Brytyjska turystka spędziła cztery godziny w wodzie, zagubiona u wybrzeży portugalskiego archipelagu Madera. 65-latka skoczyła do oceanu po kłótni z mężem, by dogonić statek wycieczkowy, którym miał odpływać. Kobietę, kurczowo ściskającą własną torebkę, marynarze wyłowili około północy.
Do zdarzenia doszło w sobotę 26 marca.
Torebki nie puściła
Susan Brown została wyłowiona przez marynarzy z portu Funchal w odległości ok. 500 m od brzegów należącej do Portugalii wyspy Madera na Atlantyku.
Według portugalskiej gazety "Correio da Manha" Brownowie, którzy wyruszyli w rejs statkiem wycieczkowym Marco Polo, pokłócili się na jego pokładzie i zeszli na ląd w Funchal. Postanowili przerwać zagraniczny wojaż i wrócić do kraju samolotem. Jak podają świadkowie, para w porcie lotniczym nadal ostro się kłóciła i w pewnym momencie rozdzieliła.
Gdy kobieta zobaczyła odpływający w dalszy rejs statek Marco Polo, z położonej nad brzegiem morza płyty lotniska rzuciła się do wody, by dogonić jednostkę. Podejrzewała - jak się potem okazało, błędnie - że na pokładzie jest jej małżonek. Skoczyła w fale oceanu tak, jak stała: w ubraniu i z torebką w ręku. Było około godziny 20. Cztery godziny później, zagubioną i zziębniętą - ale nadal z torebką w rękach - wyciągnęli marynarze przepływającej obok jednostki. Przedstawiciel portu Felix Marques powiedział, że zaalarmowały ich krzyki kobiety.
Temperatura wody wynosiła wtedy ok. 18 st. C.
W ostatniej chwili
- Wyglądała jak ocalony pasażer Titanica. Gdy zobaczyliśmy ją w świetle latarek, była półprzytomna. Ma szczęście, że żyje - powiedział jeden z marynarzy, którzy uratowali kobietę. - Nie wiem, czy by przeżyła kolejne 30 minut - dodał.
Portugalska telewizja SIC podała, że mąż kobiety nie wsiadł na pokład Marco Polo, ale odleciał już wcześniej, pierwszym samolotem, do Wielkiej Brytanii.
Autor: asz//rzw / Źródło: "The Guardian"
Źródło zdjęcia głównego: Pjotr Mahhonin / Wikipedia (CC BY-SA 3.0)