W mieście Akcakale po tureckiej stronie granicy przez cały dzień pakowane są nawozy, następnie przewożone przez granicę do Syrii. Trafiają jednak nie do farmerów, ale do dżihadystów, którzy produkują z nich bomby.
Turcy pracujący przy dostawach nawozów do kontrolowanych przez Państwo Islamskie syryjskich miejscowości nie mają wątpliwości, jakie jest rzeczywiste przeznaczenie tych transportów. - To nie jest do nawożenia, tylko do produkcji bomb - otwarcie przyznaje Mehmet Ayhan, opozycyjny polityk walczący o miejsce w tureckim parlamencie. W rozmowie z "New York Timesem" popiera on jednak tę działalność, argumentując, że zapewnia ona pracę w biednym tureckim mieście.
- Tak długo, jak ludzie w Turcji zarabiają na sprzedaży nawozów, jest ona czymś dobrym, niezależnie od tego, do czego służą te nawozy w Syrii - ocenił polityk.
Wiele przygranicznych miejscowości podupadło, odkąd wojna domowa w Syrii osłabiła zwyczajny handel transgraniczny.
Wybuchowy proceder
Saletra amonowa jest stosowanym na całym świecie nawozem mineralnym, który ma jednocześnie silne właściwości wybuchowe. W związku z tym wykorzystywana jest przez terrorystów przy produkcji ładunków wybuchowych. Użyto jej m.in. w zamachu bombowym w Oklahoma City w 1995 roku, w którym zginęło 168 osób, a także w zamachu na nowojorską wieżę World Trade Center w 1993 roku, w którym zginęło 6 osób, a ponad tysiąc zostało rannych.
Lokalne władze w Turcji nie potrafią wyjaśnić, w jaki sposób nawozy mogą legalnie przedostawać się przez granicę z terenami kontrolowanymi przez islamistów. Politycy, z którymi rozmawiali dziennikarze "New York Timesa" zaprzeczali, jakoby transporty nawozów pokonywały tę drogę lub podkreślali, że nawet jeśli tak się dzieje, to służą one jedynie celom rolniczym.
Oficjalnie handel przygraniczny z obszarami Syrii kontrolowanymi przez rebeliantów nie został jednak zakazany.
Turcja gra na dwa fronty?
Zaopatrywanie przez Turków bojowników Państwa Islamskiego w materiały do produkcji bomb stawia pod znakiem zapytania charakter zaangażowania Turcji w walkę z tym ugrupowaniem.
Turcja, ważny członek NATO, ma liczącą 1,2 tys. km granicę z Syrią i Irakiem. Jak dotąd Ankara odmawiała udziału w operacjach militarnych międzynarodowej koalicji, której siły powietrzne pod egidą USA walczą z dżihadystami.
Turcja wzmocniła jednak kontrole graniczne, by powstrzymać przepływ ochotników chcących wstąpić w szeregi islamistów. Władzom w Ankarze wielokrotnie zarzucano utrzymywanie niejednoznacznych relacji z dżihadystami przekraczającymi turecką granicę w celu wsparcia rebelii w Syrii.
Z kolei prezydenta Recepa Tayyipa Erdogana oskarżano o popieranie najbardziej radykalnych grup syryjskich powstańców, w tym Państwa Islamskiego, w celu przyspieszenia upadku reżimu prezydenta Baszara el-Asada. Zdaniem Erdogana nie da się osiągnąć pokoju bez obalenia syryjskiego prezydenta i powołania nowego rządu.
Autor: mm//rzw / Źródło: New York Times, PAP