Moskwa nie rozumie, po co Polsce pod Kaliningradem potrzebne są amerykańskie Patrioty, skoro pełno jest tam rakiet rosyjskich - tak dziennik "Kommiersant" komentuje piątkowe uwagi szefa dyplomacji Rosji Siergieja Ławrowa, dotyczące rozmieszczenia amerykańskiej baterii w Morągu.
Ławrow oświadczył w piątek na konferencji prasowej w Moskwie, że nie rozumie polskich planów; że nie może pojąć, po co tworzyć wrażenie, iż Polska umacnia się przeciwko Rosji.
Pytanie wróciło po roku
"Kommiersant" zauważa, że "dokładnie takie pytanie Warszawa adresowała do Moskwy w zeszłym roku, gdy rosyjscy wojskowi ogłosili plany wzmocnienia sił Rosji w regionie Morza Bałtyckiego i przeprowadzili bezpośrednio u polskich granic wielkie manewry Zachód-2009". "Polskie pytanie do dzisiaj pozostaje bez odpowiedzi" - zaznacza gazeta.
Dziennik wskazuje, że "obecna reakcja ministra zauważalnie różni się od stanowiska, jakie w tej kwestii zajął on w ubiegłym roku". "Wówczas pan Ławrow oznajmił, że w sprawie rozmieszczenia w Polsce rakiet Patriot 'nie ma nic do komentowania' i że Moskwę niepokoją nie te baterie, lecz losy trzeciego rejonu pozycyjnego (czyli planów ulokowania elementów amerykańskiej tarczy antyrakietowej w Europie Środkowej" - wyjaśnia dziennik.
Wzmocnienie floty? Nie po Patriotach
"Kommiersant" zwraca uwagę, że w przeddzień konferencji prasowej Ławrowa rosyjskie Ministerstwo Obrony "oficjalnie uspokoiło opinię publiczną" zaprzeczając, jakoby planowało wzmocnić Flotę Bałtycką Rosji w odpowiedzi na plany rozmieszczenia baterii Patriotów w Polsce.
Wzmocnienie Floty Bałtyckiej w odpowiedzi na te plany zapowiedział w czwartek wysoki rangą przedstawiciel rosyjskiej marynarki wojennej, którego cytowała agencja RIA-Nowosti. "Przede wszystkim wzmocniona zostanie nawodna, podwodna i lotnicza część Floty Bałtyckiej" - oświadczył informator rosyjskiej agencji.
Wszystkie przedsięwzięcia w sferze przezbrajania i modernizacji, prowadzone w rosyjskiej marynarce wojennej, w tym Flocie Bałtyckiej, odbywają się planowo, w ramach zmiany oblicza sił zbrojnych. komunikat rosyjskiego ministerstwa obrony
"Wszystkie przedsięwzięcia w sferze przezbrajania i modernizacji, prowadzone w rosyjskiej marynarce wojennej, w tym Flocie Bałtyckiej, odbywają się planowo, w ramach zmiany oblicza sił zbrojnych" - głosi jednak komunikat resortu obrony Rosji.
"Kommiersant" podkreśla, że "o tych 'planach' i 'ramach' częściowo poinformowano już jakiś czas temu, a interesujące jest to, że założono w nich wzmocnienie wojsk na granicach z Polską".
Jak przypomina dziennik, w 2009 roku ówczesny dowódca Floty Bałtyckiej, wiceadmirał Wiktor Mardusin zapowiedział, że liczebność rosyjskich wojsk na Bałtyku wzrośnie o 3,5 tys. żołnierzy. Mniej więcej w tym samym czasie - podaje "Kommiersant" - zastępca Mardusina, generał Aleksandr Koljako ogłosił, że "w najbliższych dwóch-trzech latach w lotnictwie Floty Bałtyckiej zamierza się wymienić wszystkie przestarzałe maszyny na nowe samoloty czwartej generacji".
Zmodernizowana obrona powietrzna
Nie bacząc na to, że część ościennego terytorium polskiego, na wschód od linii Gdańsk-Warszawa, nie była osłaniana jakimikolwiek rakietami przeciwlotniczymi, żadnych pytań pod adresem Moskwy na temat: +Dlaczego umacnia się w tym rejonie?+, na przestrzeni ponad 10 lat na szczeblu oficjalnym ze strony Polaków nie było. "Kommiersant"
Gazeta przypomina też, że rosyjska obrona powietrzna w obwodzie kaliningradzkim została poważnie wzmocniona już w latach 90. "Właśnie wtedy jako uzupełnienie dla wyrzutni S-300W, w miejsce przestarzałych systemów radzieckich, przerzucono tam kilka dywizjonów baterii S-300PS, odpowiedników Patriotów" - pisze "Kommiersant".
Dziennik zauważa, że "dwa z tych dywizjonów - w rejonie Mamonowa i na Mierzei Wiślanej - ulokowano bezpośrednio przy granicy z Polską: w odległości, odpowiednio, 5 i 17 km".
"Nie bacząc na to, że część ościennego terytorium polskiego, na wschód od linii Gdańsk-Warszawa, nie była osłaniana jakimikolwiek rakietami przeciwlotniczymi, żadnych pytań pod adresem Moskwy na temat: 'Dlaczego umacnia się w tym rejonie?', na przestrzeni ponad 10 lat na szczeblu oficjalnym ze strony Polaków nie było" - pisze "Kommiersant".
Sikorski jak Ławrow?
"Pytania pojawiły się dopiero w zeszłym roku i to z innego, o wiele ważniejszego powodu" - dodaje gazeta i przypomina reakcję Polski na rosyjsko-białoruskie manewry wojskowe Zachód-2009.
"Kommiersant" przywołuje opinię polskiego ministra spraw zagranicznych Radosława Sikorskiego, który "wezwawszy amerykańskiego prezydenta Baracka Obamę do zwrócenia uwagi na aktywność militarną u wschodnich granic Polski, oficjalnie ocenił ćwiczenia mianem nieprzyjaznego aktu". "Po co Rosja wysyła taki sygnał? Czyżbyśmy nie wiedzieli jaką ma silną armię?" - cytuje dziennik słowa szefa polskiej dyplomacji, wypowiedziane na początku listopada ub. roku na konferencji na temat Partnerstwa Wschodniego UE w waszyngtońskim Brookings Institution.
W ocenie "Kommiersanta", brzmiały one "zupełnie po ławrowowsku".
Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24