Brytyjski premier Boris Johnson odwiedził dotknięte powodzią tereny w północnej i środkowej Anglii. Nie wszyscy przyjęli go z entuzjazmem. Szefowi rządu zarzucono opieszałość i niewystarczające działania. - Nie jestem bardzo szczęśliwa, że z panem rozmawiam, więc jeśli nie ma pan nic przeciwko, będę się dalej sama zamartwiała - usłyszał Johnson od jednej z mieszkanek.
Boris Johnson w środę był w miejscowości Stainforth w hrabstwie South Yorkshire, która znajduje się pomiędzy 110-tysięcznym Doncaster a niemal kompletnie zalaną wskutek powodzi wioską Fishlake.
Część mieszkańców Stainforth jednak mało przychylnie odnosiła się do wizyty premiera.
"Nie spieszyłeś się, co, Boris?"
- Nie jestem bardzo szczęśliwa, że z panem rozmawiam, więc jeśli nie ma pan nic przeciwko, będę się dalej sama zamartwiała, jak to teraz robię - powiedziała Johnsonowi jedna z mieszkanek. Inny mieszkaniec zawołał do premiera: - Nie spieszyłeś się, co, Boris?
Zapytany przez szefa brytyjskiego rządu, czy jest coś, co może dla niego zrobić, mężczyzna odparł: - Nie, dziękuję, daję sobie radę.
Johnson, odnosząc się później do tych krytycznych głosów, oświadczył, że "trudno przecenić cierpienia, które wywołała powódź".
Dodatkowa pomoc dla poszkodowanych
We wtorek wieczorem po posiedzeniu rządowego sztabu kryzysowego Johnson ogłosił dodatkową pomoc dla poszkodowanych. W ramach tych działań w środę do South Yorkshire przybyło dodatkowych 100 żołnierzy, którzy będą pomagali w usuwaniu skutków powodzi.
Zapowiedział też przekazanie władzom gmin dotkniętych przez powódź środków w wysokości 500 funtów na każde poszkodowane gospodarstwo domowe oraz przekazanie do 2500 funtów małym i średnim przedsiębiorstwom na pokrycie strat nieobjętych ubezpieczeniem.
Skala potrzebnej pomocy może być jednak większa, niż początkowo przypuszczano. W środę podano, że część mieszkańców Fishlake nie będzie mogła powrócić do domów nawet przez trzy tygodnie. Trudna sytuacja jest też w Doncaster, gdzie ewakuowano ponad 1000 domów, a około 500 nadal jest zalanych.
Meteorolodzy zapowiadają na czwartek dalsze opady na większości terytorium Anglii. Dobrą wiadomością jest to, że odwołano już wszystkie pięć poważnych ostrzeżeń powodziowych (oznaczających zagrożenie dla życia), które przez ostatnich kilka dni obowiązywały na rzece Don. To oznacza, że w żadnym miejscu w kraju nie obowiązują już ostrzeżenia najwyższego stopnia.
Powódź w centrum kampanii wyborczej
Tymczasem powódź staje się jednym z głównych tematów kampanii przed wyznaczonymi na 12 grudnia wyborami parlamentarnymi, a opozycja wytyka niewystarczające jej zdaniem działania rządu. Zarówno lider Partii Pracy Jeremy Corbyn, jak i szefowa Liberalnych Demokratów Jo Swinson wzywają Johnsona do ogłoszenia stanu wyjątkowego na zalanych terenach.
Powódź ma kontekst wyborczy także dlatego, że to właśnie tereny nią dotknięte mają być jednym z głównych pól walki o głosy. Całe South Yorkshire to bastion Partii Pracy, ale to zarazem hrabstwo, w którym większość uczestników referendum z 2016 roku opowiedziało się za wystąpieniem z Unii Europejskiej.
Strategia Partii Konserwatywnej zakłada, że właśnie o takie okręgi musi ona powalczyć, jeśli ma zdobyć bezwzględną większość w Izbie Gmin.
Autor: momo//now / Źródło: PAP, Reuters