Nowy amerykański myśliwiec wielozadaniowy F-35 pomyślnie zdał ważny egzamin. Zrzucono z niego naprowadzaną laserowo bombę, która po 35 sekundach lotu trafiła w stary czołg stojący na poligonie w Kalifornii. Dojście do tego etapu od pierwszego lotu F-35 zajęło produkującemu maszynę koncernowi Lockheed Martin siedem lat.
Do próby doszło we wtorek, aczkolwiek Pentagon poinformował o niej z opóźnieniem. Zrzutu ważącej ćwierć tony bomby Paveway II dokonał należący do Korpusu Piechoty Morskiej F-35 w wersji B, czyli skróconego startu i lądowania. Celem był stary czołg stający na poligonie przyległym do bazy lotnictwa Edwards. Bomba spadała z wysokości ośmiu tysięcy metrów przez 35 sekund.
Jak zapewnia Pentagon i Lockheed Martin, Paveway II naprowadzany wiązką laserową emitowaną przez myśliwiec trafił dokładnie w cel. Bomba nie zawierała jednak ładunku wybuchowego, bowiem była wersją treningową. - Ten test wyznacza moment, kiedy F-35 stał się prawdziwą bronią - stwierdził pilot myśliwca, major Richard Rusnok.
Wcześniej inne F-35 przeprowadzały próby z odpalaniem rakiet. Wyrzucano również z zamykanych komór na uzbrojenie niekierowane bomby i rakiety, co służyło wyłącznie wypróbowaniu tego, czy całe oprzyrządowanie mechaniczne działa jak powinno, a ładunki nie będą uderzały w samolot po zetknięciu się z pędzącym powietrzem. W przyszłym miesiącu jest planowana kolejna próba zrzutu naprowadzanej bomby, tym razem dwa razy większej, półtonowej GBU-32.
Drobiazgowe próby
Dojście do etapu, kiedy jakoby F-35 stał się "prawdziwą bronią", zajęło od momentu pierwszego lotu siedem lat. Program prób w locie najnowszego amerykańskiego myśliwca piątej generacji jest wyjątkowo długotrwały i rozbudowany. Równocześnie trzeba bowiem wypróbować trzy znacznie różniące się maszyny.
Wersja A, "normalna", ma być najliczniejsza i trafić do USAF oraz większości klientów eksportowych. Wersja B ma system skróconego startu i pionowego lądowania, w czym jest podobna do słynnego Harriera. Przeznaczono ją głównie dla Korpusu Piechoty Morskiej i na eksport do krajów posiadających mniejsze lotniskowce, czyli np. Wielkiej Brytanii i Włoch. Wersja C, "morska", jest specjalnie przystosowana do operowania z lotniskowców US Navy.
Testy najpierw prowadził sam koncern Lockheed Martin, a teraz robią to także wojskowi. Do dzisiaj wyprodukowano niemal 70 egzemplarzy różnych wersji F-35 i wszystkie służą do różnych prób oraz szkolenia przyszłych pilotów. Ponieważ Joint Strike Fighter (JSF) ma stać się podstawą amerykańskiego lotnictwa na nadchodzące dekady, potrzeba bardzo licznej odpowiednio wyszkolonej kadry.
Astronomicznie drogi program
Po sporych opóźnieniach i wielu problemach wykrytych podczas prób, produkcja seryjna F-35 powoli się rozpędza. Lockheed Martin ma obecnie podpisane kontrakty na produkcję niemal stu następnych maszyn, które w większości trafią do lotnictwa USA, a w mniejszym stopniu na eksport. Wstępne zamówienia na F-35 opiewają na trzy tysiące sztuk. Dodatkowo Lockheed Martin liczy na sprzedanie dodatkowego tysiąca maszyn na całym świecie. Jeśli te przewidywania się spełnią, JSF będzie jednym z najliczniej produkowanych wojskowych odrzutowców.
Pojedynczy egzemplarz myśliwca ma kosztować od 150 do niemal 200 milionów dolarów w zależności od wersji (najtańsza jest A). Oznacza to dwukrotny wzrost względem pierwotnie zakładanej ceny. Przy czym jest to koszt nie uwzględniający pieniędzy włożonych w badania i rozwój technologii. Same opracowanie F-35 kosztowało około 50 miliardów dolarów, za co zapłacili w większości podatnicy amerykańscy. Ogólnie badania, produkcja, budowa baz, szkolenia i utrzymanie floty JSF do końca ich istnienia ma kosztować około biliona dolarów.
W zamian Amerykanie mają zyskać najnowocześniejszy wielozadaniowy samolot świata. Nie będzie tak szybki i zwrotny jak na przykład najnowsze konstrukcje rosyjskie, ale ma to nadrabiać dopracowaną technologią "stealth" i świetną elektroniką, która pozwoli pilotowi być lepiej zorientowanym w sytuacji. Dzięki temu F-35 ma mieć przewagę w walce.
Autor: mk\mtom / Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Lockheed Martin