Ofiara gwałtu w centrum wojny ideologicznej o aborcję. Siłą przerwali zabieg


Porwana i zmuszona do prostytucji 32-letnia Argentynka zaszła w ciążę. Zgodnie z nowym prawem, kobieta mogła przejść legalną aborcję. Jednak konserwatywni katoliccy aktywiści przy pomocy burmistrza Buenos Aires siłą zablokowali procedurę. Po krótkiej i intensywnej batalii, w której wypowiedział się nawet Sąd Najwyższy, kobieta znów może przejść zabieg. Jednocześnie jej prawnicy szykują szereg pozwów.

32-letnia kobieta, której tożsamość nie została podana do publicznej wiadomości, padła ofiarą zaciętej walki o aborcję w Argentynie. Tak jak w większości krajów Ameryki Południowej, gdzie kościół katolicki ma bardzo silne wpływy w społeczeństwie, do niedawna zabieg usunięcia ciąży był w Argentynie całkowicie zabroniony.

W ostatnich latach coraz większy zasięg zyskuje jednak kampania społeczna na rzecz dopuszczenia aborcji w ograniczonych sytuacjach, tak aby kobiety mogły przechodzić zabieg w "ludzkich" warunkach. Jak wynika z badań Ministerstwa Zdrowia, rocznie w Argentynie dochodzi do około pół miliona aborcji, z czego większość w warunkach będących zagrożeniem dla zdrowia i życia kobiet.

W marcu 2012 roku argentyński Sąd Najwyższy orzekł, iż aborcja jest dopuszczalna, w sytuacji zagrożenia życia matki lub jeśli jest wynikiem gwałtu. Spór ideologiczny Z tego nowego prawa chciała skorzystać 32-latka, która zdołała uciec z domu publicznego na południu Argentyny i znalazła schronienie w specjalnym ośrodku dla ofiar przemocy seksualnej w Buenos Aires. Przy pomocy pracowników instytucji kobieta została zapisana na zabieg aborcji, który miał zostać przeprowadzony w ubiegły wtorek. O sprawie dowiedział się jednak konserwatywny burmistrz Buenos Aires Mauricio Macri, który prowadzi krucjatę przeciw usuwaniu ciąży. Polityk próbował wcześniej ograniczyć skutki orzeczenia Sądu Najwyższego, forsując w lokalnym parlamencie zapis w prawie, umożliwiający aborcję w wypadku gwałtu tylko do 12 tygodni po zapłodnieniu. Jego przeciwnicy zdołali jednak obalić ten zapis, w zamian zezwalając dziewczynkom od 14 roku życia na aborcję bez zgody rodziców (było to motywowane tym, że większość gwałtów na nieletnich dokonują członkowie rodziny). Pokonany burmistrz postanowił więc wziąć walkę z aborcją we własne ręce. Gdy dowiedział się o zaplanowanym zabiegu 32-latki, przekazał tę informację do organizacji katolickich walczących z usuwaniem ciąży. Aktywiści - pod wodzą między innym kapelana szpitala, w którym miał zostać przeprowadzony zabieg - oblegli najpierw dom kobiety i dom jej rodziców. Rodzina 32-latki do tego momentu nie wiedziała nic o traumie swojej bliskiej. Bojowa obstrukcja W dniu zaplanowanej aborcji, w miniony wtorek, grupa aktywistów wdarła się do szpitala i według relacji świadków zastraszyła kobietę oraz zablokowała fizycznie zabieg. Tego samego dnia lokalny sąd pozytywnie rozpatrzył wniosek działaczy "pro-life", którzy domagali się zablokowania procedury. Sędzina świadomie uczyniła to wbrew prawu ustanowionemu przez Sąd Najwyższy. Po gwałtownych zajściach sprawa stała się bardzo głośna na całą Argentynę. Orzeczeniem lokalnego sądu szybko zajął się sam Sąd Najwyższy, którego jurysdykcja została podważona. Już w czwartek najważniejszy sąd Argentyny wydał wyrok, znoszący decyzję sądu z Buenos Aires jako nielegalną. Zabieg mógł zostać przeprowadzony nawet w piątek, ale nie wiadomo czy doszedł do skutku. Ze względów bezpieczeństwa sprawa jest utrzymywana w tajemnicy. Prawnik 32-latki i wspierające ją organizacje walczące o prawa kobiet zapowiadają złożenie szeregu pozwów, w tym przeciwko burmistrzowi, kapelanowi szpitala i sędzi z lokalnego sądu. - Moja klientka była ofiarą handlarzy ludźmi, została zgwałcona i nie chce tej ciąży. Musiała na dodatek cierpieć protesty przed domem, ujawnienie informacji rodzinie i różne zupełnie niepotrzebne upokorzenia - stwierdził adwokat Pablo Vicente.

Autor: mk//kdj/k / Źródło: Reuters, Fox News