Brakuje jedzenia, leków i lekarzy. Dzieci umierają, bo nie ma sprzętu, by je uratować. Syryjskie Homs od miesięcy jest odciętym od świata piekłem. Przerażające, wzruszające i szokujące zdjęcia stamtąd pokazuje się, bo wciąż pozostaje nadzieja, że obudzą sumienia decydentów.
Homs jest odcięte od świata, reżim Baszara El Asada bez przerwy je bombarduje.
Na oczach kamery
Niedawno wzruszyło i jednocześnie zszokowało nagranie dwulatka, umierającego przy włączonej kamerze. Czuwają przy nim ojciec i babcia. Lekarz bezradnie rozkłada ręce, bo nie ma sprzętu, by je uratować.
Dwuletni Adna umiera. Jego śmierć obejrzały miliony widzów na całym świecie, bo to była też ostatnia relacja zabitej w Homs wojennej korespondentki Marie Colvin.
Filmik zdecydował się wyemitować Anderson Cooper w programie na antenie telewizji CNN. Rozciągnął jeszcze bardziej granice realizmu korespondencji wojennej. Można się zastanawiać, czy ich nie przekroczył.
- To mnie zupełnie nie przeraża, wręcz jest to moim zdaniem po prostu piękne - przyznaje Jerzy Haszczyński, dziennikarz, który ubiegłym roku na własne oczy śledził wydarzenia w Libii.
Jego zdaniem najważniejsze by śmierci, która w miejscach objętych konfliktem jest wszechobecna, nie odrzeć z godności, nie otrzeć o banał.
Po co?
Według Janiny Ochojskiej, szefowej Polskiej Akcji HUmanitarnej pokazywanie takich obrazów bardziej porusza ludzi. Odmiennego zdania jest profesor Zbigniew Mikołejko, filozof religii, który pokazywanie śmierci na żywo nazywa pornografią. - Różne rzeczy robimy oglądając telewizję, a tam jest konanie. Jak to można wyprzedawać? - pyta.
- Nie bawi mnie oglądanie śmierci. Jestem księdzem, jeśli trzeba asystować umierającym robię to, ale nie chciałbym ze śmierci robić widowiska - przekonuje Tomasz Alexsiewicz, dominikanin.
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24, fot. PAP/EPA