Policja otworzyła ogień do demonstrantów szturmujących parlament w Nairobi, stolicy Kenii. Co najmniej kilku demonstrantów zginęło, ponad 50 osób zostało rannych. Doszło do pożaru budynku - informuje Reuters. Protesty w stolicy wybuchły po uchwaleniu ustawy o nowych podatkach. Demonstracje odbywały się też w innych miastach. W kraju pojawiły się zakłócenia w łączności internetowej.
Jak relacjonował Reuters, protesty początkowo przebiegały w spokojnej atmosferze, później zaczęły gromadzić się tłumy. Policja próbowała rozgonić ludzi, używając gazu łzawiącego. Protestujący odpowiedzieli rzucając kamieniami. Ludzie wspinali się na policyjne pojazdy. Doszło do szturmu kompleksu parlamentu. Gdy gaz łzawiący i armatki wodne nie rozproszyły tłumu, policja otworzyła do niego ogień.
Informacje dotyczące zabitych i rannych nie są jednoznaczne. Według Kenijskiego Stowarzyszenia Medycznego policja zastrzeliła co najmniej pięć osób. Dziennikarz agencji Reuters również poinformował o co najmniej pięciu ciałach demonstrantów przed parlamentem. Ratownik medyczny Richard Ngumo powiedział agencji Reuters, że w wyniku ostrzału rannych zostało ponad 50 osób.
Miejscowa telewizja KTN News mówiła wcześniej o ośmiu zabitych. Z kolei kenijskie organizacje pozarządowe, w tym krajowy oddział Amnesty International, podały, że w zajściach zginęło pięć osób, a ponad 30 zostało rannych. Poinformowały także, że w ciągu ostatniej doby umundurowani i ubrani po cywilnemu funkcjonariusze zatrzymali 21 osób.
Ambasadorowie i wysocy komisarze w Kenii z Wielkiej Brytanii, Stanów Zjednoczonych i Niemiec wyrazili we wspólnym oświadczeniu, że są głęboko zaniepokojeni przemocą, której byli świadkami podczas protestów. Wezwali także do powściągliwości ze wszystkich stron i zachęcali wszystkich do znalezienia pokojowych rozwiązań.
Pożar w parlamencie
Część gmachu parlamentu w Nairobi stanęła w płomieniach. Jak informują świadkowie, starcia protestujących z policją rozgrywały się zarówno przed, jak i w gmachu parlamentu.
Jak podaje Reuters, policji ostatecznie udało się wypędzić protestujących z budynku wśród chmury gazu łzawiącego i huku wystrzałów. Lokalne media podały, że parlamentarzystów ewakuowano podziemnymi tunelami.
AFP podała, że protestujący tłum podpalił też położoną niedaleko parlamentu siedzibę gubernatora Nairobi. Agencje poinformowały, że w kraju pojawiły się zakłócenia w łączności internetowej.
Protesty i starcia odbyły się także w kilku innych miastach i miasteczkach w całym kraju. Policja użyła także gazu łzawiącego w Eldoret w zachodniej Kenii, rodzinnym mieście prezydenta Williama Ruto. Do starć doszło też w nadmorskim mieście Mombasa, demonstranci wyszli na ulice w Kisumu i Garissie we wschodniej Kenii, gdzie policja zablokowała główną drogę do somalijskiego portu.
Zaatakowano kenijski Czerwony Krzyż
Kenijski Czerwony Krzyż poinformował na X, że zaatakowano pojazdy, wolontariuszy i personel organizacji. "Nie możemy zapewnić interwencji ratujących życie bez zagwarantowanego bezpieczeństwa dla naszego personelu i wolontariuszy" - podał Czerwony Krzyż w komunikacie.
"Niezwykle istotne jest, abyśmy mogli bez przeszkód kontynuować nasze wysiłki humanitarne. To niesprawiedliwe, że oskarża się nas o pobicie członków parlamentu, podczas gdy nasi pracownicy i wolontariusze narażają swoje życie, aby zapewnić niezbędną opiekę medyczną osobom potrzebującym" - zaznaczono.
Protesty w Kenii
Kenijczycy zmagają się z kilkoma wstrząsami gospodarczymi spowodowanymi utrzymującymi się skutkami pandemii COVID-19, wojną w Ukrainie, dwoma kolejnymi latami suszy i spadkiem wartości waluty.
Protestują w związku z projektem nowej ustawy finansowej, której celem jest zebranie dodatkowych 2,7 miliarda dolarów z podatków, aby zmniejszyć zadłużenie państwa. Kontrowersyjny projekt ustawy zawiera przepisy postrzegane jako nakładające dodatkowe obciążenia na obywateli i przedsiębiorstwa. Decyzja parlamentu wywołała ogromny protest społeczeństwa, zwłaszcza wśród młodych ludzi. Wielu wzywa także do ustąpienia prezydenta Williama Ruto.
Jak przypomina BBC, rząd wycofał się z niektórych kontrowersyjnych propozycji, ale nie udało się załagodzić sprzeciwu opinii publicznej. Wielu protestujących żąda teraz wyrzucenia całego projektu ustawy.
- Chcemy zamknąć parlament. Każdy poseł powinien ustąpić i podać się do dymisji - powiedział agencji Reuters jeden z protestujących, który próbował wejść do parlamentu. - Będziemy mieli nowy rząd - dodał.
Źródło: Reuters, BBC, PAP
Źródło zdjęcia głównego: DANIEL IRUNGU/EPA/PAP