Spędził w syryjskiej niewoli 152 dni. W tym czasie przeżył dwie fałszywe egzekucje, doświadczył głodu, upokorzenia i strachu. - Byłem zakładnikiem w zdradzonej przez rewolucję Syrii, która stała się własnością bandytów, krajem gdzie zatriumfowało zło - mówi w wywiadzie dla "La Stampa" Domenico Quirico, włoski dziennikarz porwany w kwietniu przez syryjskich przez rebeliantów.
8 kwietnia Domenico Quirico jechał w konwoju zmierzającym do Al-Kusajr, położonego blisko 30 km na południe od Homs. By było bezpieczniej, podróżowali nocą z wyłączonymi światłami. Wieźli zapasy dla Wolnej Armii Syryjskiej. Miasto było zniszczone w wyniku bombardowań, dlatego ekipa postanowiła spróbować dostać się do Damaszku. Gdy wyjeżdżali z miasta, drogę zajechały im dwa auta pełne zamaskowanych mężczyzn. - Kazali nam wysiąść, po czym zabrali nas do jakiegoś budynku i pobili twierdząc, że jesteśmy funkcjonariuszami reżimu - mówił Quirico.
Porywacze okazali się gorliwymi muzułmanami modlącymi się pięć razy dziennie i śpiewający religijne pieśni. W piątki słuchali kazań wzywających do świętej wojny przeciwko Baszarowi el-Asadowi. - Stało się jasne, że jesteśmy w rękach rebeliantów walczących z syryjskim wojskiem - przyznał.
Syria, kraj gdzie zło zatriumfowało
- Trzymali nas jak zwierzęta: leżeliśmy na materacach wypełnionych słomą, w małych pomieszczeniach z zamkniętymi oknami mimo straszliwego upału. Dawali nam resztki swojego jedzenia - opisuje niewolę Włoch. - Upokarzające było proszenie o pozwolenie na skorzystanie z toalety. Myślę, że mieli wiele satysfakcji z z tego, że widzieli bogatego mieszkańca Zachodu, który musiał zachowywać się jak żebrak - uważa.
- W małym, ciemnym pomieszczeniu, walczyłem ze strachem, głodem, niekończącymi się upokorzeniami i brakiem litości - opowiada Quirico. Jak dodaje, przeżył "dwie fałszywe egzekucje" i "milczenie Boga".
- Byłem zakładnikiem w zdradzonej przez rewolucję Syrii, która stała się własnością fanatyków i bandytów. Syria stała się krajem zła, krajem gdzie triumfuje zło - stwierdził.
Z powodu bombardowań, porwani wraz z oprawcami zmienili raz miejsce pobytu. - To był jedyny moment, kiedy byliśmy traktowani jak ludzie, a nawet, w pewnym sensie, uprzejmie - powiedział Włoch. - Dali nam to samo jedzenie, jakie sami jedli - dodał.
Akt miłosierdzia
Opowiada, jak jego oprawcy modlili się obok niego, "bez wyrzutów sumienia, oddani swoim rytuałom". Jest ciekaw, co wtedy "mówili do swojego Boga".
Podczas niewoli dziennikarz doświadczył, jak mówił, "tylko jednego aktu miłosierdzia". Jeden z rebeliantów pozwolił mu zadzwonić do rodziny. - Udało mi się porozmawiać z nią zaledwie 20 sekund - wspomina. Był szósty czerwca.
Jak worek ziarna
Wraz z innymi porwanymi dwukrotnie probował uciec rebeliantom. Bezskutecznie. Za drugim razem w ramach kary zostali zamknięci na trzy dni w magazynie z rękami związanymi za plecami.
- Czujesz się jak worek ziarna, coś, co ma wartość o ile może zostać sprzedane. Mogą cię skopać, ale nie zabić, bo wtedy nie będą mogli cię sprzedać - tłumaczył. Upragniona wolność przyszła ósmego września. Rebelianci zawieźli uprowadzoną ekipę w pobliże granicy syryjsko-tureckiej.
- Kazali nam wyjść z samochodów i iść przed siebie. Byłem pewien, że chcą nas zabić - przyznał i dodał: "Jednak nikt nie użył kałasznikowa. To był moment naszego wyzwolenia".
Autor: rf//kdj / Źródło: Guardian, BBC News, La Stampa