstawy w decyzjach podejmowanych przez Busha, zwłaszcza w pierwszej kadencji. Mam tu na myśli bardzo źle prowadzoną wojnę w Afganistanie i coś zupełnie niesłychanego, czyli amerykańską agresję na Irak, która nie miała żadnego uzasadnienia w jakimkolwiek wymiarze. Z tych dwóch wojen Bush nie potrafił Ameryki wyciągnąć - ocenia politolog, profesor Roman Kuźniar, były szef Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych.
- Po wstępnym sukcesie - to największa porażka Busha - tak w TVN24 podsumowywał Irak prof. Zbigniew Lewicki. I dodawał: - Irak pokazał, że Amerykanie nie są w stanie załatwiać rzeczy. (...) W Iraku po zakończeniu działań wojennych, w okresie stabilizacji nie było ani pomysłu ani dobrej realizacji. [To była] po prostu kompromitacja kraju.
Bush pozostawia sfrustrowaną wojnami Amerykę. Sfrustrowaną przede wszystkim coraz większą liczbą ofiar po stronie amerykańskiej armii. Amerykanie nie mogą wybaczyć swojemu przywódcy, że jego decyzje doprowadziły do śmierci 4228 amerykańskich żołnierzy w Iraku (w sumie na w walkach zginęło 4545 żołnierzy sił koalicji) oraz 640 w Afganistanie (1004 - to całkowita liczba ofiar po stronie koalicjantów). Ale złość mieszkańców Stanów Zjednoczonych związanych z wojnami ma też źródło gdzie indziej. Na oba fronty powędrowały potężne środki finansowe – inwazja na Irak i tocząca się wojna domowa pochłonęła już grubo powyżej 680 miliardów dolarów, na Afganistan wydano 184 miliardy. W momencie, gdy gospodarka kuleje, takie kwoty wydawane na walki, są jak woda na młyn dla przeciwników Busha.
Samo hasło walki z terrorem oporów nie budzi. Gorzej, gdy staje się usprawiedliwieniem tortur, do których końcem kadencji przyznali się członkowie republikańskiej administracji. Bush i jego podwładni mydlili oczy światu, powtarzając jak mantrę: nie torturujemy więźniów, a dla wszystkich budzących wątpliwości praktyk wymyślili eufemizm „specjalne metody przesłuchań”. Tuż przed końcem kadencji Busha otwarcie powiedziano: tak, torturowaliśmy. Twarz demokracji nieco zbladła.
z drugiej strony - jak pokazały ostatnie miesiące - sytuacja w Iraku polepsza się. Nie można mówić o całkowitym spokoju, ale z pewnością jest coraz bezpieczniej. Wydaje się, że powoli zaczyna być widać efekty przeznaczonych przez Stany Zjednoczone 51 miliardów dolarów, między innymi na utworzenie systemu sprawiedliwości oraz tamtejsze siły bezpieczeństwa. Jednak na całkowitą stabilizację sytuacji w kraju trzeba będzie jeszcze długo poczekać - a być może wtedy świat uzna - tak jak chce tego Bush - racji w sprawie inwazji.
Katrina pokonała George'a
Nie tylko wojenny front, ale i pogodowy stał się bolączką Busha. Podobnie jak pierwsza, tak i druga kadencja zaczęły się prezydentowi niefortunnie. George zmierzył się z Katriną. Z pojedynku wyszedł przegrany. Huragan, który końcem sierpnia 2005 roku spustoszył wybrzeża południowych stanów i przyczynił się do niemalże całkowitego zniszczenia Nowego Orleanu, był jedną z największych klęsk żywiołowych, jakie dotknęły Amerykę.
Świat znów patrzył jak mocarstwo krwawi i nie może poradzić sobie z tragedią. Tutaj już nie było komu wypowiedzieć wojny, kogo obwinić. Za zaniedbania i indolencję odpowiadali ludzie, których mianował prezydent. Nie było innego wyjścia – Bush musiał przyznać się do błędu. - To była jego osobista porażka. To była także porażka ludzi, którzy byli za to odpowiedzialni - jego [Busha - red.] nominat był szefem komisji odpowiedzialnej za tego typu wypadki - okazał się kompletnie niezdolny do wykonywania pracy - ocenia prof. Lewicki.
I tego Amerykanie nie mogli wybaczyć swojemu prezydentowi - że tak fatalnie pokierował akcją ratunkową katastrofy, w której życie straciło ponad 1,2 tys. osób.
Ameryka w kryzysie
Irak, Afganistan, Katrina – wszystko, co naznaczyło prezydenturę Busha oceniane jest raczej negatywnie. Ale i tak ostateczny cios przyszedł cztery miesiące przed końcem kadencji. Cios w postaci wielkiego, gospodarczego krachu. George W. Bush to nie jedyny winowajca – i pewnie nawet nie główny – amerykańskiego kryzysu. - To nie wina Busha. Trzeba powiedzieć jasno: prezydent coś może albo czegoś nie może - ocenia prof. Lewicki. Wtóruje mu dziennikarz TVN24 Maciej Wierzyński: - On [Bush - red.] nie ponosi całej odpowiedzialności za kryzys. W gospodarce wolnorynkowej możliwości interwencji rządu są ograniczone.
Nie zmieni to jednak faktu, że były gubernator Teksasu na zawsze już będzie kojarzony ze spektakularnym załamaniem się rynku nieruchomości a pokazywane przez media obrazki osób przymusowo opuszczających swoje domy, na długo pozostaną w pamięci Amerykanów (i nie tylko).
Długo też potrwają próby wykaraskania się Ameryki z fatalnego stanu gospodarczego, w jakim się znajduje. Wiele firm zbankrutowało, wiele zmniejszyło liczbę zatrudnienia. Bezrobocie w grudniu 2008 roku przekroczyło 7 proc. i jest najgorsze od kilkudziesięciu lat. Kwota narodowego długi wynosi 10,7 bilionów dolarów (kiedy Bush obejmował stanowisko było to ok. 5,8 bilionów dolarów). Ponad 800 tys. Amerykanów w ostatnim roku straciło swoje domy.
Ale kryzys to nie tylko liczby – we wrześniu 2008 roku zawaliły się podstawy amerykańskiego stylu życia. Życia, które w dużej mierze odbywało się na kredyt.
Plusy?
- Można szukać pozytywnych drobiazgów (w prezydenturze Busha - red.), podobnie jak można szukać plusów takich jak przedszkola dla wszystkich dzieci czy pełne zatrudnienie w systemie komunistycznym. Tylko czy w związku z tym można powiedzieć, że komunizm był dobry? - zastanawia się prof. Kuźniar.
Czy rzeczywiście jest tak, że osiem lat rządów republikanina nie wniosło nic pozytywnego? Chyba jednak da się znaleźć dobre strony tej prezydentury.
Prof. Kuźniar przyznaje, że do plusów polityki Busha zalicza się „pomoc Afryce, zwłaszcza jeśli chodzi o przekazywanie środków na walkę z AIDS oraz zacieśnienie stosunków z Indiami”. Jeśli idzie o te pierwszą sprawę to trudno tu odmówić zasług republikańskiej administracji. Pomoc dla Afryki wzrosła za czasów prezydentury Busha z 1,3 w 2001 do 5 miliardów dolarów w 2008 roku.
Sam Bush w swoim pożegnalnym orędziu poruszył jeszcze jedną – i chyba najważniejszą - kwestię, która wpisuje się w poczet jego sukcesów. To efekt – tym razem pozytywny - wspomnianej już wojny z terroryzmem – Bush dał Amerykanom poczucie bezpieczeństwa. Za niewątpliwą zasługę byłego teksańskiego gubernatora można uznać, że uchronił Amerykanów przez atakami terrorystycznymi.
- Od 11 września Stany Zjednoczone są krajem bezpiecznym. (...) Tego osiągnięcia nie wolno nie docenić. Bezpieczni są obywatele, mogą chodzić po ulicach, jeździć metrem i nie bać się, że coś za chwilę wyleci w powietrze. [Bushowi – red.] udało się zabezpieczyć kraj przed atakiem terrorystycznym – oceniał prof. Lewicki.
Podobnego zdania jest Maciej Wierzyński. - Jeżeli weźmiemy pod uwagę, że po 11 września (2001r.) na terenie Stanów Zjednoczonych nie było żadnego dużego ataku terrorystycznego (...) to Bush może śmiało mówić, że kroki, które podjął (...) okazały się skuteczne.
W siódmą rocznicę ataków na World Trade Center, 62 procent Amerykanów deklarowało, że czuje się bezpiecznie i nie obawia się, że mogą zostać zaatakowani przez terrorystów. Pozostałe 38 proc. wskazywało, że obawiają się trochę lub bardzo, że mogą stać się ofiarami terroryzmu.
Bush a sprawa polska
A co z Polską? Relacje obu naszych krajów zdominowały trzy rzeczy. To oczywiście wsparcie Polaków dla wojsk amerykańskich w Iraku, tarcza antyrakietowa ale też bezwizowy wjazd Polaków do Stanów Zjednoczonych. Jeśli w przypadku pierwszej i drugiej kwestii polskie społeczeństwo wydaje się być spolaryzowane, tak w ostatniej, podziału opinii już raczej nie widać.
Trudno opisać zaskoczenie a zarazem rozczarowanie Polaków, które nastąpiło po przyznaniu wolnego wstępu do „ziemi obiecanej” sześciu krajom Europy Wschodniej. Wśród szczęśliwców znaleźli się Litwini, Węgrzy, Czesi, Słowacy, a także Łotysze i Estończycy. Polaków na tej liście zabrakło. Żal i poczucie niesprawiedliwości było duże. Głównie z powodu właśnie dwóch pozostałych kwestii, które najmocniej odcisnęły się na polsko-amerykańskich stosunkach doby Busha. Wizy były dla Polaków wabikiem dla wsparcia w Iraku oraz możliwości zainstalowania przez Amerykanów części swojego systemu obrony.
- Polacy nie mają powodów, żeby uparcie szukać pozytywnych stron administracji Busha. My byliśmy jedną z jej największych ofiar. Bush, nie tylko nie okazał się geniuszem politycznym w ogóle, ale też wystrychnął Polaków na dudka – ostro ocenia tę kwestię prof. Kuźniar.
W całościowej ocenie „Bush bardzo źle zasłużył się dla stosunków polsko-amerykańskich. Po pierwsze wciągnął nas w brudną wojnę Iraku. Po drugie zwodził nas w kwestii wiz. To było nieprzyzwoite jak Amerykanie zachowywali się w kontekście wiz wobec Polski i Polaków. Cała ta sprawa z wizami jest haniebna i obciąża stosunki polsko-amerykańskie, a zwłaszcza tę prezydenturę. Po trzecie, wepchnął nam zagrażającą naszemu bezpieczeństwu bazę systemu antyrakietowego USA”, uważa prof. Kuźniar.
Bush obiecał Polakom cukierka w postaci wiz. Ale nie za darmo. Kiedy Polska spełniła oczekiwania Ameryki i oddelegowała swoich żołnierzy na front oraz odstąpiła kawałek swojego poletka dla amerykańskiej broni, drażniąc tym samym Rosję, Ameryka Busha o niej zapomniała.
„Źle niedoszacowany” czyli prezydent mniej oficjalnie
O tym wszystkim będziemy pamiętać, wspominając te dwie burzliwe kadencje. Ale odchodzący prezydent zapisał się czymś jeszcze. To lapsusy - językowe potknięcia, których – powiedzmy szczerze - przez osiem lat kadencji nazbierało się sporo. Czym między innymi bawił nas odchodzący prezydent? Skarżył się, że terroryści „źle niedoszacowali” Ameryki (misunderestimated – to połączenie słów misunderstand=źle zrozumiany i underestimated=niedoszacowany). Okazało się też, że Bush to człowiek głębokiej wiary... - Wiem w co wierzę. Będę kontynuował wyrażanie tego w co wierzę – i w co wierzę – wierzę, że w to co wierzę jest dobre – mówił w lipcu 2001.
Czasem miał problem ze zdefiniowaniem wrogów Ameryki... - Nasi wrogowie są nowatorscy i sprytni, podobnie jak my. Oni nigdy nie przestaną myśleć o sposobach by zranić nasz naród i naszych ludzi, podobnie jak my – mówił w 2004 roku.
I żalił się na swoją pracę... – Wiesz, jedną z najtrudniejszych kawałków w mojej pracy jest powiązanie Iraku z wojną z terrorem – mówił dla CBS News we wrześniu 2006 r. Przypomnijmy, że to właśnie walka z terroryzmem stała się jednym pretekstów rozpoczęcia obu wojen.
Okazał się też gorliwym miłośnikiem zwierząt... - Myślę, że istoty ludzkie i ryby mogą żyć pokojowo.
Bush opuszcza Amerykę
- Bush pozostawia Amerykę w bardzo podłym stanie, zarówno jeśli chodzi o sytuację wewnętrzną, jak i pozycję międzynarodową. Amerykańscy komentatorzy są zgodnie przeświadczeni, że epoka Busha była katastrofalna dla Ameryki oraz, że był to najgorszy prezydent w ciągu ostatnich kilkudziesięciu lat – to ostra ocena profesora Kuźniara.
Podobnie z Bushem żegnają się ci, którymi rządził przez osiem lat. 28 procent Amerykanów uważa, że George Walker Bush to najgorszy prezydent w historii kraju. 40 proc. ocenia, że jego prezydentura była kiepska, ale jedna trzecia Amerykanów jest zdania, że dobrze rządził Ameryką.
Miałem odwagę podejmować trudne decyzje – mówi Bush. I dodaje: - To historia mnie oceni. Twarz Ameryki na świecie, sekretarz stanu Condoleezza Rice wtóruje: - Ludzie już niedługo będą dziękować Bushowi za to co zrobił.
Źródło: legia.com,zaglebie-lubin.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24/East News