Kalifornijski funkcjonariusz interweniował, gdy pojazd firmy Google jechał zbyt wolno i tamował ruch. Policjant ograniczył się do pouczenia, bo nie miał komu wręczyć mandatu. W środku nie było kierowcy, a jedynie pasażer.
Do prawdopodobnie pierwszego zatrzymania samochodu-robota przez policję doszło w czwartek w Mountain View, miejscowości w której Google ma swoją główną siedzibę. Funkcjonariusz patrolujący miasto zauważył sznur samochodów jadących zaskakująco wolno. Okazało się, że na przedzie jest mały automatyczny samochód Google, który spowalnia ruch.
Pojazd jechał 25 mil na godzinę (około 40 km/h) w miejscu, gdzie ograniczenie wynosiło 35 mph. Oznaczało to, że poprzez swoją powolną jazdę robot łamał przepis mówiący o nie blokowaniu ruchu. Policjant przystąpił więc do interwencji. Samochód zatrzymał się na poboczu na rozkaz nadzorującego go pracownika Google, który jechał jako pasażer.
Obyło się bez mandatu, bo przewinienie nie było wielkie. Nie było też jasne, komu należałoby go wręczyć, skoro nikt nie kierował samochodem.
Jak wyjaśnił Google, samochód jechał tak wolno, bo wszystkie jego pojazdy-roboty mają prędkość maksymalną ograniczoną do 25 mph ze względów bezpieczeństwa. Firma wydaje się być zadowolona z całego incydentu. - Zbyt wolna jazda? Zakład, że ludzie nie są za to zbyt często zatrzymywani - napisano na stronie projektu „Google Self-Driving Car”. Firma chwali się, że jej pojazdy-roboty przejechały już niemal dwa miliony kilometrów i nie dostały ani jednego mandatu.
Autor: mk/ja / Źródło: CNN, Google
Źródło zdjęcia głównego: Google