Stany Zjednoczone uważają, że atak artyleryjski Korei Północnej na południowokoreańską wyspę Yeonpyeong był odosobnionym incydentem i nie jest częścią większej akcji militarnej Phenianu - uznał w środę amerykański Departament Stanu.
Rzecznik Departamentu Stanu P.J. Crowley powiedział, że Stany Zjednoczone oczekują od jedynego liczącego się sojusznika Phenianu - Chin - że te zmuszą Koreę Północną do zaprzestania prowokacyjnego zachowania.
Jest to zbieżne z ocenami amerykańskiej armii, która twierdzi, że wpływ Pekinu na władze Korei Północnej jest kluczowy. - Jedynym krajem, który ma wpływ na Phenian są Chiny, więc ich przywództwo jest absolutnie kluczowe - powiedział szef Kolegium Połączonych Szefów Sztabów admirał Mike Mullen.
Według Pentagonu, ostrzał Yeonpyeong ma związek z przekazaniem władzy przez Kim Dzong Ila swojemu synowi - Kim Dzong Unowi.
Niebezpieczny rejon
Ostrzelana we wtorek wyspa Yeonpyeong znajduje się na Morzu Żółtym około 3 km na południe od granicy morskiej i 120 km na zachód od Seulu. Mieszka tam ok. 1,2 tys. ludzi.
W przeszłości dochodziło już do incydentów w rejonie tej wyspy. W potyczce z 2002 roku zatopiony został południowokoreański okręt, na którym zginęło sześciu marynarzy, a w 1999 w starciu zginęło 30 północnokoreańskich żołnierzy, a kilkunastu południowokoreańskich zostało rannych.
Źródło: PAP, tvn24.pl