Homs jest odcięte od świata, reżim Baszara El Asada bez przerwy je bombarduje.
Na oczach kamery
Niedawno wzruszyło i jednocześnie zszokowało nagranie dwulatka, umierającego przy włączonej kamerze. Czuwają przy nim ojciec i babcia. Lekarz bezradnie rozkłada ręce, bo nie ma sprzętu, by je uratować.
Dwuletni Adna umiera. Jego śmierć obejrzały miliony widzów na całym świecie, bo to była też ostatnia relacja zabitej w Homs wojennej korespondentki Marie Colvin.
Filmik zdecydował się wyemitować Anderson Cooper w programie na antenie telewizji CNN. Rozciągnął jeszcze bardziej granice realizmu korespondencji wojennej. Można się zastanawiać, czy ich nie przekroczył.
- To mnie zupełnie nie przeraża, wręcz jest to moim zdaniem po prostu piękne - przyznaje Jerzy Haszczyński, dziennikarz, który ubiegłym roku na własne oczy śledził wydarzenia w Libii.
Jego zdaniem najważniejsze by śmierci, która w miejscach objętych konfliktem jest wszechobecna, nie odrzeć z godności, nie otrzeć o banał.
Po co?
Według Janiny Ochojskiej, szefowej Polskiej Akcji HUmanitarnej pokazywanie takich obrazów bardziej porusza ludzi. Odmiennego zdania jest profesor Zbigniew Mikołejko, filozof religii, który pokazywanie śmierci na żywo nazywa pornografią. - Różne rzeczy robimy oglądając telewizję, a tam jest konanie. Jak to można wyprzedawać? - pyta.
- Nie bawi mnie oglądanie śmierci. Jestem księdzem, jeśli trzeba asystować umierającym robię to, ale nie chciałbym ze śmierci robić widowiska - przekonuje Tomasz Alexsiewicz, dominikanin.
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24, fot. PAP/EPA