W lesie miała odnaleźć skradzione dzieło Picassa. Teraz ostrzega: to oszustwo


Holenderska pisarka, autorka książki o głośnej kradzieży obrazów, twierdzi, że otrzymała tajemniczą wiadomość ze wskazówkami o miejscu ukrycia skradzionego sześć lat temu dzieła Picassa. Podążając za instrukcjami, znalazła w Rumunii zawinięty w folię obraz. Miała to być "Głowa arlekina" pędzla hiszpańskiego artysty. Euforię przerwała jednak belgijska grupa teatralna, która przekazała w oświadczeniu, że cudowne znalezisko to fałszywka.

W 2012 roku do muzeum w Rotterdamie wkradło się trzech mężczyzn. Ich łupem padły obrazy wybitnych artystów - Picassa, Moneta, Matisse'a czy Gauguina, warte łącznie około 200 milionów euro.

Holenderska policja za punkt honoru postawiła sobie schwytanie sprawców zuchwałej kradzieży. Funkcjonariuszom udało się aresztować złodziei w 2013 roku, ale to była tylko połowa sukcesu. Nie udało się bowiem odzyskać skradzionych dzieł sztuki.

Eksperci uważają, że co najmniej trzy zostały spalone. W ten sposób sprawcy chcieli zatrzeć ślady posiadanych obrazów - informuje agencja Reutera.

Tajemniczy list

I tak od 2013 roku sprawa skradzionych obrazów stała w miejscu. Aż do listopada tego roku, gdy Mira Feticu otrzymała tajemniczy list ze wskazówkami mającymi prowadzić do miejsca ukrycia jednego z dzieł. Feticu to mieszkająca w Holandii pisarka rumuńskiego pochodzenia, autorka książki opisującej zuchwałą kradzież z 2012 roku. Pisarka twierdzi, że o liście powiadomiła holenderską policję, miała jednak nie otrzymać odpowiedzi.

Jak pisze "New York Times", kobieta zastosowała się do wskazówek. Kupiła bilety do Rumunii i w towarzystwie kolegi, dziennikarza Franka Westermana, poleciała do Bukaresztu.

- Obraz był zakopany w lesie, niedaleko wsi Carcaliu, skąd wywodzili się złodzieje - opowiadała Feticu w rozmowie z amerykańskim dziennikiem. - Miałam przejść 450 metrów od drogi i znalazłam znaki na drzewach. Obok drzewa oznaczonego czerwonymi symbolami znalazłam pod kamieniem obraz. Zawinięty był w plastikową folię. Rozpłakałam się, gdy go zobaczyłam - relacjonowała.

Jak wyjaśniała, z obrazem wróciła do Bukaresztu i zwróciła się po pomoc do holenderskiej ambasady. Rzeczniczka MSZ Holandii poinformowała, że stało się to w rezydencji holenderskiego ambasadora w Bukareszcie. Komunikat w sprawie odnalezienia obrazu wydała rumuńska prokuratura. Obraz miał następnie trafić do Narodowego Muzeum Sztuki w Bukareszcie i zostać poddany dokładnym badaniom.

Informacje o sensacyjnym znalezisku szybko zwróciły uwagę światowych mediów. Nic dziwnego, wartość "Głowy arlekina" wyceniona jest na około 800 tysięcy euro.

Eksperci szybko zaczęli jednak powątpiewać w autentyczność znalezionego obrazu. Peter van Beveren, kurator wystawy, na której wystawiono skradzione dzieło, w rozmowie z dziennikarzami tłumaczył, że obraz ma "zbyt wiele rozbieżności" z oryginałem. - Paski, kolory, detale, to się nie zgadza. Z tego, co widzę, to falsyfikat. W każdym razie wysokiej jakości - ocenił.

Projekt belgijskich reżyserów

Jak twierdzi Feticu, w ostatnią niedzielę otrzymała mailem kolejną zaskakującą wiadomość. Dwaj mężczyźni przedstawiający się jako Bart Baele i Yves Degryse poinformowali ją, że historia z obrazem w roli głównej to mistyfikacja.

Mężczyźni są członkami grupy teatralnej Berlin. W oświadczeniu na stronie teatru w Antwerpii napisali, że ukrycie obrazu było elementem ich projektu zatytułowanego "True Copy" ("Prawdziwa Kopia").

W ten sposób reżyserzy chcieli zwrócić uwagę na swoją twórczość, poświęconą słynnemu fałszerzowi sztuki Geertowi Janowi Jansenowi, którego prace zyskały olbrzymią popularność na przełomie lat 80. i 90.

Rumuńskie i holenderskie władze nie potwierdziły na razie, czy znaleziony obraz faktycznie jest fałszywką.

Autor: asty//kg / Źródło: Reuters BBC